Ta tytułowa parafraza słynnych już słów byłego prezydenta USA Bila Clintona oddaje bardzo wiernie to, co ja myślę sobie o „graniu Smoleńskiem” niemal od dnia zamachu z 10 kwietnia 2010 roku.
Wydaje mi się, że spora część partii Prawo i Sprawiedliwość oraz duża grupa jej zwolenników dała sobie skutecznie wmówić przez media „mętnego nurtu” i łże-elity, że wysuwanie cały czas na pierwszy plan „kwestii smoleńskiej” to strategiczny błąd partii Jarosława Kaczyńskiego spychający ją w sondażowy dołek i niemożność pokonania poprzeczki ustawionej na wysokości 30 procent społecznego poparcia.
Pierwszymi propagatorami i wykonawcami zaleceń Salonu byli obecni członkowie PJN, których można by na siłę upchnąć dzisiaj w jednej telefonicznej budce. To oni w pamiętnej kampanii prezydenckiej złapali za gitary chwycili w zęby róże i w sombrerach na głowach tańcowali w cieniu tragedii, która jest największym narodowym dramatem od zakończenia drugiej wojny światowej. I dzisiaj nie brakuje w kierowniczych kręgach PiS-u takich osób, które podszepty salonowego „wujka Dobra Rada” traktują, jako jedynie słuszne i życzliwe.
Wygląda to niestety tak, jakby Judasz podszedł do Jezusa i poradził mu, by przestał głosić on swoje przesłanie gdyż spadają mu słupki popularności, a w niedalekiej przyszłości przez ten taktyczny i wizerunkowy błąd przyjdzie głosicielom Dobrej Nowiny kryć się w katakumbach by nie stać się karmą dla lwów i tygrysów na arenach rzymskich amfiteatrów. Wyobraźmy sobie, że sam Mistrz podchwytuje ten pomysł, a apostołowie chwytają za cytry i zamiast Ewangelii wyśpiewują wesołe pieśni o urokach otaczającego nas świata i propagują własne pomysły na ekonomiczną naprawę okupującego ich cesarstwa.
Zamach smoleński to nie jest wydarzenie, o którym można by rozważać i dywagować na jego temat w takich kategoriach. Tu nie ma miejsca na strategiczne plany i zastanawianie się, na którym miejscu partyjnego przekazu ma się znaleźć i czy ze względów taktycznych należy głos na ten temat koniunkturalnie zawieszać lub wyciszać.
Sprawcy zbrodni i wspierająca ich propaganda marzyli i marzą nadal tylko o tym, aby spektakl „Smoleńsk” zakończył się opuszczoną już dawno kurtyną w dniu ogłoszenia raportu Millera, a wracać do tamtego dnia najlepiej byłoby tylko w Dzień Zaduszny jedynie w formie wspominkowej. Wszak Polacy kochają chodzić na cmentarze, lecz już z pamięcią, o co chodziło tym, którzy tam leżą jest znacznie gorzej.
Sondażowy skok PiS-u zbiegł się z dwoma wydarzeniami, czyli rozpoczęciem ofensywy z „premierem technicznym” Piotrem Glińskim na czele oraz ujawnieniem skandalu z zamianą ciała śp. Anny Walentynowicz.
Ja śmiem twierdzić, ze to bardziej Pani Ania zza grobu wpłynęła na zmianę postawy Polaków niż, z całym szacunkiem, profesor Gliński, który w przyszłości może jednak stać się bardzo niewygodnym i niebezpiecznym rywalem dla prymitywnego i prostacko rubasznego Komorowskiego w najbliższych prezydenckich wyborach.
„Smoleńsk” to jest nasz zbiorowy obowiązek, a sprawa ujawnienia prawdy i ukarania wszystkich winnych to jest nasze „być albo nie być” nie tylko, jako Państwa, ale i Narodu.
Im głośniej zdrajcy wykrzykują „ciszej nad ta trumną” tym my na przekór coraz brutalniej domagajmy się prawdy i nie bójmy się straszenia nas etykietą „partii jednego tematu” i epitetem „smoleńska sekta”.
Przyszłość Polski zależy dzisiaj przede wszystkim od tego, jak jako zbiorowość i wspólnota poradzimy sobie z tą kainową zbrodnią.
Artykuł opublikowany w już ogólnopolskim tygodniku Warszawska Gazeta
Polecam moja książkę:
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka