Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
250
BLOG

Kozak: Niemiecki spór o podatki

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Gospodarka Obserwuj notkę 23

W Niemczech 19 września rozpoczął się Oktoberfest i chyba jedynie tu nie usłyszymy o szalejącym kryzysie finansowym. Na tegoroczne święto piwa przybyło wprawdzie mniej turystów zagranicznych niż w zeszłym roku, jednak Niemcy zwiększyli konsumpcję wewnętrzną i zrekompensowali finansowo nieobecność zagranicznego kapitału.

Świąteczny nastrój udzielił się najprawdopodobniej również partiom politycznym. „Kto da więcej?” - pod tym hasłem maszerują ugrupowania ubiegające się o zwycięstwo we wrześniowych wyborach parlamentarnych.

Sytuacja niemieckich finansów nie skłania jednak do optymizmu. Eksperci szacują przyszłoroczne zadłużenie Niemiec na ponad 100 mld euro. Niektóre szacunki mówią nawet o 150 mld. W 2010 roku przyszły rząd ponad 1/3 swoich wydatków będzie musiał pożyczyć. Już od roku mówi się o najgłębszym w powojennych Niemczech kryzysie finansów państwa.

Podwyższyć podatki

Czołowi ekonomiści są zgodni, że niemieccy obywatele muszą przygotować się na podwyżkę świadczeń na rzecz państwa. W przeciwnym wypadku nie uda się zniwelować gigantycznego zadłużenia. Wyższy podatek VAT? Podwyżka podatku gruntowego? Wszystko jest do rozważenia. Np. Thomas Straubhaar z Instytutu Gospodarki Światowej w Hamburgu twierdzi, że należałoby zwiększyć podatek VAT do 25%, a w zamian obniżyć koszty pracy i podatek dochodowy. Podobnego zdania jest Klaus Zimmermann z Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych, który szacuje związane z tym zwiększenie dochodów państwa na 50 miliardów euro.

Innego zdania są jednak niektórzy politycy. Co prawda minister finansów Peer Steinbrück (SPD) i minister gospodarki Karl Theodor zu Guttenberg (CSU) w wystąpieniu z 22 września oszczędności uważają za nieodzowne. Jednak już szef FDP Guido Westerwelle określił te wypowiedzi obu ministrów jako „mgliste”. Jednocześnie pozostawał niewzruszony na stanowisku, że należy znacząco zmniejszyć podatki. Budżet państwa musiałby liczyć się wówczas ze spadkiem wpływów sięgającym od 35 do 80 mld euro. To jednak Westerwelle’a nie przeraża. Spadek dochodów ma zrekompensować wzrost konsumpcji wewnętrznej.

Nie uwzględnia on jednak prawdopodobnego wzrostu bezrobocia, który dodatkowo obciąży budżet Federalnej Agencji Pracy w Norymberdze. Jeżeli państwo niemieckie nie będzie miało środków na utrzymanie poziomu zatrudnienia, może się okazać, że nie ma komu pobudzać konsumpcji.

Wprowadzenie w życie pomysłu FDP jest nie do pomyślenia - komentuje berliński „Tagesspiel”. Redakcyjny komentarz w „Süddeutsche Zeitung” określa przekonania szefa FDP jako „pseudoreligijne”. Westerwelle, choć głosi poglądy sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, święcie wierzy, że obniżanie podatków w dobie kryzysu jest dobrym rozwiązaniem. Pod tym względem ekonomiczne przekonania pokrywają są tu z religijnym dogmatyzmem. W tej wierze konkurować on może już chyba tylko z polskimi rządzącymi. O ile jednak w Niemczech partia głoszące podobne poglądy zdobywa w sondażach około 10%, o tyle między Odrą a Bugiem analogiczne ugrupowanie może spodziewać się 40-procentowego poparcia. Cóż, pozostaje nam chyba tylko wynieść polskich ekonomistów na ołtarze.

Polityczny głupiec

Z szefem FDP nie zgadza się Clemens Fuest. W wypowiedzi dla „Süddeutsche Zeitung” twierdzi, że plany liberałów ani nie byłyby opłacalne, ani nie prowadziłyby pośrednio do wzrostu wpływów do budżetu. Skorzystałaby na tym przede wszystkim wyższa klasa średnia, która i tak pieniędzy nie wydaje, tylko przechowuje w bankach. Aby załatać dziurę budżetową, należałoby wprowadzić m.in. umiarkowane podwyżki podatku VAT i podatku gruntowego. Oszczędności mogą być znaczne. W roku 2008 19-procentowy podatek konsumpcyjny przyniósł wpływy rzędu 178 mld euro. Pojawiają się również głosy za większą dyscypliną fiskalną i zmniejszeniem wydatków budżetu. Norbert Walter z Deutschen Bank wypowiada się za zmniejszeniem wynagrodzeń w służbie publicznej, obniżeniem świadczeń socjalnych oraz obniżeniem subwencji na rzecz rozwoju energii odnawialnej.

Przewodniczący CSU Horst Seehofer odrzucił jednak te propozycje i wykluczył jakąkolwiek podwyżkę podatków, a także obniżenie świadczeń socjalnych do roku 2013. Dodatkowo obwieścił wprowadzenie większej liczby ulg podatkowych. „Nie podpiszę żadnej umowy koalicyjnej, która nie zawierałaby obniżki podatków” - stwierdził dla „Münchner Merkur”. Pierwsze obniżki podatków planowane są na rok 2011. CDU wraz z CSU planują docelowo obniżyć najniższą stawkę podatkową z 14% do 12%.

Sprzeciw wobec podwyżki podatków podziela Angela Merkel, która uważa, że jej wprowadzenie byłoby poważnym błędem i zabiłoby zalążki ożywienia gospodarczego.

Nie tylko wedle ekonomistów obniżka podatków, którą obiecują FDP i CSU, jest propozycją niepoważną. Kandydat na kanclerza z SPD Frank-Walter Steinmeier odrzucił obniżenie wysokości świadczeń socjalnych. Plany obniżki podatków ze strony FDP i CSU uznał za złudne. Wśród SPD pojawiają się jednak głosy o zmniejszeniu najniższej stawki podatkowej o 4%, a podatku VAT o 7%. Z kolei najwyższa stawka PIT ma być podniesiona o 2%.

Zieloni także uważają obietnicę obniżki podatków za absurdalną. Wiceprzewodnicząca Zielonych Christine Scheel proponuje obniżenie dotacji budżetowych i zwiększenie kontroli podatkowej. Zieloni chcą uprościć system podatkowy, podnieść 42-procentowy próg do 45% oraz podnieść podatek majątkowy. „Nie rozumiemy, dlaczego odpowiedzialni za kryzys - przede wszystkim ci najbogatsi - mieliby nie uczestniczyć w kosztach walki z nim” - twierdzi Jürgen Trittin dla „Der Spiegel”.

Najdalej w swoich przedwyborczych propozycjach posuwa się Partia Lewicy. Postuluje podniesienie stawki podatkowej dla osób najlepiej zarabiających z 45% do 53% oraz nacjonalizację banków. Koniunkturę miałyby pobudzić interwencyjne roboty publiczne, w ramach których miałyby powstać dwa miliony nowych miejsc pracy. Kłopot w tym, że to rozwiązanie ma kosztować budżet państwa dodatkowe 180 mld euro.

Podatkową debatę podsumowuje Steinbrück. „Pewnym jest, że dalsza obniżka podatków, jaką proponują CDU, CSU i FDP, kłóci się z rzeczywistością. Polityczna konkurencja buja w obłokach” - stwierdza w wywiadzie dla „Süddeutsche Zeitung”. Nazywa on siebie politycznym głupcem, gdyż na tydzień przed wyborami mówi wyborcom prawdę, czego inne partie i liderzy nie czynią. Podczas gdy on - głupiec - powtarza, że największa w historii powojennych Niemiec dziura budżetowa będzie miała konsekwencje dla państwa socjalnego, to inne partie obiecują obniżki podatków i inne kosztowne rozwiązania.

W istocie jedynym głupcem w tej debacie pozostaje niemiecki wyborca. Tak w każdym razie chciałyby go widzieć partie polityczne. Mogą się jednak przeliczyć. Dwie trzecie obywateli Niemiec nie wierzy w wyborcze obietnice. Z kolei 85% ankietowanych niemieckich przedsiębiorców twierdzi, że niezależnie od wyniku wyborów podatek VAT zostanie ostatecznie podniesiony.

Jak będzie w rzeczywistości, przekonamy się po 27 września. Już dziś jest jednak pewne, że gdybyśmy kiedykolwiek zastanawiali się nad powodem coraz niższej frekwencji wyborczej w Niemczech, to należałoby go szukać właśnie tutaj: w robieniu z wyborcy głupca.

Ostatnie zdanie ma zresztą ważność nie tylko na zachód, ale i na wschód od Odry. Również w Polsce warto, żeby zaczęto traktować wyborców poważnie. Na 50-miliardową dziurę budżetową nie pomogą zaklęcia o zmniejszaniu podatków i jego zbawiennym jakoby wpływie na budżet i gospodarkę. Najwyższy czas, aby polscy politycy i ekonomiści włączyli się do europejskiej debaty na temat podniesienia opodatkowania. Pora wyjść z neoliberalnej świątyni i zacząć rozmawiać.

Piotr Kozak

Tekst ukazał się na witrynie www.krytykapolityczna.pl.

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka