Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski
5557
BLOG

Zabici terroryści? Nieprawda. I inne manipulacje.

Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski Polityka Obserwuj notkę 58

Jeśli przeczytamy dokładnie doniesienia z Paryża, okaże się, że terroryści, którzy tej nocy dokonali tam straszliwej masakry, wcale nie zostali „wyeliminowani”, czyli zastrzeleni. W ten sposób zginął bodajże tylko jeden z nich (doniesienia mogą się oczywiście zmienić). Pozostali zdążyli zdetonować noszony przy sobie ładunek zabijając lub raniąc przy tej okazji wszystkich dokoła.

Tym samym trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że akcja sił porządkowych jedynie skróciła (zapewne nieznacznie) czas przeznaczony przez zamachowców na mordowanie niewinnych ludzi, przyspieszając zaplanowane z góry samobójcze wybuchy. I tak terroryści wykonali założone przez siebie zadanie w 100 %.

Zadanie zaś sformułowali – jak możemy przypuszczać – następująco: zabić jak najwięcej „giaurów” do chwili przybycia sił porządkowych/antyterrorystycznych, po czym wysadzić się w powietrze z jak największą szkodą przeciwnika. I tak się stało.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że już jutro kolejnych dziesięciu może powtórzyć ten makabryczny wyczyn. A za kilka dni – następni. Europejskie granice były wszak przez ostatnie miesiące (a i wcześniej) mocno przesiąkliwe, nie zdziwiłoby więc wypłynięcie z niebytu kilkudziesięciu albo i więcej śmiałków, niezarejestrowanych przez służby, i nagle „zdetonowanych” w dowolnym zakątku République Française.

Czy nie da się tego upilnować? Powierzchownie śledząc doniesienia francuskiej prasy zakonotowałem, że tamtejsze służby już około godziny 18.00 wiedziały, że coś się święci, ale nie wiedziały, co i gdzie. Kto wie, być może cele ataków dobrano po części na chybił-trafił? I co z tym zrobić?

Głupcy z lewicy (w tym z GazWyboru oraz inni) sugerują, że „islamscy radykałowie” dokonujący masakry „marzą o rozpętaniu we Francji, a potem w Europie wojny religijnej”; że chcą doprowadzić do zycięstwa Frontu Narodowego w wyborach, nadto, że owa masakra to atak na „podstawowe wartości” francuskiego społeczeństwa.

Tak i nie. Częściej jednak nie. Bo kto z kim miałby tu prowadzić wojnę religijną? W tym sformułowaniu skrywa się sprzeczność. Atak na zeświecczone społeczeństwo bawiące na rockowym koncercie czy sączące piwo w kafejce można uznać za „wojnę religijną” tylko z punktu widzenia dżihadystów. Wątpię też, aby liczyli oni akurat na zwycięstwo Frontu Narodowego, który skądinąd nie słynie z religijnych przekonań …  Prędzej rzekłbym, że zamachowcy "mogą się liczyć ze zwycięstwem Frontu Narodowego". Tak więc żadna „wojna religijna” (pomiędzy religiami)  nie wchodzi w rachubę, chyba że mówimy o uderzeniu w „religię świecką”, ale tego terminu nikt chyba jeszcze nie użył.

Dżihadyści niewątpliwie liczą, po pierwsze, na osłabienie spójności społeczeństwa. Czy zwycięstwo Frontu Narodowego to właśnie miałoby oznaczać? Wątpię. Zresztą autorzy zamachów z pewnością kpią sobie z tego, czy prezydentem Francuzów będzie taki czy inny bezbożnik mniej lub bardziej lewicowy lub prawicowy. Nie chcą układać się z Francją, tylko prowadzić z nią wojnę, w której ich własne życie nie ma znaczenia, a celem jest totalna destabilizacja Europy.

Rozumiem też odgórne powściąganie antyislamskich nastrojów o tyle, że w takich chwilach emocje społeczne trzeba trzymać na wodzy, po to właśnie, żeby kontrolować sytuację. Wybuch zamieszek na tle narodowościowym osłabiłby sprawność francuskiego rządu. Tylko któż miałby brać udział w tych zamieszkach? Można sobie wyobrazić, że przede wszystkim młodzi muzułmanie oraz inni etnicznie, językowo i kulturowo „niezintegrowani” z przedmieść wielkich francuskich miast. To tutaj, a nie gdzie indziej tyka bomba zegarowa.  I to jest owo po drugie. Nie trzeba być mędrcem, żeby domyślać się, że dżihadowcy marzą właśnie o zdetonowaniu tej wielkiej, muzułmańskiej, wewnątrzfrancuskiej  bomby. Obudzenie emocji antyislamskich w społeczeństwie może takie zdetonowanie przyspieszyć. Ale chyba tylko tyle. Bo poza tym uśpienie społecznych emocji pozostawi muzułmanom wolne pole do działania. Już je dało.

Toteż odgórne blokowanie wypowiedzi, które zawierałyby taki właśnie realny osąd rzeczywistości – przypomina generowaną odgórnie niechęć angolskiej opinii publicznej do drażnienia Hitlera czy Stalina na kolejnych etapach dziejów – oczywiście w imię dziejowej sprawiedliwości i bezpieczeństwa państwa. Przypomina, zaznaczam – nie jest tożsama. Bo przecież poza tym mamy tu do czynienia z innym fenomenem. Sowieci czy Trzecia Rzesza byli jednak graczem zewnętrznym wobec państw sojuszniczych (nie licząc wtyk typu miejscowi komuniści i pożyteczni idioci). Tutaj zaś koń trojański został już wepchnięty poza bramy Troi, a co więcej, w niemałej mierze także zintegrowany. Muzułmańskie przedmieścia francuskich miast to element mocno wrośnięty we francuskie trzewia. Nie da się go ot, tak wyrwać i odseparować od reszty. Trudno przecie stosować odpowiedzialność zbiorową wobec niewinnej większości.

Jak widać, jedyne co się da, to manipulacja medialna zaklinająca rzeczywistość. No i praca wszelakich służb. Te ostatnie, na szczęście, są jeszcze we Francji sprawne. Ale co dalej?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (58)

Inne tematy w dziale Polityka