Słuchałem przy śniadaniu radia, sieci publicznej. Słyszę, że o in vitro wypowiadają się ci i owi. W pewnej chwili pani prowadząca powiada: „a teraz posłuchamy lekarzy”. I – ho ho ho! – wypowiada się jakiś lekarz. Oczywiście za in vitro.
Co za tupet. Przecież lekarze nie są jednomyślni. Trzeba to tłumaczyć? Nie trzeba radiowcom, bo dobrze wiedzą, co robią; ale trzeba ludziom, którym radiowcy i inni wodę z mózgu robią. Doś przytoczyć zdanie wojewódzkiego konsultanta do spraw neonatologii oraz kierownika Katedry i Kliniki Neonatologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, prof. Janusza Gadzinowskiego. Miał odwagę, której brakuje innym – tym, którym straszno upubliczniać głos własny, żeby zlinczowanymi medialnie nie zostać.
Ale prof. Gadzinowski oczywiście, nie zostałby dziś zapewne zakwalifikowany jako lekarz, tylko jako katolik, czyli ho ho ho hohoń. Tak zresztą - jako wpierwszym miejscu katolika - określił go ongiś wywiad w sprawie in vitro w „Głosie Wielkopolskim" (zob. http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/326599,wywiad-katolik-i-naukowiec-ripostuje,id,t.html).
Dziś rano też czytam „Głos Wielkopolski”, bo Mama moja czytuje. W „Głosie" wywiad z panią promującą in vitro. Pada pytanie, czy in vitro to metoda leczenia bezpłodności? I odpowiedź: a jeśli kobieta rodzi dziecko, to jest płodna, czy nie?
Co za tupet.
Inne tematy w dziale Polityka