Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
186
BLOG

Czas Wielkich Idei minął. Czy bezpowrotnie?

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Choroba, przynajmniej teoretycznie, sprzyja czytaniu. Kilka dni leżenia w łóżku prowokuje zazwyczaj do sięgania po czytelnicze zaległości. W moim wypadku są to zazwyczaj pisma, czasopisma, zaległe sprzed miesięcy nawet gazety.

Z wielkim zdumieniem i smutkiem zorientowałem się, że współczesna publicystyka ideowa, polityczna jest uboga w Wielkie Idee. Nie ma w tekstach – poza paroma wyjątkami – wielkich konceptów politycznych, wielkich idei i planów, które byłyby kołem napędowym kolejnych idei planów.

Zwróciłem na to uwagę po tekście Michała Szułdrzyńskiego, który w jednym z najnowszych wydań tygodnika „Plus Minus” wypomniał to prawicowym intelektualistom – że trzy ostatnie lata rządów prawicy po tej stronie „nie przyniosły żadnej fundamentalnej książki, eseju czy artykułu. Prawicowi intelektualiści wolą zużywać swój talent w bieżących wojnach politycznych, niż tworzyć nowe pomysły, idee czy wyznaczać nowe kierunki”.

Zapewne nienawidzą go za to politycy obozu rządzącego, a śmiertelną obrazę okazali mu ci, którzy w swoim (jednak tylko w swoim) mniemaniu są twórcami Wielkich Idei. Ale dotknął sedna intelektualnej kondycji wielu polskich (nie tylko prawicowych) uczestników dyskusji publicznej.

Słabym pocieszeniem jest bowiem to, że podobna sytuacja ma miejsce po nieprawicowej stronie. Intelektualistów lewicowych, liberalnych i demokratycznych wnoszących coś, co można by nazwać świeżym powiewem myśli też jest niewielu.

Mały eksperyment zrobiłem na wybranych różnorodnych tytułach, które zalegały od pewnego czasu w domu – „Rzeczpospolita”, „Gazeta Wyborcza” i „Dziennik Gazeta Prawna”, „Tygodnik Solidarność”, „Tygodnik Powszechny”, „Newsweek”, „DoRzeczy”, „Wprost” – i zauważałem, ze uwspólnia te tytuły jedna cecha: poza paroma wyjątkami nie noszą te wydawnictwa wielu świeżych idei lub rozważań nad Polską, Polakami i polskością.

Minęły te czasy, gdy pisma i ich redaktorzy mieli ambicje tworzenia nowych idei, pomysłów i mieli ambicję wzbudzać powszechne intelektualne debaty o przyszłości naszego kraju, czy kontynentu.

To zapewne splot wielu czynników: wielcy intelektualni przywódcy sprzed lat nie wygenerowali zbyt wielu godnych siebie następców, rozwój mediów elektronicznych przyniósł popyt na informacje krótkie, nieskomplikowane, okraszone obficie obrazkami i utrzymane w tonie taniej sensacji.

Lecz to przede wszystkim obecna polityka wyrobiła taką próżnię, że wysysa z obiegu pomysły mądre, ale formułowane w skomplikowanych i długich tekstach i wytwarza ciśnienie pod brzydkim sloganem „bieżączki”.

Intelektualna debata o Polsce toczy się pod totalnym ostrzałem wszystkich uczestników obecnej walki politycznej, gdzie nieważne są wielkie dysputy o problemach, ale połajanki i okrzyki. Nieważne są tu opinie zniuansowane, bo w najlepszym przypadku będą pogardliwie nazwane „symetrystycznymi”, w gorszym – przy przystawieniu pistoletu do skroni – uznane za zdradę (swojego) obozu.

Nie tylko Szułdrzyński zauważa, że poglądy takich środowisk, jak Klub Jagielloński, i osób, jak Rafał Matyja – mimo, że tworzonych po prawej stronie – są uznawane za niepisowskie, czyli czytaj: nieprawicowe. Dzisiaj ton debacie politycznej w Polsce nadają prawicowi kowboje z „Gazety Polskiej” lub lewicowi z „Przeglądu”, że wskażę tylko przykładowe tytuły.

Mało kto jednak dostrzega, że jeśli takie środowisko jak Klub Jagielloński stać na samodzielne myślenie (czytaj nie ograniczone uwarunkowaniami partyjno-rządowymi), to chciałoby się, by strona „przeciwna” – choćby związana z Instytutem Obywatelskim – dała sygnał do spokojnej rozmowy.

Tylko w takich warunkach, przy ugruntowanym solidną wiedzą i wyrobieniem intelektualnym styku wielu odległych idei, jest szansa na poważną dyskusję o Polsce i jej problemach. Bez tego jesteśmy skazani na miałkie pokrzykiwania rodem z przedwyborczych festynów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo