Fot. Krzysztof Mączkowski
Fot. Krzysztof Mączkowski
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
370
BLOG

O poranku ...

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Gdy napisałem „Magię wieczoru” zacząłem się zastanawiać, jaką wartość stanowi dla mnie poranek. Nie za często zdarza mi się witać poranek, taki prawdziwy ze świtem i wschodem słońca. Taki mam tryb życia – siedzę i pracuję wieczorami do późna, bo wtedy umiem się skupić. Więc witanie poranków zdarza mi się wówczas, gdy pracuję … do rana. 

Najczęściej zdarzało mi się witać poranki właśnie w takich okolicznościach – gdy zamykałem komputer i kładłem się spać. Były też inne powitania … 

Jednym z takich poranków był ten przeżywany w liceum podczas wycieczki szkolnej. To mniej więcej wówczas, gdy człowiek zakochuje się po raz pierwszy na poważnie. Byliśmy w Kotlinie Kłodzkiej w jednym ze schronisk, z którego rozpościerał się piękny widok na piękną dolinę. Tamtego ranka – właśnie tak na poważnie zakochany – siedziałem przed schroniskiem i rozmyślając o dziewczynie spoglądałem na ciemną dolinę, która – jak już to wiedziałem – była wypełniona mgłą. Wschód słońca tego poranka zaznaczył się tym, że wypełnił dolinę intensywnym różem. Zupełnie, jakby ktoś zamienił tę mgłę w różową watę! 

Każdy poranek jest inny, podobnie jak wieczór. Każdy z nich wstaje a to spokojnie i leniwie, a to szybciutko i gwałtownie wyrywając ze snu – w zależności od tego, co niesie dzień. Gdy wstawanie przed świtem jest powodowane jakimś ważnym wyjazdem, wówczas poranek jakby skacze, skokowo rozświetla barwy dnia. Gdy zaś świt wita nas leniwie, przy okazji na przykład jakiegoś spotkania towarzyskiego, zaskakuje białą plamką gdzieś na horyzoncie, a potem powoli zaznacza kontury pobliskich drzew i domostw, by w końcu rozświetlić wszystko dookoła. 

Raz czy drugi zdarzało mi się bywać w danym miejscu na długo przed świtem, by okolicę zobaczyć od pierwszych chwil jasnego dnia. Za każdym razem ranek korygował wyobrażenia – na szczęście w tę lepszą, zaskakującą pięknem, stronę.  

Pamiętam świt w Górach Izerskich, gdy prowadzony przez przewodnika docierałem do tokowiska cietrzewia. Trzeba było pojawić się na miejscu o ciemku jeszcze przed przybyciem tokujących osobników. Wówczas ich głosy były pierwsze, zapowiadające piękny dzień i piękne widoki. Zupełnie jak głos w teatrze zza sceny zapowiadający przedstawienie. 

Tak generalnie, gdy chce się obserwować ptaki z bliska, powinno się na miejscu pojawić jeszcze przed wschodem… Oczom wpierw ukazuje się bezkształtna ruszająca się masa, potem zarysy poszczególnych gatunków, by w końcu ujrzeć ich prawdziwe kolory skrzydeł. 

Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje, rzecze znane polskie przysłowie. Wierzę na słowo, bo – jak wspominałem – niewiele było poranków w moim życiu. Ale każdy pamiętam, jak swego rodzaju depozyt ujrzanego piękna. No i dzielę się tymi refleksjami właśnie o poranku. 

 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości