"Tobiasz i Parki" . Na obrazie Malczewski sportretował siebie i Marię Balową jako anielicę.  Fot: Grzegorz Kozakiewicz
"Tobiasz i Parki" . Na obrazie Malczewski sportretował siebie i Marię Balową jako anielicę. Fot: Grzegorz Kozakiewicz
Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz
1854
BLOG

(LIII) Malarz duszy polskiej

Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz Kultura Obserwuj notkę 22

Malarstwo Jacka Malczewskiego wciąż fascynuje. Nie mniej fascynująca jest jego biografia. Nie był wbrew pozorom poczciwym "dziadzią".

 

 

Krakowianie przechodzący lub przejeżdżający ulicą Księcia Józefa, mijają zazwyczaj obojętnie odrapaną willę pod numerem 29., tonącą wiosną w kwiatach kwitnących na licznych krzewach. Tymczasem w tutejszym ogrodzie pojawiały się niegdyś fauny, nimfy, siadywał św. Franciszek, Chrystus rozmawiał z Samarytanką, okazałe kobiety zaglądały do zatrutych studni. Wszystko to odbywało się w wyobraźni wielkiego malarza polskiego Jacka Malczewskiego, który mieszkając tu w latach 1899-1910, swe fantazje przenosił pędzlem na płótno. W Krakowie spędził większą część swego życia. Urodzony w 1854 roku, przyjechał pod Wawel w 1871 r. aby uczyć się w gimnazjum i pozostał do końca życia, czyli do 1929 r. Jego natchnieniom artystycznym poświęcono w 2009 r. wystawę „Podszepty sztuki. Jacek Malczewski 1854-1929” w arsenale krakwoskiego Muzeum Książąt Czartoryskich.

Podszepty Muz

– Patrząc na autoportrety Malczewskiego przekonałam się, że przedstawiają kogoś przekonanego o swej wyjątkowości, artystę stojącego ponad światem, sprawującego rząd dusz. Odważył się jednak na pokazanie widzom istoty pracy artysty. Wprowadził ich do swojej pracowni, pokazywał trud bycia artysta, trud radzenia sobie z natchnieniem, trud radzenia sobie z muzami – mówiła autorka wystawy Urszula Kozakowska – Zaucha z krakowskiego Muzeum Narodowego. 51 obrazów dobrano wg wspomnianego klucza malarskich natchnień. Wielkie wrażenie robiły rzadko widywane w Krakowie, bo przechowywane w Rogalinie pod Poznaniem dwa płótna: „Melancholia” i „Błędne koło”. Pokazywały, że w głowie artysty nieustannie kłębią się rozmaite wytwory wyobraźni nie dające mu spokoju, każące odnosić się do ważnych spraw doczesności i zaświatów. Obydwa malowidła wpłynęły niewątpliwie na proces tworzenia dramatu„Wesele” Wyspiańskiego, czemu Wyspiański nie zaprzeczał. „Melancholia” miała pierwotnie autorski tytuł „Wiek ostatni w Polsce, pozwalający łatwiej zrozumieć przesłanie obrazu. Jak pisze wybitna znawczyni twórczości Malczewskiego Stefania Krzysztofowicz-Kozakowska, autorka najpełniejszej jak dotąd monografii artysty („Malczewski”, Wyd. Kluszczyński, Kraków 2008), na obrazie przedstawiającym pracownię malarską „wiruje w somnambulicznym tańcu tłum, w szynelach sybirskich, z kajdanami, kosami, ogarnięty niemocą wydostania się przez otwarte okno do rozsłonecznionego ogrodu, ku wolności. Widoczne w głębi atelier, wyłaniające się z ustawionego na sztalugach obrazu, szaleńczo pędzące dzieci, stopniowo dorastają, by w pobliżu otwartego okna osiągnąć wiek starczy, niedołężny. Wówczas już jako wiekowi zesłańcy, nie mają ani siły, ani tez odwagi na wyrwanie się z niewolniczej klatki. Boją się wolności, poddają się determinującemu dramatowi historii, dramatowi polskiego losu”.

Malczewskiego przedstawiano często jako poczciwego „dziadzię”, który malował sobie spokojnie, bez wstrząsów i emocji. Tymczasem ten „mały wielki człowiek” ulegał wielkim namiętnościom. „Potrzebował miłości jako tematu i podniety twórczej” – wspomina Michalina Janoszanka, która była jedną z muz malarza. Muzom: żonie Marii, Michalinie Janoszance i przede wszystkim Marii Balowej, autorka wystawy poświęciła duży fragment, gdzie przedstawiono obrazy na których je przedstawiono. Wzruszał delikatnością „Portret narzeczonej”, migały fauny w tle portretu Janoszanki. Króluje przede wszystkim jednak królowała pani Balowa o której zafascynowany nią Malczewski (złośliwi współcześni widzieli niesłusznie tę fascynację jako pospolity „romans”) napisał: „piękność tej kobiety wyrosłej na polskiej ziemi w artystę rzemieślnika przetwarza”. – Na obrazach Malczewskiego przybierała ona postacie Erosa i Śmierci, chimery i harpii; Meduzy, Polonii, Nike, Eloe i Ellenai, Beatrycze i Eurydyki. To ona jako Chimera siadywała przy studni wabiąc swoim kuszącym i drapieżnym uśmiechem. Była również aniołem śmierci kładącym w wymownym geście palce na oczach artysty i pięknym zielonoskrzydłym Archaniołem Rafałem towarzyszącym Tobiaszowi – mówiła Urszula Kozakowska-Zaucha.

Mitotwórca narodowy

 

Wg Ryszarda Kluszczyńskiego, wydawcy albumu-monografii o Malczewskim Stefanii Krzysztofowicz-Kozakowskiej  (zawierającego najlepsze jak dotąd technicznie reprodukcje dzieł autora „Melancholii”), obrazy Malczewskiego są „czymś znacznie więcej niż ilustracją historycznych wydarzeń. Są wizją. Na poły malarskim, na poły literackim poematem na temat polskich dziejów”. Artysta obok Matejki i Wyspiańskiego najbardziej polski, na stałe obecny w narodowej świadomości, dokonał rzeczy wyjątkowej. Stworzył coś na kształt rodzimej mitologii, ubierając w polski kostium i lokując w ojczystym krajobrazie postacie biblijne oraz figury znane z antycznych i ponadnarodowych mitów, uosabiające takie pojęcia jak Śmierć, Natchnienie, Miłość, Sztuka, Historia, Ojczyzna. U Malczewskiego na polskich polach hasają anioły, fauny, muzy, chimery, nimfy, syreny. Szkoda, że na wystawie zabrakło obrazu „Sztuka w zaścianku”, który dla prof. Andrzeja Nowaka, miłośnika malarstwa Malczewskiego jest kwintesencją połączenia swojskości z uniwersalnością, Bosonogiej pastereczce pasącej wielkie indyki, przygrywa na fujarce mały faun. W tle zabudowania folwarczne. – Czy jesteśmy koło dworku w Zaosiu, a może to Żelazowa Wola, może Tymoszówka Szymanowskiego? Jesteśmy, to wydaje się pewne, koło najczystszych źródeł polskiej sztuki – stwierdza Nowak.

Polskę, jej dzieje i krajobraz Malczewski darzył wielką miłością. Do swych uczniów w Akademii Sztuk Pięknych przed 1918 r. miał mawiać: „Malujcie tak, aby Polska zmartwychwstała”.

 

Sztukę trzeba wymodlić

Był człowiekiem bardzo religijnym, w duchu św. Franciszka. Tę religijność było widać w obrazach (także tych o tematyce świeckiej!), w deklaracjach i w praktyce życia codziennego. „Jesień mianowicie wlewała we mnie dziwny smutek i dziwny spokój jak na dziecko. Godzinami siadywałem w trawie zroszonej szronem i słuchałem jesiennych wsi odgłosów, wtedy serce mi rosło wzbierała pierś i płacz czułem w gardle mojem. Mimo woli wtedy się modliłem jak dotąd się modlę i wznosząc oczy w górę wśród szarych obłoków szukałem pana i stwórcy by mu dziękować za życie za to co mnie otacza. Godzina taka była mi extazą niebem na ziemi” – pisał w „Luźnych kartkach”. Od dzieciństwa spotykał osoby o ponadprzeciętnej religijności: swoją ciotkę błog. Wandę Malczewską, kolegę-malarza św. Brata Alberta Chmielowskiego, księcia metropolitę Adama Stefana Sapiehę, metropolitę Andrzeja Szeptyckiego. Na swych obrazach wielokrotnie przedstawiał Chrystusa, Matkę Bożą, św. Agnieszkę, św. Franciszka, biblijnych proroków, anioły. Świętość była więc też jednym z „podszeptów”, który kształtował jego sztukę. Świadectwem głębokości przezywania przez Malczewskiego tej sfery był fakt, że wielokrotnie twarz Chrystusa na jego obrazach to twarz jego samego. Zwiedzający krakowską wystawę w arsenale, mieli niepowtarzalną okazję zobaczenia obrazu „Niewierny Tomasz”. – Nie był dotąd pokazywany. Odkryliśmy go w jednej z kolekcji prywatnych, której właściciele zgodzili się wypożyczyć malowidło na czas trwania wystawy. Malarz nadał Chrystusowi rysy swojej twarzy, zaś do postaci niewiernego Tomasza pozował mu ulubiony uczeń Vlastimil Hofman – mówiła Urszula Kozakowska-Zaucha.

Malczewski miał wielką cześć dla św. Franciszka. Namalował jego piękny portret. Tłem był ogród zwierzynieckiego domu w którym mieszkał malarz. Użyczył świętemu swojej twarzy, zaś w jego otoczeniu sportretował swoich domowników a także...fauny i chimerę. Zaprzyjaźniony z bernardynami, wstąpił do III zakonu św. Franciszka i w ubogim franciszkańskim habicie został złożony do trumny. Wyrazem franciszkańskiego ducha malarza była jego niezwykła hojność wobec ubogich. Nie dawał im pieniędzy, bo zazwyczaj ich nie miał. Bardzo często jednak malował ich i darowywał im te portrety, które potem spieniężali za wysokie kwoty. „Przychodzili stróże, listonosze, ramiarze, posługacze, kominiarze i cała masa najrozmaitszych indywiduów; roiło się od tego koło bramy przy drzwiach pracowni, a pan Jacek malował ich, a szkice i obrazy rozdawał. A gdy psy szczekały na tych gości, odprowadzał ich do bramy. Z kucharek i pokojówek powstawały cudne dzieła: Meduzy i Harpie ze skrzydłami u głów. Widząc obrazy Malczewskiego po różnych salonach, mam nieraz ochotę wykrzyknąć: Marynia – Jagosia - Hanusia! Znałam bowiem te Harpie i Niki wiążące sandały” – wspomina w książce „Wielki tercjarz” Michalina Janoszanka. Niewiele osób patrzących na spotykaną często na obrazach Malczewskiego postać starca o szlachetnych rysach domyśla się, że malarzowi pozował pijaczyna ze Zwierzyńca Wójcicki. „Widzimy go jako wędrownika w zadumaniu, opartego na kiju; jako pielgrzyma bez ojczyzny, albo jako wygnańca, lub w szynelach narzuconych na ramiona, to znowu w rozchylonej koszuli z szkaplerzem na piersiach, albo też jako katorżnego męczennika na modlitwie” – pisze Janoszanka.

Religijność uważał Malczewski za fundament tworzenia w ogóle, nie zaś tylko podstawę tworzenia dzieł religijnych. „Bo to proszę pani zacnej, ludzie myślą, że sztukę to można robić, a sztukę trzeba wymodlić. Nie wystarczy, żeby umieć rzemiosło najlepiej: trzeba wielbić Boga” – zwierzał się babce swej młodej powiernicy i modelki, malarki Michaliny Janoszanki.

Był to jak napisała Janoszanka, „typ mędrca o duszy dziecięce”, kryjącego za maską błazeńską (jak zwierzała się jego kucharka: „Dużo różnych widziałam, ale takiego nagłupiastego pana jak nasz, nigdy”), gorycz i delikatność uczuć. Vlastimilowi Hofmanowi zwierzył się kiedyś, że „od czterdziestu lat maluje polską duszę”.

Kiedy skończyłem oglądać wystawę w arsenale Muzeum Czartoryskich, przypomniał mi się zwrot prof. Andrzeja Nowaka odnoszący się do naszej spuścizny kulturalnej: „Mamy swój dom, mamy dokąd wracać”!

Śledztwo w sprawie Malczewskiego

Wydawałoby się, że o Jacku Malczewskim, krakowskim „malarzu duszy polskiej”, wiemy już prawie wszystko. Prof. Dorota Kudelska z Lublina udowodniła w swej wydanej dwa lata temu książce, że jeszcze wiele było i będzie do odkrycia.

 

Autorka, historyczka literatury i sztuki z KUL, przez kilkanaście lat pracowała nad biografią intelektualną Jacka Malczewskiego (1854-1929). Przeprowadziła iście detektywistyczne śledztwo. – Zbierałam te wszystkie materiały latami, jeździłam wielokrotnie do Krakowa, Warszawy, Wrocławia i Poznania, wreszcie do Monachium, Wiednia i Lwowa. Tych materiałów przybywało, czasami pojawiały się nowe, właśnie świeżo skatalogowane, znajdowane w prywatnych zbiorach, czasem ktoś wspominał widziane w dzieciństwie jakieś obrazy Malczewskiego, więc musiałam sprawdzić, co to mogło być i gdzie się teraz znajduje – mówiła w wywiadzie dla „Dziennika Wschodniego”. W rezultacie powstała opasła księga „Dukt pisma i pędzla” (2008), której nową wersją jest wydana przez Wydawnictwo W.A.B. książka „Malczewski. Obrazy i słowa”.

Biografia nietypowa

To biografia nietypowa. Nie jest typowym kronikarskim zapisem życia i twórczości malarza przez większość swego życia związanego z Krakowem i tu, w krypcie skałecznej pochowanego, lecz przedstawieniem problemowym. Kudelska pisze o rodzinie artysty, o jego Muzie Kindze Marii Balowej, miejscach gdzie przebywał, sztuce Malczewskiego w przestrzeni publicznej, wreszcie o jego warsztacie malarskim.

Robi to w sposób fascynujący, odsłaniając niedostatecznie dotąd wyjaśnione fragmenty biografii artysty, który, jak wspomniałem, ulegał wielkim namiętnościom.

W domu Malczewskich panowała dysharmonia. Żona Maria, pochodziła z krakowskiej mieszczańskiej rodziny Gralewskich. Fortunat Gralewski prowadził we własnej kamienicy przy ul. Szczepańskiej znaną do dziś aptekę „Pod Złotym Tygrysem”. I kamienica jest znana. Mieści się tam m. in. Klub Dziennikarzy „Pod Gruszką”. Żona Malczewskiego nie rozumiała jego sztuki, on zaś nie ułatwiał porozumienia, znikając z domu często na długie tygodnie. „Nikt z najbliższych nie mógł dać artyście oparcia w jego ciągłej niepewności, potrzebie afirmacji jego sztuki i akceptacji jego samego jako osoby. Dowodem tego jest poszukiwanie wsparcia u innych” – pisze Kudelska.

Dorodna Muza

Takie oparcie znalazł w pięknej Marii Kindze z Brunickich Balowej, ziemiance z Galicji Wschodniej. Stała się jego Muzą, modelką, powierniczką zwierzeń. W należących do jej męża Tuligłowach często przebywał i malował. Jej dorodną postać widać na licznych obrazach artysty. Piękna, niezależna finansowo i wewnętrznie, Maria Kinga Balowa nie tylko nie obarczała artysty codziennymi kłopotami, lecz potrafiła z nim rozmawiać o sztuce, traktowała go jako intelektualnego przewodnika i podbudowywała jego wciąż, mimo sukcesów, niepewne poczucie własnej wartości. W jej towarzystwie, zwolniony na chwilę z patriarchalnych »przywilejów«, które mu ciążyły jako trudne do realizacji, czuł się swobodniejszy, odpoczywał” – pisze autorka. W rozmowie ze mną dodała, że piękna uroda Balowej nie była jednak tak posągowa, monumentalna, jak widział ją w swej wyobraźni, zafascynowany nią Malczewski. W rzeczywistości była znacznie drobniejsza.

Malczewski był niewątpliwie malarzem bardzo polskim. „(...) Gdybym nie był Polakiem, nie byłbym artystą” – deklarował. Kudelska udowadnia jednak, że to pojmowanie polskości swej sztuki nie było traktowane przez Malczewskiego ciasno. Był „patriotą krajobrazu”. Polska dla niego „to te pola, miedze, wierzby przydrożne, nastrój tej wsi o zachodzie słońca, ta chwila tak jak teraz – to wszystko bardziej polskie niż Wawel”.

Autorka z detektywistyczną żyłką dotarła nawet do tego, że malując swe „Ukrzyżowania”, Malczewski, chcąc oddać jak najlepiej martwotę ciała Chrystusa, szkicował w Zakładzie i Katedrze Medycyny Sądowej UJ martwych modeli ułożonych na skrzyżowanych deskach. Jednym z nich był prawdopodobnie 36. letni samobójca Michał Rycerz.

Dorota Kudelska nie poprzestaje na tym, co już napisała o autorze „Tobiasza i Parek”. Teraz przygotowuje do druku odnalezione przez siebie pisma artysty: korespondencję, notatki, rękopisy wystąpień, wiersze.

 

 

Tekst opublikowany niegdyś na łamach krakowskiej edycji „Gościa Niedzielnego”

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Urszula Kozakowska na tle "Melancholii".  Fot. Grzegorz Kozakiewicz
Urszula Kozakowska na tle "Melancholii".  Fot. Grzegorz Kozakiewicz Poruszające "Proroctwo Ezechiela".  Fot. Grzegorz Kozakiewicz. "Finis Poloniae" "Krajobraz z Tobiaszem" "Wiosna". Portret Marii Balowej na tle widoku na Wisłę z okna pracowni na Zwierzyńcu. "Moja dusza" "U źródła" Stefania Krzysztofowicz-Kozakowska, "Malczewski", Kraków 2008, wyd. Kluszczyński Dorota Kudelska, "Malczewski. Obrazy i słowa", Warszawa 2012, Wydawnictwo W.A.B.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura