„Źle się stało, że 11 Listopada stał się okazją do świętowania przeciwko sobie i budowania podziałów. Dlatego podejmę ryzyko, by tak jak prowadziłem 11 Listopada w latach 70. i 80., tak i teraz poprowadzić marsz i zademonstrować, że przy istotnych różnicach szanujemy odmienne tradycje pracy dla Polski z naszej historii” - powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" prezydent Bronisław Komorowski.
Ktoś by powiedział, że to jakiś tani i kiepski żart. Facet, który rok temu wykorzystał bezczelnie i z premedytacją anty-polskie prowokacje podczas Dnia Niepodległości do prawnego ograniczenia wolności zgromadzeń dzisiaj sam chce poprowadzić świętujących Polaków?
Jednym słowem wracamy do czasów PRL. Jak już manifestacja to tylko oficjalna z I-szym sekretarzem w roli głównej i nie ma znaczenia czy są to dożynki z wręczanym gensekowi bochnem chleba czy jakaś inna państwowa impreza połączona ze spędem tubylców.
Dalej, w tym samym wywiadzie Komorowski mówi: „Musimy dziś umacniać, a nie osłabiać wspólnotę narodową i państwową (…) wydawało mi się, że mam w ręku wszystkie atuty, związane z dorobkiem, życiorysem, tradycją rodzinną, które pozwolą budować tę wspólnotę, nie ukrywam jednak, że okazało się to bardzo trudne”.
Jak Pan myśli panie Komorowski, dlaczego „okazało się to bardzo trudne”? W to, że będzie pan łączył wierzył nawet renegat i zaprzaniec z krwią Polaków na rękach, Jaruzelski mówiąc:
”Prezydentura Bronisława Komorowskiego ma szansę być taką, która łączy”
Wypowiedział te ciepłe słowa z okazji uroczystości wręczenia Komorowskiemu insygniów Orderu Orła Białego i Orderu Odrodzenia Polski. Jak się tam znalazł ten zdrajca i sowiecki generał w Polskim mundurze? Ano przybył na osobiste telefoniczne zaproszenie pana prezydenta.
Także w błędzie są wszyscy ci, którzy sądzą, że Jaruzelskiego na salony Komorowski wprowadził tylko raz podczas pamiętnego posiedzenia BBN, gdzie sługus Moskwy, agent „Wolski” wystąpił w roli doradcy do spraw Rosji.
Pamiętam też doskonale pierwszy wywiad pana prezydenta Komorowskiego udzielony Gazecie Wyborczej, w którym zjednoczył pogrążonych w żałobie rodaków, zapowiadając usunięcie krzyża z Krakowskiego Przedmieścia. Tak też się stało, a przy okazji zjednał sobie harcerzy, którzy ten krzyż postawili, gdyż po jego usunięciu obiecano im uroczyste upamiętnienie tego miejsca po zakończeniu żałoby.
Pamiętam doskonale jak Bronisław Komorowski, Zwierzchnik Sił Zbrojnych z niezwykłym poświęceniem i oddaniem bronił po tragedii smoleńskiej honoru polskiego żołnierza opluwanego przez Rosjan i ich polskich pachołków. Nie zaprzestał tej heroicznej obrony honoru polskiego munduru nawet wtedy, kiedy wszystkie te nieludzkie zarzuty okazały się perfidnym kłamstwem.
Pamiętam jak z taktem i niezwykłą empatią pan prezydent i jego partyjni druhowie niczym hieny rzucili się do obsadzania wakujących stanowisk zwolnionych przez pomordowanych. Nie powstrzymał się również od pokusy natychmiastowych zmian w KRRiT. Tam, jeszcze jako pełniący obowiązki prezydenta umieścił swojego wieloletniego kumpla, Jana Dworaka.
Pamiętam wzniosłą chwilę, kiedy ordery i odznaczenia od prezydenta Komorowskiego otrzymali rosyjscy strażacy gaszący pożar, którego tak naprawdę nie było, przedstawiciele rosyjskich formacji mundurowych, których członkowie okradali jeszcze ciepłe zwłoki ofiar, lekarze i patomorfolodzy, którzy nie wykonali sekcji zwłok, a dokumentację medyczną sfałszowali.
W końcu do dzisiejszego dnia mam przed oczyma jego roześmianą twarz podczas oczekiwania na wylądowanie samolotu z trumnami ofiar Smoleńska. Zapewne ta nieukrywana radość spowodowana była dumą z państwa, które zdało egzamin.
Dlatego jestem pewien, że zjednoczony przez pana prezydenta naród masowo zasili ten „Marsz Komorowskiego”, a jego trasa powinna przebiegać od Grobu Nieznanego Żołnierza do pomników Piłsudskiego i Dmowskiego i zakończyć się przed monumentem „czterech śpiących”. Jak łączyć to łączyć.
Oczyma wyobraźni widzę już ten marsz, a w zasadzie tylko jego szpicę.
Na czele oczywiście Komorowski i Jaruzelski. Za nimi Nałęcz, Lityński, Wujec, Kuźniar i Koziej - wszyscy z polskimi barwami na długich teleskopowych wędkach. Następny szereg to generał Dukaczewski z Jerzym Urbanem trzymający historyczną już butelkę szampana otworzoną po zwycięstwie ich kandydata na prezydenta RP.
Dalej robi się już barwnie i kolorowo. Widzę kroczącego i uśmiechniętego Sewka Blumsztajna z córką Anną, a za nimi poprzebieraną w obozowe pasiaki szkolną dziatwę z kuźni kadr, czyli Wielokulturowego Liceum Humanistyczne im. Jacka Kuronia w Warszawie. Na platformie wśród tej radosnej młodzieży stoi Tymon Tymański śpiewający swój zeszłoroczny hit „Dymać orła białego, cha-cha bum” w otoczeniu Kazi Szczuki, Mikołaja Lizuta, Rycha Kalisza i Krzycha Krauze.
Będzie odświętnie, uroczyście i pięknie, a zamiast ochraniającej marsz policji w czynie społecznym wystąpi niemiecka Antifa pod dowództwem Sławka Sierakowskiego.
I tylko jednego mi żal. Mianowicie tego, że mnie na tym marszu nie będzie. Dlaczego?
„W moim przekonaniu sprawa jest w sposób arcybolesny prosta”
Artykuł opublikowany w tygodniku Warszawska Gazeta
Polecam moja książkę:
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka