Lubię patrzęć na książki... Fot.Krzysztof Mączkowski
Lubię patrzęć na książki... Fot.Krzysztof Mączkowski
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
694
BLOG

Lubię patrzeć na książki...

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 124

W jednej z licznych dyskusji o książkach, jakie zdarza mi się śledzić na Facebooku, pojawił się komentarz dziewczyny, która napisała, że uwielbia patrzeć na książki, mając świadomość, że wszystkich ich nie przeczyta. 

W tej prostej i uroczej refleksji zawiera się to, o co w tym całym czytelnictwie chodzi – nie tylko o czytanie, ale w ogóle o obecność książek w naszym życiu. I o pozytywne emocje, jakie wywołują. 

Nie będę się tu odwoływał do tych wszystkich badań, które udowadniają, że czytelnictwo ma pozytywny wpływ na nasze zdrowie i życie, bo chcę napisać o emocjach okołoczytelniczych. 

Kiedyś tego się wstydziłem, ale po latach rozmów o książkach wiem, że to nie tylko ja tak mam, że jest nas więcej. Zdarza się wam wąchać książki? Mi zawsze. I „zawsze” uważałem to za jakiś niezdrowy, fetyszowy odruch. Do czasu, gdy zobaczyłem ludzi młodszych od siebie w księgarni w nosami w otwartych książkach. 

Okazuje się, że książki wącha mnóstwo ludzi, tylko niewielu się do tego przyznaje, że niby to wstydliwe … A teraz wiem, że to całkiem normalny odruch pozwalający na zaprzyjaźnienie się z książką. 

Zaczynając bowiem czytanie, zaczyna się nasza, czytelników, swoistego rodzaju przyjaźń z książką. Na tydzień, dwa, lub miesiąc, ale przez ten czas trwa nasza więź emocjonalna z książką, czyż nie? Dzięki temu książkę odbiera się nie tylko przez pryzmat treści, ale i innych walorów. 

Nie jest tajemnicą, że wiele książek intryguje okładkami, choć mi nie zdarzyło się nigdy, przy wyborze książki do czytania, kierować się li tylko barwą i grafiką okładki. Ale to właśnie okładka jest swoistego rodzaju bramą do wnętrza każdej książki, którą warto dostrzec i potraktować z uznaniem. 

Bywają okładki piękne, będące ewidentną ozdobą książki, bywają okładki przyjazne w dotyku, które prowokują od czasu do czasu do … głaskania, prawda? Bywają zwolennicy okładek miękkich lub twardych – nie mam zdania, które z nich są lepsze, choć czasami zdarzyło mi się stwierdzić, że dla tej lub tej książki okładka mogłaby być miękka (lub twarda). Generalnie dobrze by było, gdyby była miła w dotyku. Twarde okładki chronią książkę przed łatwym zniszczeniem, choć widziałem okładki strasznie wymiętolone, które dawały dowód, że książka jest zaczytana – co najlepiej świadczy o książce – i powiem wam, że widok był… uroczy! 

Niezwykle ważna w każdej książce jest czcionka, druk, jej kształt i wielkość. Zdarzało mi się w księgarni odkładać książkę na półkę widząc, że druk jest beznadziejny i szukałem innego, bardziej przyjaznego dla oka wydania.  

Za czcionką „idzie” papier. Nie ma papieru, który da się lubić albo papieru, którego nie da się lubić – wszystko to kwestia przyzwyczajenia, właśnie tego zaprzyjaźnienia się z książką, o którym wspominałem na początku. Każdy lubi inną grubość, „śliskość”,  i coś, czego nie da się nazwać, a tworzy wrażenia, gdy bierze się kartkę między dwa palce i przerzuca. Coś, czego nikt nigdy nie doświadczy na e-bookach, ale to akurat temat na inna okazję.  

To papier – obok czcionki – pachnie, to papier ułatwia czytanie, bez względu na to, czy jest biały, szarawy, czy żółtawy. Papier tworzy wagę książki, którą nosi się ze sobą – ja noszę je wszędzie, ale żaden ciężar i żadna wielkość mnie nie przeraża – i jej walory dotykowe. 

Coś, na co nie mam wpływu, ale co bardzo sobie cenię, to to, czy książka jest klejona, czy szyta. Generalnie lubię te drugie, bo dają gwarancję dłuższego żywota, aczkolwiek doceniam „nowoczesne” kleje, które „trzymają” książkę w dobrej formie. Natomiast zdarzają się dziwne hybrydy klejono-szytych książek (najczęściej z przełomu XX i XXI wieku), które powodują niekiedy, że co prawda szyte wnętrze trzyma się całości, ale odkleja się cała ta zawartość od okładek.  

Należę do tego pokolenia, które – poza treścią – zwraca uwagę na wygląd książki. Cieszy fakt, że współcześnie wydaje się mnóstwo ciekawych książek w ciekawych okładkach, na rewelacyjnym papierze i wspaniałej czcionce.  

Kiedyś książek nie było za dużo, dziś jest zatrzęsienie, ale jeśli ma dla nas znaczenie ich jakość, to przyzwyczajenie, o którym chcę wspomnieć, już kończąc, będzie wspólne da pokolenia moich rodziców, mojego i moich dzieci: książki się szanuje, nie pisze po nich długopisem, nie rysuje, nie wygina czytanych stron, o paleniu już nie wspomnę.  

Nie boję się, że książki staną się towarem ekskluzywnym, bo nadal będą popularnym elementem kultury, przestałem się bać, że poziom czytelnictwa jeszcze radykalniej spadnie – magiczne zaklęcia i wzdychania nie pomogą, jeśli tego nawyku nie będziemy wpajać dzieciom od urodzenia – bardziej się boję tego, by książek nie zaczęto nie szanować.  

Od samego początku, jak tylko usiadłem do tego tekstu, po głowie tupie mi głośno beznadziejnie głupi incydent palenia książek przez katolickiego księdza parę tygodni temu. No to dopowiem na sam koniec: dla książek, dla szacunku dla nich znacznie lepiej by było, gdyby te książki wyrzucił na makulaturę – przemielone stałyby się materiałem na nowe, również te wartościowe z jego punktu widzenia. Ale, widać, jego w domu szacunku do książek nie nauczono… I pewnie na książki nie lubi patrzeć. 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura