Niebywała rzecz, jak można żonglować słowem "sumienie". Z jednej strony słyszę, że jakieś lewactwo apeluje o to, żeby Kościół "pozostawił sumieniu" np. decyzję o zastosowaniu in vitro. Z drugiej strony (a właściwie z tej samej) pani Kopacz tłumaczy senatorom, że w sprawie in vitro nie mają, ba, nie wolno im posługiwać sie sumieniem, bo "nie przyszli tu, żeby reprezentować własne sumienia", tylko "interesy wyborców". I tłumaczy, że ten, kto bierze pod uwagę swoje sumienie, "mysli tylko o sobie". A zatem powinien głosować wbrew sumieniu. http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/premier-z-senatorami-o-in-vitro,558221.html
Można tłumaczyć inteligentnie albo głupio; dalej: głupio z natury albo rozmyślnie. NIe wiem, jak jest w tym przypadku, wiem, że tę głupotę o sumieniu usłyszę niedługo od któregoś z mniej umnych znajomych, jako wytłumaczenie dla niemoralnych zachowań w dziedzinie dowolnej .
Tymczasem sumienie powinno po prostu i jasno wskazywać człowiekowi, co jest dobre, a co złe. Z żadnymi interesami nie ma nic wspólnego. Nie ma też nic wspólnego z egoizmem.
Inaczej jest w przypadku pani Kopacz, której wypowiedź wystawia jej świadectwo - z oceną niedostateczną. M.in. z logiki. No, chyba że oceniamy stopień manipulacji oraz - być może - jej skuteczność propagandową.
Bierze jednak obrzydzenie.
Inne tematy w dziale Polityka