lord Farquaad
lord Farquaad
Kontestator Kontestator
2446
BLOG

Kaczyński czyli nasz lord Farquaad - genialny strateg i biznesmen

Kontestator Kontestator PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 144

Gigantomania jest znanym sposobem leczenia kompleksów przez ludzi małych i oczywiście nie mam tu na myśli jedynie ich mizernego wzrostu. Nawet w baśniach występuje ta prawidłowość, wystarczy wspomnieć lorda Farquaada z filmu Shrek, który mieszkał w zamku z wieżą sięgającą chmur. Ponadto osobnicy tacy - jeśli mają do dyspozycji władzę - dążą do budowy idealnego (w ich rozumieniu) świata, nie zważając na żadne przeszkody i poświęcając dla swej idei wszystko i wszystkich.

My, Polacy, nie możemy być gorsi od jakiegoś tam autora scenariusza z wytwórni DreamWorks i też postanowiliśmy zafundować sobie takiego Farquaada. Pisząc "my" mam na myśli naturalnie jedynie Polaków lepszego sortu, bo ci gorszego sortu nie dorośli do takich patriotycznych decyzji.

To tylko tyle tytułem wstępu, bo temat notki jest zupełnie inny.

Media nieprzychylne naszemu Farquaadowi przez wiele lat przedstawiały go jako nieudolnego dziadygę, bez prawa jazdy, bez konta w banku, nieumiejącego odnaleźć się we współczesnym świecie. Niepotrafiącego nawet zrobić zakupów w markecie, że o obsłudze komputera nie wspomnę. Ponadto niedbającego o sprawy doczesne, ogarniętego jedynie niepohamowaną żądzą władzy absolutnej.

Ostatnie wydarzenia, czyli tzw. "taśmy Farquaada" spowodowały, iż te same media nagle doszły do wniosku, że ten uprzedni wizerunek był celową i perfekcyjnie wymyśloną zmyłką, a faktycznie nasz lord to przebiegły biznesmen, świetnie obeznany z prawami rynku, znakomicie poruszający się w świecie wielkich finansów. Czyli, jak to media - od jednej skrajności w drugą. A jaka jest prawda o naszym drogim lordzie Farquaadzie?

Wystarczy wsłuchać się dokładnie w ujawnione przez GW nagrania z rozmów z austriackim biznesmenem, nb. spowinowaconym z naszym nieocenionym lordem. Gdyby nie merytoryczna pomoc kuzyna lorda Farquaada, czyli pana T., w zasadzie nie bardzo byłoby wiadomo, o co tak naprawdę Farquaadowi chodzi. Niektóre jego pytania czy stwierdzenia były wręcz kuriozalne.

Ale do rzeczy. Co właściwie wykombinował lord Farquad, aby zaspokoić swoje farquaadowskie potrzeby i marzenia? I jak zamierzał to osiągnąć? Te dwie, super wysokie wieże, które sobie obmyślił, miały mieć podwójne znaczenie. Po pierwsze - miały być wiecznym, z daleka widocznym i niezniszczalnym pomnikiem dwóch braci (bo przecież ten skromny posąg bliźniaka na placu Piłsudskiego to jakaś wredna przyszła władza może złośliwie stamtąd usunąć). Po drugie - miały być zapleczem finansowym jedynie słusznej dobrozmiennej partii. Sprawa kredytu na to przedsięwzięcie została obgadana z bankiem, który wcześniej w tym celu został podporządkowany Skarbowi Państwa, wystarczyło jedynie załatwić formalności z warszawskim ratuszem oraz znaleźć doświadczonego inwestora, który cały ten interes poprowadzi. Oczywiście należało tak przedsięwzięcie zorganizować, aby nie było podejrzeń, iż zamieszana w to jest partia Farquaada, a najlepiej, aby wszystko odbyło się w jak największej tajemnicy. Zwłaszcza przed tymi wrednymi mediami związanymi z nie mniej wredną opozycją. W tym celu utworzono nową spółkę - słupa pod nazwą N., która otrzymała plenipotencje od zależnej od partii Farquaada spółki S., a inwestorem i prezesem spółki N. został zięć pana T, niejaki GB, co gwarantowało dyskrecję (jak to w rodzinie) oraz pełen profesjonalizm. Teraz wystarczyło tylko dostać od ratusza dla spółki tzw. "wuzetkę", załatwić resztę formalności, wziąć kredyt z umówionego wcześniej banku i do dzieła. A ustalone wynagrodzenie dla pana GB lord Farquad zamyślił pokryć z którejś kolejnej transzy kredytu.

Brzmi rozsądnie, prawda? Ale tylko brzmi. Bo nasz genialny biznesmen lord Farquaad nie miał awaryjnego planu B. Nie zastanowił się, skąd weźmie pieniądze należne panu GB, jeśli pomysł nie wypali, bo np. spółka nie dostanie pozwolenia z ratusza, a prace przygotowawcze będą już bardzo zaawansowane. I tak się właśnie stało. Ponadto jakiś wredny kandydat na prezydenta W-wy zaczął trąbić, że partia Farquada buduje sobie wieżowce, co politycznie byłoby dla dobrozmiennej partii samobójstwem. I tym sposobem pomysł padł.

I co teraz, skoro pan GB domaga się wynagrodzenia za kilkunastomiesięczną pracę? Spółka N. jest goła, spółka S. ma odpowiednie fundusze, ale nie może zapłacić, bo nie jest stroną przedsięwzięcia. Nie może też przelać środków spółce N., bo nie ma na to tytułu, a takie wyprowadzenie pieniędzy byłoby działaniem na szkodę własną spółki, za co idzie się do pierdla. Pan GB nieustępliwie żądał wypłacenia mu należnego wynagrodzenia, na co lord Farquaad grzecznie mu odmówił, radząc jednocześnie, by ten wstąpił w tej kwestii na drogę sądową, licząc zapewne na to, że taki proces może potrwać kilka dobrych lat.

I w ten sposób pan GB przekonał się, że z rodziną dobrze wychodzi się jedynie na zdjęciu, również (a może zwłaszcza) wtedy, gdy jej członkiem jest lord „ja wszystko mogę” Farquaad. Więc pan GB się wkurzył, nagrał najistotniejsze fragmenty rozmów i negocjacji, wynajął prawników i oskarżył Farquaada o umyślne oszustwo. Ale moim zdaniem GB nie ma racji. Farquaad nie zamierzał go oszukać. Farquaad po prostu nie dorósł do takiego przedsięwzięcia. Pokazał, jaki to z niego w rzeczywistości mierny strateg, całkowicie pozbawiony wyobraźni i umiejętności przewidywania skutków swoich decyzji. Bo co uzyskał? Swoich wymarzonych wież nie ma i mieć nie będzie (nawet gdyby Trzaskowski złośliwie dał mu teraz zgodę), ma tylko kupę smrodu, w najbliższym czasie prawdopodobnie sprawy w sądzie i być może zapłaci w najbliższych wyborach za swoją butę (to ja, lord Farquaad, o wszystkim decyduję!) i za brak wyobraźni. Taki to z niego genialny strateg. Zupełnie jak jego pierwowzór z filmu Shrek, któremu też wydawało się, że jest sprytny i przewidujący, gdy wysyłał ogra po królewnę Fionę, co niestety skończyło się dla niego (czyli lorda) niezbyt miło.

A co z tego wynika dla nas? Mało optymistyczna konstatacja, że ten nasz rodzimy lord Farquaad w podobny sposób, na miarę swoich zdolności, od ponad trzech lat przebudowuje nam naszą Ojczyznę.

Ps. Niektórzy z komentatorów zarzucają mi "infantylizm argumentacji". Może mają rację, może zbyt naiwnie założyłem, że lord Farquaad jest nieudacznikiem, a nie kutym na cztery nogi oszustem. Tak czy inaczej, opisane konsekwencje dla niego są niewesołe, a ostatnie zdanie notki nie traci na aktualności.

Kontestator
O mnie Kontestator

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka