Rosjanie mawiają, że dżentelmeni o fakty się nie spierają. Widać nasza opozycja do tej kategorii nie należy. Dokumenty są? Są.
Co z nimi zrobić? Można było je oczywiście utajnić (na zawsze, wzorem wielu państw), spalić, zakopać kolejne lata oszukując społeczeństwo. Ale mleko się rozlało (dzięki dementywnej wdowie) i trudno było problem zamieść pod dywan.
Parę ładnych lat temu przyjaciel zapytał mnie dlaczego na ścianie swego domu powiesiłem fotografię współpracownika SB. Co prawda na tym zdjęciu "Bolek" szykował się by uklęknąć przed Janem Pawłem II i właściwie o Papieża mi chodziło ale uwaga mnie zabolała.
Dla większości Polaków Wałęsa, przez wiele lat, był symbolem nadziei, trybunem ludowym, któremu wybaczano wiele... Może Lech próbował coś ugrać z SB, może to była jego walka i wzorem innych polskich mężów opatrzności zmuszony był na szali zwycięstwa położyć kilka niewinnych głów.
Wtedy to sięgnąłem po książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii".
Dlatego zapewne obecnie ujawnione dokumenty nie zaszokowały mnie a jedynie kolejny raz utwierdziły w przekonaniu o marności ludzkiej natury. Teraz układanka jest kompletna. Zrozumiała staje się "gruba kreska", niszczenie akt SB (za kadencji ministra spraw wewnętrznych Krzysztofa Kozłowskiego) wspieranie karier byłych agentów, zatrudnianie byłych ubeków w służbach i administracji państwowej, brak lustracji wśród przedstawicieli trzeciej władzy, uwłaszczenie nomenklatury. Poznaliśmy grzech pierworodny III RP.
Inne tematy w dziale Polityka