(wywiad Marioli Zdancewicz, redaktor naczelnej magazynu Merkuriusz z Krzysztofem Mączkowskim, wiceprzewodniczącym Rady Miasta Poznania)
8 lipca br. 542 posłów Europejskiego Parlamentu zagłosowało za raportem, którego Pan jest inicjatorem, a sprawozdawcą nasz europoseł Marcin Libicki. Proszę powiedzieć, jak do tego doszło.
- Wszystko się zaczęło 18 maja 2006 r., kiedy złożyłem na ręce szefa Komisji Petycji, posła Marcina Libickiego, petycję w sprawie zagrożeń ekologicznych na Bałtyku przez budowę Gazociągu Północnego. W lipcu 2006 r. petycja została uznana za zasadną, na specjalnym posiedzeniu kolegium Komisji Petycji. Rok później zaprezentowałem ją osobiście w Brukseli, a Komisja jednomyślnie podjęła decyzję o sporządzeniu raportu. Musiał być on zaakceptowany przez dwa fora Parlamentu Europejskiego: przez konwent szefów komisji i przez szefów geopolitycznych. Mimo obaw o sprzeciw Niemców, raport trafił na forum całego Parlamentu Europejskiego. Kluczowym momentem było styczniowe public hearing, czyli publiczne przesłuchanie problemu, którego dotyczyła petycja. Po wielu analizach, dokumentach, opiniach naukowców z uniwersytetów w Finlandii, Szwecji, Uniwersytetu Wileńskiego na Litwie, polskich instytutów naukowych, Morskiego Instytutu Rybackiego, IMGW, Urzędu Morskiego, mogłem zaprezentować pełne spektrum zagrożeń związanych z tą inwestycją. Po moim wystąpieniu, naukowcy z całej Europy prezentowali środowiskowe, ekonomiczne i geopolityczne aspekty tej budowy, wyrażając negatywny stosunek do całego przedsięwzięcia. Cieszę się, że udało się przekonać parlamentarzystów, że nie jest to sprawa lokalna, dotycząca tylko Europy Środkowo-Wschodniej, ale jest to problem ogólnoeuropejski, który dotyczy problematyki ochrony środowiska, ale również zagadnień ekonomicznych, energetycznych, czy geopolitycznych. Raport został przyjęty przez Komisję Petycji, przygniatającym stosunkiem głosów.
Czy już wtedy Komisji przewodził Marcin Libicki?
- Tak, był aktywny od samego początku i muszę powiedzieć, że jego zasługą było podtrzymywanie tematu i przeprowadzenie go przez rafy Parlamentu Europejskiego. Komisja Petycji otrzymała wsparcie dwóch innych komisji: Spraw Zagranicznych oraz Badań, Energii i Przemysłu, które również wyraziły krytyczną opinię o gazociągu Nord Stream. Finałem sprawy była debata na forum Parlamentu Europejskiego w dniu 8 lipca 2008 r. Kilkadziesiąt poprawek miało złagodzić negatywny wydźwięk raportu. Na szczęście zostały odrzucone. Dzisiaj wiele zależy od Komisji Europejskiej, która jest przymuszona przez Parlament do bardziej zdecydowanych działań.
Proszę powiedzieć, czy często zdarza się złożenie wniosku z własnej inicjatywy?
- Raczej nie. Słyszałem od kilku parlamentarzystów, że raporty składane z własnej inicjatywy w innych komisjach są dość częstym zjawiskiem, ale w przypadku Komisji Petycji, ma to miejsce bardzo rzadko. A już zupełnym ewenementem jest jednomyślne podejmowanie takich decyzji. Zaskoczeniem było dla mnie także to, że poparli mnie właściwie wszyscy przemawiający europosłowie, od lewicy po prawicę. Padały nawet stwierdzenia, że zgoda Parlamentu na gazociąg w obecnie planowanym morskim przebiegu, wystawia na pośmiewisko całe europejskie mówienie o ochronie środowiska. Nie wierzę w to, że niezależne oceny sporządzone przez ekspertów, wykazałyby nieszkodliwy wpływ na środowisko gazociągu przebiegającego w zaplanowanej pierwotnie postaci. Właściwie nikt nie mówi, że rurociąg nie ma powstać, domagamy się tylko, aby był zbudowany na lądzie.
Powiedział Pan, że poparli Pana wszyscy europosłowie, niezależnie od frakcji i poglądów, a jednak socjaliści odrzucili tę część petycji, która mówiła o tym, że na inwestycje powinny się zgodzić wszystkie kraje przybrzeżne. Jaki jest więc dalszy los projektu?
- Rzeczywiście, socjaliści nie zaakceptowali tej poprawki. Według niektórych komentatorów miało to zasadnicze znaczenie. Ja się z tym nie zgadzam, ponieważ, jeżeli rozpatrywalibyśmy petycję tylko w kontekście politycznym, to istotnie, wykreślenie tej poprawki byłoby dużym problemem. Ale raport nie dotyczył spraw politycznych, lecz środowiskowych. Nie można udawać, że problemu nie ma, bo wszystkie argumenty, związane z zagrożeniami, wynikającymi z planowanego przebiegu gazociągu, zostały podtrzymane. Komisja Europejska będzie miała pełne prawo, aby domagać się niezależnych ekspertyz. Pozostaje pytanie, czy będzie chciała to robić. Rozczarowała mnie postawa komisarza UE ds. środowiska Stavrosa Dimasa, który lekceważąc problem, ogólnikowo wyrażał się o zagrożeniach. Gniewne wystąpienia europarlamentarzystów pod jego adresem, mogą świadczyć o tym, że skończyła się ich cierpliwość i będą domagali się twardych decyzji. Sprawa jest bardzo poważna i została ona rozdmuchana do rangi europejskiej. Mam więc nadzieję, że rezolucja przyczyni się do przeniesienia gazociągu z morza na ląd.
Pan Marcin Libicki powiedział, że bardzo silne było lobbowanie przed głosowaniem, na rzecz tego co poprzeć, a czego nie. Jak Pan to ocenia?
- Jestem tym zaszokowany. Oczywiście, każdy parlament ulega pewnym wpływom. To, niestety, smutna prawda. Natomiast wyczyny Nord Streamu, są po prostu oburzające. Przysłano „ściągę” z rekomendacją, które poprawki odrzucić, a które przyjąć. Taką instrukcję głosowania otrzymali europarlamentarzyści, trafiła ona również w polskie ręce. Ponadto dawny kanclerz Schroeder, szef rady nadzorczej Nord Streamu, przyjeżdżał do Strasburga i Brukseli, by namawiać niemieckich europarlamentarzystów, żeby odrzucili raport.
Czy to nie kwalifikuje się na jakąś grubą aferę?
- Pojęcie afery w Polsce i Europie jest najwyraźniej trochę inne. Mam nadzieję, że posłowie nie odpuszczą tej sprawy. Jest to chyba jedna z pierwszych, tak wyraźnych prób wpływania na opinię Parlamentu.
Miejmy nadzieję, że będą jakieś konsekwencje, zarówno w sprawie petycji jak i postępowania Nord Streamu.
- Sądzę, że to będzie dobry pretekst, by zaostrzyć normy w Parlamencie Europejskim. Nord Stream się przeliczył. 542 głosy za, a 60 przeciw. To jest najlepszy dowód na to, że polityka agresywnego lobbowania poniosła całkowitą klęskę.
Mówi się o tym, że sprawa jest podnoszona przez Polskę, ponieważ jesteśmy niezadowoleni, że gazociąg nie przebiega przez nasz kraj?
- Nie znam aspektu geopolitycznego. Mogę tylko powiedzieć, że polski rząd, zarówno poprzedni jak i obecny, bez względu na to, czy Polska skorzysta z gazociągu czy nie, bardzo poważnie traktuje kwestię ochrony środowiska, tym bardziej, że negatywne skutki jego przebiegu morskiego, będą odczuwalne nie tylko w Rosji, Niemczech, czy Polsce, ale właściwie w całym basenie Morza Bałtyckiego. Katastrofy ekologiczne, do których może dojść w trakcie budowy i eksploatacji, doprowadzą do tego, że Bałtyk, jako morze stosunkowo płytkie i zamknięte, zostanie całkowicie zanieczyszczone. Dlatego w interesie wszystkich tych państw jest to, by gazociąg nie powstał na dnie morskim. Zresztą rządy Finlandii i Łotwy zapowiedziały już brak zgody, jeśli gazociąg wywoła szkody w środowisku.
Na pewno Nord Stream w skład którego wchodzi Gazprom i holenderska Gasunie łatwo się nie podda... w końcu mieli przetaczać rocznie 55 mld m³ gazu...
- Dodam jeszcze, że wchodzą do tego niemieckie koncerny: chemiczny BASF i energetyczny E.ON. Jest to niewątpliwie przedsięwzięcie komercyjne, ale mówi się też, że koszty wzrastają i są szacowane między 17 a 30 mld euro. Być może rezolucja Parlamentu, to idealna okazja dla Nord Streamu, żeby wyjść z twarzą i przenieść gazociąg, jako absolutnie tańszy, na ląd. Ktoś obliczył, że ta droga będzie kosztować tylko 1,5 mld euro. Moim zdaniem, spółki powinny pójść po rozum do głowy i zastanowić się nad opłacalnością tego przedsięwzięcia.
Szkodliwość wynika także z wielkości projektu. Gdyby doszło do naruszenia niewybuchów, znajdujących się na dnie morskim, katastrofa ekologiczna byłaby niewyobrażalna.
- Absolutnie. Jednym z najważniejszych problemów środowiskowych jest przewidywane naruszenie licznych składowisk broni chemicznej zalegających na dnie Bałtyku od wojny. Ponadto dno Bałtyku jest bardzo nierówne, a więc rurociąg, w kilkudziesięciu miejscach, musiałby zawisnąć na specjalnych wspornikach. Odwierty, wyrównywanie dna morskiego, wprowadzanie chemikaliów, już samo w sobie stanowi katastrofę ekologiczną, natomiast wszystkie te przedsięwzięcia realizowane razem to wielkie zagrożenie środowiskowe. Analitycy wyznaczyli około stu punktów problemowych, związanych z gazociągiem morskim. To dowód na to, że pora pomyśleć o przeniesieniu gazociągu na ląd, jako po prostu lepsze i tańsze rozwiązanie. Oczywiście, tam też będzie naruszał on pewne obszary chronione, ale zagrożenie środowiska jest, w tej sytuacji, zdecydowanie mniejsze.
Dzisiaj bardzo się cieszymy i gratulujemy, jednak ten projekt był priorytetowy dla Unii Europejskiej, jeśli chodzi o rozwój infrastruktury energetycznej. Czy Unia nie będzie obawiać się komplikacji związanych z Pańską petycją?
- Unia i Parlament uznały gazociąg Nord Streamu za jeden z zasadniczych dla polityki energetycznej, ale proszę pamiętać, że nikt nie mówi o braku zgody na Nord Stream, chodzi tylko o zmianę przebiegu. Nie przekreślamy idei budowy gazociągu, tylko proponujemy lepszy wariant.
Porozmawiajmy teraz o Panu, skąd u Pana takie zainteresowania? Podobno urodził się Pan ekologiem?
- (śmiech) Urodziłem się 4 października, czyli w dniu patrona ekologii, Św. Franciszka. Przyroda jest moją pasją życiową. Na początku zajmowałem się środowiskiem z pobudek hobbystycznych, teraz już z perspektywy zawodowej. Ochrona środowiska towarzyszy mi 25 lat. Żartuję sobie, że ta historia z gazociągiem była dobrym podsumowaniem tego okresu. Nie chciałbym, żeby takich przypadków było więcej w moim życiu. Wolałbym, żeby Parlament i Komisja Europejska, raczej bez tego typu interwencji, dbały o ochronę środowiska.
Proszę powiedzieć, na zakończenie, czy sądzi Pan, że rząd polski włączy się aktywnie w te działania?
- Przed posiedzeniem Parlamentu Europejskiego, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, wysłał do szefa Komisji Petycji list, w którym zapewniał o poparciu. Jestem pod wrażeniem takiego stanowiska, bo to udowadnia, że problem gazociągu i petycji nie jest traktowany wyłącznie jako partyjny a sprawa została uznana za problem narodowy.
Dziękuję za rozmowę.
Inne tematy w dziale Polityka