Problem indiański nie jest problemem historycznym., To jak najbardziej problem współczesnej Ameryki, nie tylko tej amerykańskiej, ale i kanadyjskiej i meksykańskiej i całego kontynentu amerykańskiego – od Alaski po Ziemię Ognistą.
Oczywiście problemy te najbardziej ogniskują się na terenie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Dlatego, że obszar ten to
arena historycznych słynnych bitew i pogromów,
ale i dlatego, że po dziś dzień żyją potomkowie słynnych Siouxów, Apaczów, Mohawków, czy Navahów – którzy stawiają odważne pytania i domagają się odważnych decyzji. Politycznych i gospodarczych.
Takie miejsca jak Wounded Knee, Sand Creek, Little Big Horn, Fort Laramie, takie wydarzenia, jak Szlak Łez, wojny Wodza Józefa – to pojęcia sfery historycznej. Na nieszczęście białej Ameryki, Indianie żyją nadal, organizują się w samorządowe społeczności, próbują walczyć o zwiększenie swoich swobód obywatelskich.
Sądzę, że nie będzie przesadą teza, że czerwona Ameryka to wyrzut sumienia amerykańskiego białego społeczeństwa, rządów stanowych i federalnych.
Indianie pozamykani w rezerwatach mieli przyjąć „białe nawyki” lub zniknąć w miejskich czeluściach, mieli przyjąć amerykańsko-europejski styl życia.
Tymczasem okazało się, że rezerwaty stały się idealnym miejscem tworzenia społeczności lokalnych. Pine Ridge, bodaj najbiedniejszy rezerwat zajmowany przez Siouxów, stał się miejscem powstania Red Power i Ruchu Indian Amerykańskich (AIM – American Indian Movement) – panindiańskich ciał politycznych wspomagających tradycyjne społeczności w walce o samostanowienie.
Rezerwat Four Corners zajmowany m.in. przez Hopi, Navaho stał się miejscem tworzenia gospodarczej potęgi indiańskich przedsiębiorców. Rezerwat Kahnawake na granicy kanadyjsko-amerykańskiej to żywy przykład prób znajdowania się w trudnych międzynarodowych realiach… Rezerwaty Shoshonów to miejsca walki o czyste środowisko naturalne… Wymieniać można w nieskończoność …
Indianie na wszelkie sposoby próbują zwracać na siebie uwagę.
W 1969 r. rozpoczęli okupację wyspy Alcatraz, by stworzyć namiastkę swojego terytorium; w 1973r. zajęli historyczną osadę Wounded Knee, by zaprotestować przeciwko ingerencji amerykańskiego rządu w indiańskie samorządowe sprawy i by odrzucić rządy narzuconego przez USA Dicka Wilsona; w 1978r. zorganizowali Najdłuższy Marsz do Waszyngtony, by zaprotestować przeciwko dramatycznie złym projektom „ustaw antyindiańskich”; przez lata 80. walczyli z agresywnymi prowokacjami FBI i nieprzychylnego im BIA – Biura ds. Indian. Najgłośniejszy ostatni protest to Oka w Kahnawake na początku lat 90. – Mohawkowie powstali ponad granicami, by zwrócić uwagę na swoją krytyczną sytuację gospodarczą. Współcześnie stworzyli prężne organizmy polityczne, kulturowe, społeczne, takie jak Międzynarodowa Rada Traktatów Indiańskich; Narodowa Rada Amerykańskich Indian, Indiańska Komisja ds. Zdrowia, indiańskie federacje młodzieżowe, szumnie otwierano Muzeum Amerykańskich Indian w Waszyngtonie, powstają indiańskie federacje gospodarcze i polityczne. Siouxowie z Pine Ridge z grupy Russella Meansa na początku tego roku dokonali realnego, jednostronnego wypowiedzenia traktatów z rządami USA i ogłosili powstanie autonomicznego kraju Indian – Lakotah – obejmującego część stanów Wyoming, Dakoty (Północna i Południowa), Montana i Nebraska. Zrobili po raz pierwszy to, co nagminnie czyniły rządy i dywizje Stanów Zjednoczonych.
Wobec tego wszystkiego jak
ponury żart
brzmi informacja, że kongresmani chcą przeprosić Indian za lata eksterminacji. By jednak nie tworzyć precedensu i nie musieć zajmować się poważnie współczesnymi problemami swoich rdzennych sąsiadów, chcą te przeprosiny wpisać do nowelizacji ustawy …o opiece zdrowotnej.
No bo też problemów jest mnóstwo – począwszy od dokładnego wyjaśnienia pomyłki jaką jest więzienie jednego z przywódców AIM Leonarda Peltiera, który fałszywie został oskarżony o zabójstwo dwóch agentów FBI, poprzez problemy niewolniczego wykorzystywania Indian do wydobywania uranu, sprawy „indiańskich połowów”, czyli praw rdzennych mieszkańców północno-zachodniej części Ameryki do tradycyjnych połowów na oceanie, trudności w rozwoju przedsiębiorczości indiańskiej, sprawy skażenia indiańskich rezerwatów, profanacji świętych indiańskich miejsc, na problemach politycznych skończywszy.
Zacne jest to, że jest ktoś kto chce – w ślad za rządem australijskim – wyciągnąć rękę w stronę „natives” i przełamać złe stereotypy. Warto jednak by było, by nie był to pusty gest, ale początek poważnej przyjaznej polityki i znajdowania prób do pokojowego współistnienia indiańskich i białych społeczności.
Inaczej bowiem ten śmieszny gest będzie odebrany jako amerykańska obłuda.
Inne tematy w dziale Polityka