Hel plaża, archiwum własne
Hel plaża, archiwum własne
konglomeratka konglomeratka
186
BLOG

Nasze, obce, ludowe… Jeśli wojsko – to Hel

konglomeratka konglomeratka Społeczeństwo Obserwuj notkę 6
15 sierpnia oprócz uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny to także święto Wojska Polskiego. A skoro o wojsku mowa, to kojarzy mi się ono z nadmorską miejscowością.

Pamiętam, że sierpień tamtego lata był chłodny i mokry. To mógł być rok 1985 może 86. Byłam wtedy w podstawówce. Wyczekane wczasy w osławionej Juracie okazały się klapą. Wiało nie morską bryzą lecz nudą, bo co tu robić nad morzem, gdy wciąż leje i leje. Ile można grać w karty i układać pasjanse? W chwilach przerwy pomiędzy falami deszczu udało się czasem wyjść na spacer na plażę, by chociaż powdychać mżawkę i trochę morskiego powietrza pełnego jodu. Idąc brzegiem w prawą stronę dochodziło się nagle do zasieków. Dalszą część plaży odgradzał ciągnący się od lasu i niknący w morskich falach, rozpięty na betonowych barierach i drewnianych słupach wbitych w dno skłębiony drut kolczasty. Zakaz wstępu, teren wojskowy.
Kiedy poszliśmy w stronę Helu drogą, po kilkunastu minutach spaceru pojawiał się szlaban i budka wartownicza jak na jakiejś granicy. Wstęp tylko za okazaniem przepustki.
Hel pozostawał dla mnie przez wiele lat tajemnicą i zagadką.

W roku 2008 już z mężem i dziećmi zjawiliśmy się tu dość przypadkiem. Wracaliśmy znad morza i już w Władysławowie utknęliśmy w korku, dzieci zasnęły w samochodzie i wiedzieliśmy, że trochę tu postoimy.
- A może byśmy pojechali do Helu? Tam jest fokarium, dzieciom pokażemy…- zaproponowałam dodając przy tym nadzieję, że może w tym czasie korek się rozładuje.
- W sumie… Ciekawe, jak tam teraz jest. Kiedyś stryj mnie tam zabrał, jak byłem mały. On miał przepustkę, jako spec od BHP. Ale nic nie pamiętam z tego miejsca. Wyparłem z pamięci, bo chyba wiało grozą. Wszędzie było wojsko… - Pierwszy raz mąż wspomniał, że także był w dzieciństwie w tej okolicy.
Pojechaliśmy.

image

(zdj. Widok na Hel przy wejściu do fokarium - plaża nad zatoką)

Widok z tarasu w fokarium w kierunku miasteczka nas zachwycił. Drewniana wieża dawnego kościoła ewangelickiego, dziś Muzeum Rybołówstwa, dominowała nad pozostałymi budynkami. Port z charakterystycznym budynkiem dawnego bosmanatu, wtulony w łuk wybrzeża i niewielka plaża nad zatoką zauroczyły nas swoją harmonią. Jaka odmiana po zatłoczonym jarmarcznym deptaku jednej z nadmorskich miejscowości, gdzie zza szeregu straganów z tandetnymi zabawkami nie widać było w ogóle innych zabudowań! Spacer po głównej ulicy odsłonił kolejne perełki – kilka, może nawet kilkanaście, oryginalnych zachowanych w swoim kształcie od co najmniej XIX wieku, budynków w tym kilka chat rybackich „w kratkę” pruskiego muru… I ten port, dziś nie tylko już rybacki. 

image

image

Od tamtej pory przyjeżdżamy tu co roku. Hel nas wciągnął.
I ze zdziwieniem odkrywaliśmy, jak wiele historii rodzinnych jest związanych z tym miejscem. I jak bardzo skomplikowana i polska  w wymowie jest historia tego miejsca.

***
- Do Helu znów jedziecie? – pytał mój ojciec. – A wiesz, że przed wojną twój dziadek a mój ojciec tam odsłużył wojsko?
Nie wiedziałam. Bo niby skąd. Jakoś nikt w rodzinie nie snuł rodzinnych wspomnień, ale jak widać czasem jakiś kontekst przywoływał obrazy sprzed lat. Ojciec zadał sobie trochę trudu i przy następnej okazji wręczył mi stare czarnobiałe zdjęcie. Faktycznie. Dziadek jako przystojny, dobrze zbudowany młodzieniec z kolegami na tle muru i kościoła z cegły. Na ul. Wiejskiej róg Kaszubskiej.
- Dziadek był silny jak tur. Był przed wojną sportowcem. Toteż na baterii Laskowskiego był dźwigowym… - tu ojciec się zaśmiał. Nie przypominam sobie żadnych dźwigów na pozostałościach systemu umocnień i ich opisów, które w międzyczasie wielokrotnie zwiedzałam z dziećmi lub bez nich, obserwując jak przez lata rozwijał się projekt ocalenia resztek umocnień i ich opisania. – Dźwigał te wielkie pociski i przekładał z windy na działo. W ramach ćwiczeń oczywiście, bo nigdy nie strzelili naprawdę. Na szczęście nie musiał tam być już w czasie wojny…

image
(zdj. część Muzeum Obrony Wybrzeża na baterii Laskowskiego)

Bateria Laskowskiego i nie tylko, cały system umocnień wznoszonych w tym miejscu już od roku 1935 zamieniły miejscowość w obszar zamknięty, dostępny tylko za przepustką. I tak w sumie było przez ponad pół wieku, bo to strategiczne miejsce było także umacniane już po wojnie, w latach 50-tych XX wieku. Szlabany i przepustki zlikwidowano dopiero w roku 1989. Ktoś z radnych ostatnio wpadł na pomysł, by może przywrócić tę „tradycję” i znów postawić rogatki i szlaban. Mieszkańcy i przyjezdni popukali się w czoło i na szczęście projekt upadł.

***
- Do Helu jeździcie? Na wakacje? – na twarzy starszej pani, która mimo podeszłego wieku zachowała nadal urodę i naturalne ciemne włosy, pojawił się na chwilę wyraz lęku pomieszany z niesmakiem. Jakieś spotkanie rodzinne przed laty… Błysk oka, krótka chwila milczenia, której towarzyszyło energiczne kiwanie głową i głęboki wdech. Po chwili krewna mojego męża wypuściła po woli powietrze i drżącym głosem powiedziała: - Ta nazwa, ta miejscowość kojarzy mi się tylko piekłem. Hell. Przez dwa el. – przedwojenna kindersztuba wymagała znajomości jeżyków obcych, toteż angielskim władała biegle.
Urywanymi zdaniami i monosylabami z trudem, jakby mowa sprawiała jakiś opór, opowiedziała o „Rejsie śmierci”. Jako uczestniczka Powstania Warszawskiego cudem uszła z życiem, ale trafiła do Stutthofu.
Jak czytamy na stronach Muzeum Miasta Malborka: „Rejs śmierci” pod koniec kwietnia 1945 roku to przymusowa ewakuacja ok. 4400 wycieńczonych, wyniszczonych więźniów KL Stutthof na pięciu rzecznych barkach towarowych z Mikoszewa i Helu. Zostali przetransportowani przez hitlerowców w rejon zachodnich portów bałtyckich Niemiec, a część ofiar, wbrew intencjom oprawców, dotarła na duńską wyspę Møn.”
- To było piekło. Zabrali nas na te barki i płynęliśmy nie wiadomo gdzie. Rozpętała się burza na morzu, a nad wodą krążyły samoloty. Strzelali. Nie wiem kto. Może alianci, może sowieci… Dopłynęliśmy cudem do Helu. Tam gdzie kiedyś był słynny Kurhaus. Wyglądało to na resztki molo. Tam wylądowaliśmy chorzy i wycieńczeni. Huk ostrzału czy burza… Nie wiem. Strach i panika. Schowałam się pod ten zniszczony pomost, skoro jeszcze żyłam. Nie było dokąd uciekać. Wiedzieliśmy, że Helski Półwysep nie nadaje się do ucieczki. Po prostu skuliłam się i modliłam, żeby przetrwać. Jak nalot się skończył z powrotem załadowali nas na te prymitywne barki. Nabawiłam się tyfusu. Nie wiem jak i dlaczego trafiłam do Danii…

image
(zdj. zimowy sztormowy cypel, tu gdzieś był kiedyś Kurhaus)

Dalej ciocia już nic nie pamiętała. Wysoka gorączka i czas rekonwalescencji po chorobie zatarły wszelkie wspomnienia z czasu spędzonego na duńskiej wyspie.
- Wróciłam. Jakoś. Nie wiem jak… - zawahała się, bo pewnie wiedziała, tylko ból tych wspomnień był zbyt dotkliwy, by to wszystko wyciągać na wierzch. – W każdym razie „dzięki tyfusowi” do dziś mam czarne włosy, bo to podobno skutek uboczny choroby – zaśmiała się i skończyła temat.

Hel bronił się w 1939 roku do 2 października. Nie zostali pokonani, ani zdobyci. Ten ostatni przyczółek oporu został zmuszony do kapitulacji trzy dni po oficjalnej kapitulacji państwa. I warto pamiętać o tym, czym było „wyzwolenie” przez Armię Radziecką, kiedy się zna dalsze losy komandora Przybyszewskiego i wielu innych jemu podobnych.

image
(zdj. tablice pamiątkowe na kolumnach wejściowych do kościoła w Helu)

Potem Niemcy zmienili ten strategiczny przyczółek w twierdzę i pole doświadczalne. To tu niemiecka gigantomania testowała największe działo artyleryjskie baterii Schleswig-Holstein - Adolfkanone. Pamiętne filmy dokumentalno-historyczne Bogusława Wołoszańskiego przypomniały mi się dopiero wtedy, gdy sama odwiedzałam ekspozycję rozwijającego się prężnie od 2006 roku Muzeum Obrony Wybrzeża.

***
- Dzwonił Jachu, wiesz? – teść zwrócił się do męża wymawiając imię starszego brata. – Bo pamiętasz… Ten jego syn, to się tam ożenił z pewną Kaszubką z Helu. No i teraz jak tam jeździcie to zaproponował, że może byście się z tym jego wnukiem spotkali. Bo on tam się wychował, a teraz tam służy w wojsku. Pamiętasz go, nie?
Spotkaliśmy się. Ale w Warszawie. Przekładany wielokrotnie termin wizyty w końcu udało się ustalić. W ostatniej poprawce przesunięty z soboty na niedzielę … 11 kwietnia 2010 roku.
Rozmowy się nie kleiły. Wspomnienia nie chciały jakoś napływać. Jakie to ma teraz znaczenie? To co stało się poprzedniego dnia przekreśliło doniosłość jakichkolwiek spotkań po latach. Przełknięty ze ściśniętym gardłem wczesny obiad i decyzja: idziemy na Krakowskie…
Nowy wujek brał nasze dzieci na barana, żeby nie zadeptał ich tłum. Fajny taki silny wujek… Morze ludzi, ogromny kobierzec utkany z płonących zniczy… I to milczenie. Czasem półgłosem wydane polecenie dziecku: zaczekaj, tu chodź, daj rękę… Powaga. Smutek. Zaduma. Bezsilność. Złość. I czasem zmięte w ustach cisnące się na wargi przekleństwo. W innym miejscu ktoś odmawiał różaniec, ktoś inny modlitwę za zmarłych. Cicho, nienachalnie, godnie…
Dopiero spontanicznie oddany hołd ofiarom tragedii z 10 kwietnia, gdy zgliszcza samolotu pochłonęły 96 ofiar, w tym prezydenta naszego kraju, pozwolił nam po powrocie do domu na nawiązanie jakiejś rozmowy. Okazało się, że daleki kuzyn faktycznie spędził w Helu dzieciństwo, a teraz służy tu w wojsku.
- Będą likwidować jednostkę. I tak już niewiele z tego wojska tu zostało. Szkoda. Nie wiem, gdzie mnie przeniosą. Na razie jeszcze jestem, ale do kiedy, nie wiem.
Rok później podczas wakacji widzieliśmy się w Helu „w przelocie”. Był w mundurze i gdzieś podążał z kilku innymi żołnierzami. Pomachał, dał znać na migi, że zadzwoni. W kilka tygodni później rozwiązano cały helski garnizon i go przenieśli … do Afganistanu. Oczywiście nie przymusowo, bo na taką misję trzeba się zgodzić, ale się zgodził. Do Helu już nigdy nie wrócił. Po powrocie z misji ożenił się i osiadł na Mazowszu.

image
(zdj. Plaża w Helu - grudzień)

***
- Proszę pana, a wcześniej to te kury można było głaskać… - zagadnęłam na początku lipca tego roku mężczyznę na portierni Muzeum Helu. – Dzieci są rozczarowane, że teraz tylko w klatkach.
- Można głaskać, ale tylko od 10 do 14 biegają luzem. Jak jest ich opiekun. To wnuk naszego założyciela, pana Kretkiewicza.

image
(zdj.  bażanty w Muzeum Helu)

- Zaraz, zaraz… Tam w Muzeum Obrony Wybrzeża jest nekrolog, czyżby…
- Pan Ryszard to był wielki człowiek. On sam swoimi rękami te wszystkie muzea u nas wybudował. Zaczął od ratowania zabytkowych umocnień. Mapy rysował. Stowarzyszenie założył… - głos mężczyźnie się lekko załamał – On to wszystko z pasji robił. Nic dla poklasku, czy dla jakichś odznaczeń. Ja tu od niedawna jestem, bo tylko cztery lata, ale sam widziałem, jak tu w tym Muzeum Helu projektował i ustawiał ekspozycje. Póki mu zdrowie pozwalało. Ale niestety… - mężczyzna pokiwał głową i rozłożył bezradnie ręce. – Parę dni temu z hospicjum w Pucku przyszła ta smutna wiadomość. Tak szybko to poszło…

image
(zdj. nekrologu na ścianie w Muzeum Helu)

Jestem tym wyznaniem tak samo wstrząśnięta jak mój rozmówca. Zwłaszcza, że przyjeżdżając tu co roku, widziałam, jak cały helski kompleks muzealny się rozwija i dostarcza coraz to nowych atrakcji. Faktycznie „nic dla poklasku”, bo w Internecie nie można właściwie znaleźć żadnych informacji o panu Ryszardzie. Kiedy na cmentarzu szukałam jego grobu, miejscowy także nie potrafił wskazać miejsca pochówku.
- To było jakoś tu, wie Pani, ja byłem na tym pogrzebie… Była tylko urna, skromnie tak… Burmistrz był, widziałem ludzi, którzy tu stali… Ale dlaczego po  tak krótkim czasie już nie ma żadnej tabliczki? – nieznajomy rozłożył bezradnie ręce.
Na cmentarzu są upamiętnieni marynarze i żołnierze polegli w czasie obrony Helu. Kwatera jest zadbana i powiewa nad nią biało-czerwona flaga.

image
(zdj. Tablica pamiątkowa na ogrodzeniu helskiego cmentarza)

***
Najpierw był namiot ustawiony przy jednym z elementów baterii Laskowskiego przy drodze prowadzącej na helski cypel, gdzie nabyłam świetną mapę z zaznaczonymi szlakami pieszymi i opisem wszystkich umocnień i instalacji wojskowych, jakie znajdowały się na tym terenie w różnych okresach dziejów tego miejsca.
- Osiem złotych.
- Tylko tyle? – zdziwiłam się wtedy.
- To cegiełka na Muzeum. Myśmy z harcerzami i chłopakami ze stowarzyszenia sami te mapy kreślili… - opowiadał wtedy młody mężczyzna sprzedający nieśmiertelniki, pistolety na kapiszony i jakieś inne drobne wojskowe gadżety.
Kiedy pojechaliśmy do głównej siedziby muzeum u wylotu z miasta, powitała nas na ścianie przy wejściu lista darczyńców, na której wśród kilkudziesięciu osób ze zdziwieniem odkryliśmy imię i nazwisko znajomego. Potwierdził potem, że to on. I że bardzo kibicuje rozwojowi tego muzeum.
W 2009 roku ruszyły na terenie muzeum pociągi kolejki wąskotorowej. Sama przejażdżka była krótka, ale dla dzieci wspaniała atrakcja. Sale muzeum urządzone w betonowej podbudowie największego na świecie działa opowiadają o militarnej przeszłości Helu. Na terenie dużo militariów, niezła gratka dla ich wielbicieli i znawców.
Sąsiedni bliźniaczy bunkier pod Adolfkanone straszył przez wiele lat tuż przy wjeździe do miasta, ale to tam wkrótce powstało Muzeum Helu, które łączy w sobie etnografię, historię lokalną i wiedzę o morzu. Organizowane są tam także wystawy czasowe. No i te kury i pawie! Przepiękne!

Do głównego kompleksu Muzeum Obrony Wybrzeża prowadzi od głównej szosy droga w zasadzie leśna. Niedawno wyrównana i wysypana nowym szutrem. Wyobrażam sobie, że ten odcinek prowadzący do bramy Muzeum będzie wkrótce wyasfaltowany i że jego adres zmieni się z ul. Helska 16 na ul. Ryszarda Kretkiewicza 1. To chyba nie byłby kosztowny pomysł upamiętnienia tego zasłużonego człowieka?
Tylko czy tajemniczy założyciel tej wspaniałej instytucji by tego chciał?

Przez lata kilka umocnień z pozostałości baterii Laskowskiego, a także wiele instalacji „zimnowojennych” także zostało posprzątane, zagospodarowane i włączone w kompleks muzealny. W bunkrze przeciwatomowym, w którym z dziećmi „buszowaliśmy” kiedyś z latarkami jest wystawa „Makabra XX wieku”, w innym zainstalowała się wystawa oceanograficzna dotycząca Bałtyku. W jeszcze innym od lat działała strzelnica.

image

W wieży niedaleko głównego kompleksu MOW jest odtworzony pokój Karola Borchardta, pisarza oddanego tematyce morskiej, ale też sala, gdzie dzieci mogą poćwiczyć porozumiewanie się alfabetem Morse’a.

image
(zdj. pokój Borchardta)

Jest też wiele miejsc zachowanych w swej podupadłej, ale oryginalnej formie, które można zwiedzać samemu. Korytarze podziemne czy opuszczone wieże sterowania ogniem, pozostałości transzei i wieżyczki strażnicze dostarczają emocji tym, którzy lubią penetrować betonowe zimne i wilgotne podziemia i budzące grozę odrapane klatki schodowe bez światła.

image
(zdj. główny punkt kierowania ogniem)

image

***
Hel to wojsko. Dla wielbicieli militariów co roku w Helu pod koniec sierpnia odbywa się impreza „D-day Hel”. Zjeżdżają grupy rekonstrukcyjne z całego kraju, a także z zagranicy. Ostatnio sporo Czechów upodobało sobie Hel, zwłaszcza od czasu, gdy autostrada A1 ułatwia dotarcie tu w kilka godzin. Wielokrotnie słyszałam język niemiecki wśród gapiów, ale też wśród rekonstruktorów. Ciekawe, że akurat ci raczej przebierali się w mundury amerykańskie i brytyjskie… W mundurach niemieckich często byli Polacy.
- A bo wie Pani, nikt nie chce odgrywać roli Niemców, a do przedstawienia ktoś musi – wyjaśnił mi jeden z uczestników rekonstrukcji.
Ciekawe, że rekonstrukcja historyczna nie nawiązuje do bohaterskiej walki Helu o ocalenie ostatniego kawałka walczącej przeciw hitlerowskim Niemcom Polski, a do wydarzenia, które miało miejsce zupełnie gdzie indziej – do desantu aliantów w Normandii. We Francji. Dlaczego?
- A kogo by obchodziła walka przegranych? Tu chodzi o sponsorów… Wie Pani, jak to jest.
Niestety wiem. Tylko o jakich sponsorach mówimy? Kto sponsoruje zacieranie bohaterskiej walki Polaków przeciw najeźdźcom z obu stron a eksponuje „niewinnych Niemców okupowanych przez Nazistów”, których „wyzwalali od nazizmu” alianci ramię w ramię z Armią Czerwoną?

image

image
(zdj. D-Day Hel 2019)

Przez lata sponsorem imprezy była CocaCola i Discovery Channel. Teraz sponsorów coraz mniej i mam wrażenie, że i obchody coraz skromniejsze. Parada pojazdów wojskowych nadal jest jednak dużą atrakcją zwłaszcza dla dzieci.

image

image

Szkoda tylko, że to nie jest nasza historia. Zakłamywanie, rozmywanie prawdy, przeinaczanie faktów, budzenie skojarzeń niekoniecznie zasadnych kończy się tak, że Niemcy grają zwycięzców, a Polacy tych złych.
Potem się nie dziwmy, że przyprawia się nam gębę… Ech, szkoda gadać, to inny temat, który poruszam na tym blogu wielokrotnie...

***
- Przepraszam, a tą plażą to dokąd się dojdzie? – zapytała parę dni temu jedna z brodzących przy brzegu turystek i w pierwszej chwili nie zrozumiałam pytania. – Bo wie Pani, ja tu pierwszy raz w życiu jestem i jestem zachwycona. Ale myśmy ze znajomą promem z Sopotu na jeden dzień przypłynęły i w ogóle nie wiem, jak tu się można inaczej dostać… Tu się da dojechać do plaży samochodem?
Nie trzeba mnie było długo namawiać, by w kilkunastu zdaniach nakreślić bogaty program atrakcji, jakie czekają na każdego, kto zjawi się na półwyspie, a w szczególności na jego samym końcu, właśnie w Helu.
Turystka nie chciała wierzyć, że oprócz fok w fokarium, można je także spotkać na wolności, po prostu na plaży. W tym roku widziałam jedną, ale zimą w porcie przynajmniej pięć przypływa na darmową wyżerkę, gdy kutry wyładowują złowione ryby i czasem coś im skapnie z transportu. Najwięcej fok spotkaliśmy na plaży w roku 2020. Nawet po kilka jednocześnie. A zabawa foczych szczeniąt brodzących na płyciźnie zastępowała najsłodszy deser… Filmiki niestety już skasowałam.

image

image
(zdj. Foki na helskiej plaży 2020)

Szerokie przepiękne plaże otaczają półwysep, więc nie ma problemu ze znalezieniem miejsca przy brzegu nawet w najwyższym sezonie. Zawsze można podjechać rowerem trochę dalej na północ i znaleźć plaże prawie puste i dzikie.

image
(zdj. Plaża  Góra Szwedów)

Ale nie jest to miejsce dla wielbicieli nadmorskich zachodów słońca, bo w Helu słońce zachodzi nad zatoką, nie nad otwartym morzem. Aby obejrzeć najbliższy zachód słońca nad morzem, trzeba pojechać do Jastarni, tam dopiero łuk półwyspu zakręca na tyle, że latem zachodzące słońce zanurza się w morskiej toni. W Helu nigdy.

image
(zdj. helskie zachody słońca)

***
Jak czytam ostatnio na turystycznych stronach Wirtualnej Polski, Hel jest najszybciej wyludniającym się miastem w Polsce.
„Okazuje się, że z roku na rok ubywa tam mieszkańców, bowiem aż 24 proc. z nich opuściło Hel w czasie ostatniej dekady. […] W przypadku Helu mamy jeszcze do czynienia ze specyfiką tej miejscowości - komentuje prof. dr hab. Iwona Sagan, kierownik Zakładu Geografii Społeczno-Ekonomicznej Uniwersytetu Gdańskiego. - Możemy tu mówić o swego rodzaju ‘wyspiarskim’ położeniu. W związku z tym, to nie jest gmina komunikacyjnie łatwo dostępna - zwłaszcza w sezonie wakacyjnym dojazd jest utrudniony. Do tego odejście marynarki wojennej z półwyspu, która była potężnym pracodawcą…”
Tak, większość stałych mieszkańców tęskni za wojskiem. Nieznajomy starszy pan spotkany na cmentarzu także ubolewa nad jego brakiem od kilku lat.
- Pamięta Pani, gdzie było kasyno? – zapytał. Pamiętałam. Choć stało już od lat opuszczone, aż w końcu dwa lata temu rozebrano je i utworzono w tym miejscu parking dla turystów. – Ile tam było imprez! Ile wzruszających pożegnań kolegów… A teraz co? Nic się nie dzieje…
- Faktycznie przydałaby się tu jakaś inwestycja całoroczna. Jakiś taki duży hotel z centrum konferencyjno-szkoleniowym, z basenem i zjeżdżalnią, ze Spa, z salami weselnymi. No i dyskoteką. Żeby praca była dla wielu, a i cały rok by się coś działo… - zaproponowałam.
- O, to to! Wie Pani, ale oni tu w ogóle tak nie myślą. Ale na potańcówki to nawet w sezonie nie ma gdzie pójść – pokiwał smętnie głową starszy pan. – I tyle wojskowych instalacji się marnuje… Port wojenny pusty stoi…
Rzeczywiście potencjał na powrót wojska jest. Nie wszystko zostało zniszczone i rozebrane. A nawet jeśli, to zawsze można wybudować coś na nowo, teren jest gotowy. Nie wszystko przecież w wojsku jest tajne i poufne, nie trzeba znów zamykać całego Helu, który jest przepięknym miejscem na turystycznej mapie Polski, ale część terenów można ponownie wykorzystać na cele wojskowe. W końcu to współistnienie było tu możliwe przez ponad 20 lat aż do 2011 roku. To od tamtej pory, gdy ówczesne władze zaczęły zwijać wojsko w całym kraju, tutaj zaczął się exodus.


image
(zdj. spokojny Hel w listopadzie)

Hel jednak nie traci nadziei. Turystyka się rozwija, ale samo fokarium, placówka w sumie naukowa, czy latarnia morska to za mało. Wciąż w mieszkańcach tli się nadzieja na powrót wojska na te tereny. Nie tylko dlatego, że to poważny i solidny pracodawca, ale po prostu z powodu tradycji tego miejsca.

Wizyta w Muzeum Obrony Wybrzeża i gry terenowe na pozostałościach umocnień powinny być elementem obowiązkowych wycieczek szkolnych w ósmej klasie podstawówki lub w liceach. Bo to miejsce mówi o naszej historii więcej niż każde inne miejsce w kraju. Rekonstrukcje historyczne też są pożądane. Ale te, które opowiedzą naszą historię, a nie cudzą. Zamiast lądowania w Normandii, lepiej odegrać ostatnie dni walki o Hel, niezwyciężonych żołnierzy zmuszonych rozkazem do kapitulacji i dramatyczne losy komandora Przybyszewskiego… Ktoś napisze scenariusz? Ktoś znajdzie sponsorów?

Hel kojarzy się z wojskiem. I kiedy, jak nie teraz, właśnie dziś, przy okazji Święta Wojska Polskiego należy myśleć o powrocie żołnierzy do Helu?

Z okazji dzisiejszego święta, życzę tego mieszkańcom i nam wszystkim.

image

Źródła:
Wszystkie zdjęcia zamieszczone w artykule wykonane zostały przez autorkę

https://helmuzeum.pl/pl/
 https://malbork.naszemiasto.pl/w-muzeum-miasta-malborka-mozna-ogladac-wystawe-o-rejsie/ar/c1-9181193
https://infogdansk.pl/bateria-artyleryjska-schleswig-holstein-w-helu/
https://turystyka.wp.pl/to-miasto-wyludnia-sie-najszybciej-eksperci-wina-obarczaja-turystyke-6816529266473824a
https://dzieje.pl/postacie/zbigniew-przybyszewski
http://mow.helmuzeum.pl/pl/komandor-zbigniew-przybyszewski

myślę więc piszę i piszę, żeby wiedzieć, co myślę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo