Od Włochów znam gest mano cornuta, w którym trzy palce są zgięte, a palec mały i wskazujący wyprostowane. Wiem, że takim gestem kierowcy Italii wzbudzają potężne emocje u innych użytkowników dróg, adresatów gestu. Wiem też, że oprócz użyteczności w języku migowym, palcami można przekazywać różne komunikaty, a liczba wariantów jest bardzo duża. Z nauk, które mi przekazano w dzieciństwie pamiętam, że wskazywanie palcem na osobę jest niegrzeczne, a zagranie komuś na nosie, gdy kciuk opiera się na nim, a palce wyprostowanej dłoni na przemian migają, oznacza nieposkromioną satysfakcję, że coś się udało wbrew życzeniom adresata gestu.
Słyszałem o geście pokazywania komuś środkowego palca, ale do niedawna nie wiedziałem na czym to polega i co dokładnie oznacza. Zawsze uznawałem to za jakiś obraźliwy gest, którym posługują się osoby z półświatka, podobnie jak język pełen wulgaryzmów, którym komunikują się oni pomiędzy sobą. Język dokładnie taki, jaki jest w powszechnym użyciu polityków dzisiejszej opozycji i ich rozmówców ze świata ciemnych interesów. To jest obraz tak mocno utrwalony licznymi przykładami podsłuchanych kuchennych rozmów tych ludzi, że analiza gry palcami poseł Joanny Lichockiej i doszukiwanie się w nich tego, co podpowiada własna wyobraźnia, jest przejawem czegoś, co w najłagodniejszej formie trzeba nazwać ordynarną hipokryzją. Z głębi sejmowej sali wyłowiono i wyselekcjonowano gest, który na siłę można wpasować w tę formę komunikacji, jaką posługują się oskarżyciele. To wielki wysiłek, by w popłochu przed kolejnymi klęskami wyborczymi poszukać u politycznego przeciwnika zachowania choć trochę podobnego do własnych zachowań i skupić się na obłędnie fałszywym oburzeniu. Ja nie wiem, co w tym geście Lichockiej było naprawdę nieprzyzwoite. Czy było to potarcie oka palcem, czy wyłuskany moment wyprostowania środkowego palca, czy jeszcze coś innego? W Internecie krążą zdjęcia polityków i zwolenników opozycji, którzy wykonują taki gest w o wiele bardziej wyrazisty sposób, a polityk-sędzia Żurek wyznacza tutaj najpełniejszy wzór.
Czymże to wszystko jest w porównaniu z „incydentem” w Pucku, a zwłaszcza z tą jego częścią, w której Małgorzata Kidawa-Błońska serdecznie dziękuje zorganizowanym uczestnikom prowokacji za to, że „dobrze ich było słychać”. M. K.-B. się szeroko uśmiecha, ale cały kontekst i przebieg wydarzenia pozwala uznać ten uśmiech za najbardziej wulgarny gest, po którym domniemany „gest Lichockiej” nie jest wart żadnej uwagi.
Od czasu, gdy hucpa z „gestem Lichockiej” zajęła główne miejsce w serii politycznych wydarzeń, patrzę na wszelkie telewizyjne programy publicystyczno-polityczne pod kątem gestów palcami, jakie wykonują uczestnicy takich programów. Niedziela, z której politycy i dziennikarze wbrew uszanowaniu dla Dnia Pańskiego uczynili główny dzień politycznych sporów, pełna jest tych beznadziejnych programów. Przy jednym stole sadza się duże grono polityków, często co tydzień tych samych i każdy co tydzień mówi to samo, co zawsze, a prowadzący program dziennikarz nie potrafi zapanować nad uczestnikami i dodaje od siebie uwagi, do których nie jest uprawniony. W ostatnią niedzielę patrzyłem głównie na ręce uczestników, by szukać okazji do wyłowienia „stop klatką” gestów podobnych do tych, które wywołały takie wzburzenie. Główne wrażenie zamieściłem w tytule, bo rzeczywiście wszędzie widziałem palce, w tym bardzo często palec środkowy i powtarzało się to we wszystkich programach, a uczestniczyli w tych gestach prawie wszyscy. Wyróżnił się dziennikarz prowadzący „śniadanie w Polsat”, którego nazwiska nie znam i nie chcę znać, ale w jego wykonaniu była to orgia gestów półświatka, wsparta zresztą tym co mówił, tym jak przerywał innym wypowiedzi i generalnie tym, co podobno ma wypisane na twarzy. Gdyby była potrzeba, można z łatwością wyprodukować memy ukazujące gesty, których w tak zachłanny sposób w zachowaniu Lichockiej doszukało się wielu „znawców manipulacji”.
Ja nie potrzebuję potwierdzenia tego, że opozycja totalna i jej zwolennicy to ludzie gorszego sortu; tych uznaję od dawna za ludzi najgorszego sortu. Dziwi mnie jednak masochizm polityków i publicystów związanych z dobrą zmianą, którzy nałogowo dają się wpędzać w korytarz samobójczej pokory, mimo że jest to tak bardzo wygodne dla przeciwników. To się dzieje stale i od dawna. Garść niewyjaśnionych oskarżeń wystarczy do kwalifikowania mało znaczących spraw w kategorii afery, gdy mrożące krew w żyłach, prawdziwie szkodliwe dla państwa afery, są ustawiane w sztucznej symetrii do nich i rozpływają się w niekończących się wysiłkach prokuratorskich, by czekać na przedawnienie.
Gdybym był posłem obecnym wtedy na sali sejmowej, na pytanie o „gest Lichockiej” odpowiadałbym: „Nie widziałem, to było gdzieś w głębi sali, nie znam sytuacji. Na każdym posiedzeniu sejmu widzę jeszcze gorsze zachowania opozycji i nie chcę doszukiwać się problemu w tym, że ktoś z naszych posłów w emocjach zareagował komunikatem, jaki druga strona rozumie. Ale o czym my mówimy skoro zdarzają się takie skandale, jak zachowanie MBK w Pucku. Może Nitras, Scheuring-Wielgus, Kierwiński, Neumann…etc. zasługują na obraźliwe gesty i nie warto do końca hamować emocji, Ojczyzna – Polska nie zasługuje na taką obrazę, jakiej współautorem stała się wice-marszałek Sejmu.
Niech też ci młodzi posłowie ZP pohamują swoje zapędy do strofowania innych. Lepiej milczeć, niż pokazywać fałszywą poprawność polityczną, bo ta zawsze będzie odczytana jako kompromis z kłamstwem, a nikt tego nie odczyta jako oznakę wzoru kultury politycznej.
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka