Sięgnąłem wstecz i wybrałem cytaty z przemówień Jarosława Kaczyńskiego podczas trzech różnych miesięcznic smoleńskich.
10.10.2016
„Dziś wiemy coraz więcej, mówię tak teraz co miesiąc, bo co miesiąc tej wiedzy na temat tragedii smoleńskiej jest więcej, ale ostateczne orzeczenia, ostateczne ujawnienie prawdy jeszcze przed nami. Musimy o to walczyć, musimy o to walczyć tym bardziej, że ci którzy tę prawdę ukrywali są znów aktywni i nie ukrywają też swoich celów –„
10.08.2017
„….na pewno w tym momencie, w którym staną pomniki, a wierzę, że to będzie w ósmą rocznicę tragedii, usłyszymy też tą ostateczną odpowiedź, niezależnie od tego, jaka ona będzie.”
10.10.2017
„I będzie prawda […] Prawda, której dzisiaj jeszcze nie znamy, ja jej nie znam. Ale prawda! Albo stwierdzenie – dzisiaj w tych okolicznościach, które mamy – tej prawdy do końca ustalić się nie da” – powiedział wczoraj, podczas 90. miesięcznicy smoleńskiej, Jarosław Kaczyński.
Mało który z polskich polityków tak waży wypowiadane słowa, jak czyni to Jarosław Kaczyński. On wie, że przeciwnicy wykorzystają najmniejsze potknięcie, nieścisłość, a nawet niejednoznaczność, by go zaatakować, a medialna nierównowaga zwielokrotni skuteczność ich ataków. Dlatego, zwłaszcza w kwestii tragedii smoleńskiej, to co mówił było zawsze starannie przemyślane. Jestem przekonany, że on nie ma wątpliwości, że w Smoleńsku miała miejsce zaplanowana likwidacja Prezydenta i polskiej elity. Jednak jako aktywny i pragmatyczny polityk musi unikać głoszenia takiego poglądu, gdy poszukiwanie prawdy jeszcze się formalnie nie zakończyło. W odróżnieniu od sytuacji ograniczającej polityków, zwykli ludzie mogą formułować wprost swoje intuicje, przemyślenia, a w szczególności także swoje wnioski. Konkluzje w przypadku Smoleńska muszą sprowadzać się do prostej alternatywy – albo miała miejsce tragiczna i nieszczęśliwa katastrofa, albo Prezydent i 95 ofiar zginęło w zamachu - nie ma żadnych pośrednich rozstrzygnięć. Ponad rok temu przedstawiłem i uzasadniłem swój pogląd na ten temat, a obszerna notka, szeroko komentowana, zaliczyła już ponad 17 tysięcy odsłon - https://www.salon24.pl/u/krakow-broda/724598,smolensk-i-fizyka-jadrowa -
Od tego czasu przybyło sporo nowych faktów wzmacniających wersję zamachu, a wśród nich wyniki ekshumacji, które odsłoniły wstrząsające szczegóły zachowania służb rosyjskich, choć dopiero w przyszłości ujawnią się prawdopodobnie inne elementy prawdy, nie przybył, natomiast, ani jeden fakt potwierdzający wersję alternatywną. Tak zresztą działo się od samego początku - natrętnie wtłaczaną legendę o błędach pilotów i zwykłej katastrofie obalał praktycznie każdy nowy i ważny ujawniony fakt. Wbrew takiemu biegowi zdarzeń, zwolennicy wersji zwyczajnej katastrofy zamiast cichnąć, powracać przemyśleniami i analizować powtórnie swoje wcześniejsze fałszywe argumenty, zachowują się jeszcze bardziej prowokacyjnie i jeszcze głośniej.
Charakterystycznie fałszywy był wrzask, jaki się podniósł po ostatniej październikowej miesięcznicy, gdy Kaczyński powiedział innymi słowami dokładnie to, co powiedział dwa miesiące wcześniej. Tym razem ktoś chyba rozesłał SMSy, by uznać te słowa za przyznanie, że śledztwo odrzuciło wersję zamachu, a Kaczyński z tym się pogodził i postanowił przygotować swoich zwolenników na przyjęcie oficjalnego werdyktu, że nie ma podstaw, by twierdzić, że miał miejsce zamach. Oczywiście Kaczyński nic takiego nie powiedział poza jeszcze dobitniejszym przypomnieniem tego co mówił wcześniej, że poszukiwanie prawdy trwa, ale te działania mają się już ku końcowi, więc wkrótce poznamy prawdę, jakakolwiek by nie była. Szczególnie hałaśliwie odezwał się chór apologetów Anodiny, Millera i Laska, wcześniej trochę uśpionych i zmaltretowanych walącą się w gruzy argumentacją o przebiegu „nieszczęśliwej katastrofy” spowodowanej „ludzkimi błędami i brawurą pilotów”. Unisono wykrzyczeli swój tryumfalizm, domagając się nawet aktu pokory od osób, które tak jak ja, jednoznacznie stwierdzili, że w Smoleńsku bez wątpienia miał miejsce zamach.
Ci przedwcześni i sztuczni tryumf aliści wiedzą wszakże jedno. Wiedzą, że Antoni Macierewicz, mimo że także jest politykiem i podlega jak inni ograniczeniom wypowiedzi, znalazł sposób, by w sposób ciągły komunikować prawdę o zamachu w Smoleńsku przez jednoznaczne gesty. Te wszystkie apele smoleńskie, nawiązania do ofiar ze Smoleńska i wszelkie gesty podkreślające państwową i historyczną wagę tragicznego wydarzenia, to wszystko słusznie irytuje zwolenników raportu MAK, bo nie miałoby wielkiego sensu, gdyby nie było zamachu. Jeśli jednak okrutna prawda ma w swojej istocie scenariusz zamachu, to bez względu na to, czy da się to prawnie udowodnić, czy też nie, wszystkie te gesty stają się bardzo przejrzyste, zrozumiałe i warte wsparcia jako jeden z ważniejszych elementów naszej tragicznej, a przecież zwycięskiej historii.
Można się wreszcie zastanowić, co się stanie, jeśli śledztwo prokuratury i podkomisja smoleńska nie przedstawią ostatecznych dowodów na zamach. Jest oczywiste, że w tej sytuacji także nie dałoby się udowodnić wersji tragicznej katastrofy i większość ludzi pozostałaby przy swoich poglądach, licząc na to, że w przyszłości mogą zaistnieć nowe okoliczności sprzyjające ich potwierdzeniu. Jednak nie da się odłożyć całości sprawy w nieznaną i nieokreśloną przyszłość, bo jest coś, co jest bez wątpienia ciężkim przestępstwem nietrudnym do pełnego i drobiazgowego udowodnienia już dzisiaj. Chodzi o przestępstwo związane z utrudnianiem śledztwa, z niszczeniem dowodów i zacieraniem śladów. Mamy udokumentowany cały ciąg zdarzeń po katastrofie, od pierwszych godzin, aż po wieloletni czas, w którym zachowanie Rosjan i współdziałających z nimi polskich władz, dowodzą, że w przypadku zamachu podjęte działania i świadome zaniedbania sprzyjały ukryciu sprawców. Jeśli w takim procesie wykazano by, zgodnie z obserwowanymi przez całą opinię publiczną faktami, że tak istotnie było, to oczywistą konkluzją musiałoby być uznanie, że było to zachowanie sprawców, a co najmniej współdziałanie ze sprawcami. Jeśli miała miejsce wyłącznie tragiczna katastrofa, to nie ma żadnej możliwości by wytłumaczyć, ani zrozumieć, dlaczego we wszystkich działaniach po tym nieszczęściu pragmatyczni Rosjanie zachowali się tak jakby byli sprawcami, lub wspólnikami sprawców. Tym bardziej, że tak przedziwnie lekko traktowany, a bezsporny fakt naprowadzania TU-154 do złowrogiego miejsca w smoleńskim jarze właściwie stawia Rosjan w sytuacji sprawców schwytanych na gorącym uczynku.
Dobrze, że Jarosław Kaczyński podkreśla, że wciąż jeszcze prawdy nie zna i nie wie, jaka będzie, choć jest intensywnie i profesjonalnie poszukiwana. Niech ta prawda osadzona na fundamencie wielu nowych faktów eksploduje i zawstydzi tych, którym tak długo przeszkadzała.