Decyzje polskich wyborców w całym okresie po 1989 roku przynosiły nieraz zaskakujące wyniki, które wskazywały na zagubienie Polaków i brak rozeznania prawdziwych celów poszczególnych sił politycznych pretendujących do objęcia władzy. Przyczyną takiego stanu rzeczy był sztucznie i z premedytacją tworzony chaos, w którym gwałtownie malało zaufanie do wszystkich polityków, a monopol medialny zakłócił rodzącą się dopiero demokrację i na długi czas objął całe życie polityczne kłamstwem i manipulacją.
Wszystko zaczęło się od wielkiego zwycięstwa Polaków w koncesjonowanych wyborach 4 czerwca 1989. Polacy wykorzystali wtedy wszystkie dane im możliwości i praktycznie w stu procentach, jednoznacznie odrzucili władze i spuściznę PRL. Było to pełne zwycięstwo Polaków, które powinno było otworzyć pożądany kierunek zmian. Propozycja bojkotu tamtych wyborów, jakkolwiek uzasadniana, była błędem; wybory i tak odbyłyby się, a bez masowego uczestnictwa ludzi, wynik okazałby się nie tak jednoznaczny, przekazując los polskich przemian jeszcze pełniej w ręce ludzi dawnego systemu. Prawdziwy kryzys zaufania do 35% nowo wybranych polityków reprezentujących Solidarność nastąpił prawie natychmiast, gdy Jaruzelskiego wybrano na prezydenta RP. Słowa B. Geremka: „pacta sunt servanda” bez ogródek ujawniły prawdę o okrągło-stołowym spisku, gdy jego środowisko, uzurpatorsko uznając się za reprezentację opozycji, zawarło z władzą tajne układy i domagało się, by Polacy dotrzymali zobowiązań, o których nie mieli pojęcia.
Później w 1991 roku były już w miarę normalne wybory i udało się utworzyć rząd Jana Olszewskiego, który, mimo nie do końca pożądanego składu, zainicjował kilka ważnych dla Polski spraw. To delikatne wejście polskiej polityki na właściwe tory zostało brutalnie przerwane parlamentarnym zamachem Lecha Wałęsy, znanym dzisiaj pod nazwą „nocna zmiana”. Ujawniła się bolesna prawda o dominacji PRL-owskiej agentury w szeregach opozycji, a także o wątpliwym formacie wielu polityków, którzy nade wszystko chcieli uczestniczyć we władzy. Waldemar Pawlak w odruchu szczerości ocenił zamach Wałęsy słowami: „Tylko że to jest trochę gangsterski chwyt” i natychmiast przyjął wyznaczoną mu rolę gangstera, a przy tym wyborze pozostał już na długie lata. Działo się potem wiele skrajnie złych rzeczy i doprawdy niewiele z nich działo się bez znaczącego wsparcia polityków PSL.
Zdawało się, że po 4 czerwca 1992 wszystko jest jasne i Polacy w kolejnych wyborach powszechnie zagłosują na polityków pragnących powrotu rządu Jana Olszewskiego. Tak się jednak nie stało, a przejściowy rząd Hanny Suchockiej, odwołany w maju 1993 i rządzący bez kontroli sejmu przez kolejnych pięć miesięcy, rozmył na długie lata odpowiedzialność i wprowadził kompletny chaos w świadomości politycznej Polaków. Stało się to, czego nie można się było spodziewać po „referendum” wyborczym z czerwca 1989 – wielu Polaków uznało, że można oddać rządy w ręce starej i rosnącej w siłę gwardii PRL, bo „nasi” wcale nie są od nich lepsi. Symbolicznym znakiem tego zwrotu był wybór A. Kwaśniewskiego na prezydenta RP i kompromitujący wynik L. Wałęsy. Później już wszystko toczyło się w niedobrą stronę, szanse na przełom malały, ale jednocześnie zaczął się rysować zdecydowany podział społeczeństwa wobec fundamentalnego pytania: „Czyja będzie Polska?, a nawet, czy Polska w ogóle przetrwa, gdy „narodu duch zatruty” będzie się rozszerzać.
Dzisiaj, może właśnie w związku z pogłębiającym się podziałem, sytuacja staje się o wiele bardziej przejrzysta. Nie ma teraz potrzeby szczegółowego analizowania programów partii politycznych, wypowiedzi ich polityków, czy faktów związanych z ich konkretnymi działaniami, zaniedbaniami, lub motywacjami. Dzisiaj wystarczy obiektywnie spojrzeć na aktualny stan Polski po ośmiu latach rządów PiS w roku 2023 i porównać go ze stanem, w jakim zostawiły naszą Ojczyznę ośmioletnie rządy PO i PSL. Najbardziej lapidarnie wyraził to porównanie w mazowieckim Łochowie premier Mateusz Morawiecki: „"Jarosław Kaczyński wyciągnął Polskę z dziadostwa, które wcześniej widoczne było w bardzo wielu wymiarach. I w wymiarze instytucjonalnym i w odniesieniu do ludzi". Stwierdził też: "aby Polska nie zeszła z drogi rozwoju, do władzy nie mogą wrócić nieudacznicy, partacze, lenie i cwaniacy. J.Kaczyński wydobył Polskę z dziadostwa”.
Bo też w 2015 roku Polska była bliska upadku i nie potrzeba wielkiej wyobraźni, by uzmysłowić sobie jak potoczyłyby się dalsze losy Polski, gdyby partie PO-PSL rządziły jeszcze jedną kadencję. Zwłaszcza w sytuacji tak trudnej, z jaką musiały się zmagać rządy PiS. Żniwo śmierci z powodu pandemii byłoby znacznie większe, upadek polskich firm byłby powszechny, otwierając kolejne lata koszmaru bezrobocia, pauperyzacja objęłaby całe rejony kraju, Polska byłaby zalana hordami obcych, wdzierających się przez słabo strzeżoną granicę z Białorusią, wkrótce daliby o sobie znać wyszkoleni terroryści, Ukraina bez wsparcia od Polski nie mogłaby stawić oporu agresji ruskich barbarzyńców, a być może bezbronna Polska byłaby pod okupacją Putina, aż do brzegu Wisły. „Polski ma nie być” – już od czasu Unii Demokratycznej był to główny punkt ukrytego programu realizowanego przez polityków, których dzisiaj uosabia Donald Tusk. Realizowali to stanowczo i bezwzględnie, gdy Polacy dali im władzę, działając w opozycji starają się zablokować każdą inicjatywę, która buduje i rozwija Polskę.
Jeśli ktoś obiektywnie rozważy kolejno wszystkie dziedziny ważne dla polskiego społeczeństwa i porówna ich aktualny stan w 2023 roku z tym, co pozostawiły po sobie w roku 2015 rządy PO-PSL, to musi obiektywnie przyznać, że wszędzie jest widoczny ogromny postęp, a w wielu dziedzinach mamy do czynienia z absolutnie jakościową zmianą. Nie ma sensu, punkt po punkcie, przywoływać te porównania, ponieważ taka analiza jest oczywista i każdemu jest dostępna. Można się też dodatkowo wesprzeć licznymi wskaźnikami i ocenami płynącymi z zewnątrz Polski. Ten rozwój Polski jednych zachwyca, a innych niepokoi, nawet przeraża. Prócz wielkich trudności wynikających z zewnętrznych, niezależnych od nas zjawisk, mamy wewnętrzną opozycję, która sprzyja wszelkim działaniom wrogim wobec Polski, a czasem nawet inicjuje takie działania. To widać jak na dłoni i nikt nie może się tłumaczyć, że tego nie dostrzega. Jaśniej już chyba nie będzie, więc decyzje wyborcze Polaków powinny być oczywiste.
Gdyby ktoś nie potrafił, albo nie chciał zdobyć się na uczciwe porównanie stanu Polski w 2015 i w 2023 latach, może przyjrzeć się, jak zachowują się liderzy i zwolennicy każdej ze stron politycznego podziału. Nie ma tutaj żadnej symetrii, mimo że wielu próbuje zrównać zachowanie obu grup. Kłamstwo o piramidalnych rozmiarach jest podstawowym narzędziem anty-polskiej opozycji. Bodaj Palikot jako pierwszy wytyczył drogę kłamstwa, mówiąc, że prawdą nikt z PiS nie wygra i trzeba kłamać. Potem wielu to za nim powtórzyło, nawet uściślono, że ważne są „szybkie kłamstwa, które można przykrywać kolejnymi kłamstwami. No i ten wulgarny język oraz specyficzna subkultura półświatka, które znaliśmy już z taśm, a dzisiaj je widać przy każdym wiecu, czy marszu Tuska. Trudno uznać, że ci ludzie tam występujący nie są reprezentatywni dla totalnej opozycji anty-PiSu. Oni są z tego samego stada i muszę przyznać, że nie potrafię wykrzesać z siebie choćby odrobiny szacunku dla kogokolwiek, kogo ci ludzie reprezentują, Jaśniej już nie będzie!