konglomeratka konglomeratka
236
BLOG

Fajnie będzie! – czyli o rządach wszechfajności

konglomeratka konglomeratka Polityka Obserwuj notkę 10
Z pewną dozą niepokoju czytam o tym, jak obecnie ucierają się relacje tych, którzy władzę oddają i tych, którzy ją przejmują. Owoce wielu lat wychowywania do fajności wkrótce poznamy w tym, co nam politycy będą serwować w menu.

Ostatnio mniej piszę, bo czasu trochę brakuje. Po wielu latach przerwy, w dobie łatania braków kadrowych wśród nauczycieli, wróciłam do nauczania w szkole podstawowej. Cóż, już w starożytności nauczyciele i pedagodzy narzekali na młodzież, więc pozwolę sobie pominąć ten stały element wymiany pokoleniowej, ale pewne obserwacje nie dają się pominąć. I w sumie wcale nie chodzi o uczniów.

Z jednej strony zwykle wytyka się nauczycielom, że „nie pamięta wół, jak cielęciem był”, czyli że sami siebie nie pamiętają, jak się zachowywali i co myśleli w tym wieku, w jakim teraz są ich uczniowie. Być może w sporej części przypadków tak jest. Niestety ja mam tę przywarę i przypadłość, że pamiętam bardzo dużo z czasów szkolnych. Może nawet za dużo i porównania niestety cisną się same. Poziom dojrzałości wśród młodzieży obniża się. A po tak długiej przerwie w kontakcie z młodzieżą widzę tę różnicę bardzo jaskrawo.

Ale to nie jest w żaden sposób wina dzieci, że takie są, jakie są. To jest wina dorosłych. A w zasadzie wina wiecznie niedojrzałych dorosłych. Odsyłam do artykułu na temat raportu „Młode głowy” i tego, co tam szeroko na ten temat pisałam w tekście „Raport o stanie… świata naszych dzieci. Czyli o tym jak bardzo zawiedli dorośli.”

Dlaczego tak się dzieje?

Skupię się tylko na jednym przykładowym, ale być może znamiennym, zjawisku: upowszechnieniu przymiotnika „fajny” i przysłówka „fajnie”.

W czasach, w których moje pokolenie chodziło do szkoły słowo to istniało w języku potocznym, ale było zwalczane z całą konsekwencją w szkole, na lekcjach i poza lekcjami. Bo co konkretnie znaczy „fajny”?

- Fajna ta bluzka, z takim tym… - czyli jaka?

- Jak było na wycieczce? – zapyta ojciec.

- Fajnie.

- To znaczy?

No właśnie. Upowszechnienie się słowa „fajny”, które zaczęło zataczać coraz szersze kręgi, sprawiło, że wszystko obecnie musi być fajne. Czyli jakie?

Jak się dobrze zastanowić, to okazuje się, że słowo to oznacza coś, co się nam podoba, co budzi pozytywne emocje, ale nic konkretnego nie potrafimy wskazać, jako cechy, która przesądzają o przyczynie tego pozytywnego doświadczenia. Łatwe? Przyjemne? Dobre? Ale do czego dobre, a do czego niezbyt przydatne? Ciekawe?

Jest takie pojęcie jak andragogika. I w zasadzie modne ostatnimi laty hasło „pedagogiki wstydu” należałoby uzupełnić i rozszerzyć o skuteczną „andragogikę fajności”, a także cały szereg andragogik ukierunkowanych na odzieranie dorosłych z ich cechy konstytutywnej, jaką jest… odpowiedzialność. A także po części powaga. Człowiek dorosły to był człowiek poważny.

Adragogika to kształcenie i wychowanie ukierunkowane na dorosłych. To nie tylko kształcenie ustawiczne, czy szkolenia zawodowe lub specjalistyczne. To także cała otoczka społeczna i kulturowa, która przez całe życie wpływa na człowieka na każdym etapie jego rozwoju aż do późnej starości. A co najbardziej wpływa na ludzi dorosłych? To zależy do której grupy dorosłych się odnosimy. Dorosłym wszak jest zarówno osiemnastolatek, który poszedł pierwszy raz na wybory i niesiony „patriotycznym zrywem” podbijał frekwencję, dorosłym jest wieczny student, który ciągle szuka swojej ścieżki samorozwoju, dorosły jest czterdziestolatek, sześćdziesięciolatek i osiemdziesięciolatek… Każdy z nich formalnie jest dorosły. A przecież żyją w zupełnie innych światach potrzeb i doświadczeń. Co dla nich jest fajne?

Pedagog (gr. paidagogos - prowadzący chłopca) miał za zadanie prowadzić podopiecznego – czyli dziecko - w celu jego ukształtowania i wychowania na odpowiedzialnego dorosłego. Kiedyś. A dziś? Dziś ma być po prostu fajnym człowiekiem.

Andragogiką powszechną zajmują przede wszystkim media i kultura. „Fajny film wczoraj widziałem…” – ten cytat z zapomnianej już pewnie satyrycznej audycji radiowej prawdopodobnie niechcący utorował drogę do „wszechfajności”. Nawet wiadomości muszą być teraz przedstawiane w fajny sposób i najlepiej, żeby były fajne, bo niefajne wiadomości psują dobre samopoczucie. A przecież jak powszechnie wiadomo, dobre samopoczucie to połowa sukcesu, a bardzo dobre – wystarcza za całość.

Media mają największy i nieodparty wpływ na dorosłych zwłaszcza, gdy zakończyli już etap kształcenia formalnego. Andragogiką zajmują się przyjaciele i znajomi, którzy swoimi postawami, wyborami, opiniami, poglądami i przekonaniami mogą wpływać na innych dorosłych. Mamy przecież fajnych znajomych. Tych niefajnych unikamy. I mimo, że teoretycznie dorosły człowiek powinien się kierować rozumem, rozwagą, mądrością i dobrym rozeznaniem, to w rzeczywistości działa pod wpływem sympatii i antypatii, czyli tych płytkich emocji kryjących się pod pojęciem „fajności”. Bo „fajny” nie oznacza nic konkretnego a odnosi się jedynie do bardzo powierzchownych emocji. Czyli człowiek współczesny kierując się zasadą „wszechfajnośći” zachowuje się niedojrzale, jak dziecko…

Infantylizacja galopująca odarła dorosłość z powagi i odpowiedzialności. Najpierw z odpowiedzialności za siebie (bo przecież jakaś instytucja pomoże), za rodzinę (bo po co mieć rodzinę, fajnie jest się samorealizować w pojedynkę) i w następstwie za kraj. Fajnopolactwo i wszechfajność utorowały sobie drogę do przejęcia sterów w kraju. „Ufajniły” nawet tak ważne stanowisko w państwie jakim jeszcze niedawno był marszałek sejmu. Teraz marszałek zapowiada, że będzie „robił podcasty”. No to fajnie będzie…

Bawmy się dalej. Niech będzie super fajosko!

Aż się okaże, że po tej świetnej zabawie trzeba będzie leczyć kaca przez kolejne 123 lata.

Oby nie!


myślę więc piszę i piszę, żeby wiedzieć, co myślę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka