Jedynym echem konferencji PiS zorganizowanej 26 lutego 2011 pod wymownym hasłem „nic o nas bez nas” były jak zwykle dziennikarskie dywagacje na temat jednej tezy, a właściwie jednego słowa wypowiedzianego przez Jarosława Kaczyńskiego. Tym słowem była „anihilacja”. Zdziwione i oburzone media przepytywały polityków wszystkich opcji, cóż znowu takiego kłamliwego wymyślił Kaczyński, że mówi o chęci anihilacji opozycji przez partię rządzącą.
Płytkość polskiego dziennikarstwa przechodzi do porządku nad tytułem konferencji, który zaczerpnięty przecież został z uchwały sejmu radomskiego z 1505 roku, którą uważa się często za początek demokracji szlacheckiej w Polsce. Uchwała zawiera jedno zdanie, które zacytuję w całości:
Ponieważ prawa ogólne i ustawy publiczne dotyczą nie pojedynczego człowieka, ale ogółu narodu, przeto na tym walnym sejmie radomskim wraz ze wszystkimi królestwa naszego prałatami, radami i posłami ziemskimi za słuszne i sprawiedliwe uznaliśmy, jakoż postanowiliśmy, iż odtąd na potomne czasy nic nowego stanowionym być nie ma przez nas i naszych następców, bez wspólnego zezwolenia senatorów i posłów ziemskich, coby było z ujmą i ku ciążeniu Rzeczypospolitej oraz ze szkodą i krzywdą czyjąkolwiek, tudzież zmierzało ku zmianie prawa ogólnego i wolności publicznej.
500 lat temu wybrańcy narodu zwracali więc uwagę na fakt, że władza królewska tak jak każda władza, musi podlegać szerokiej kontroli przez reprezentowane w sejmie stany, że władza absolutna nie może istnieć i podlega miarkowaniu przez wszystkich uczestników procesu demokratycznego: króla i wszystkie stany.
500 lat później w Polsce uważa się, że zwycięzca wyborów powinien wziąć wszystko, a choćby i 49 - procentowa mniejszość ma tylko jedno wyjście: wygrać następne wybory.
W 2005 roku rządziła w Polsce koalicja PiS. Po dwóch latach nieograniczonej w niczym agresji opozycji i mediów nastąpiły przyśpieszone wybory. W 2007 roku nowa koalicja PO ogłosiła politykę miłości.
- Myślałem, że powinienem usłyszeć wówczas śmiech całej Polski – mówił na konferencji PiS profesor Ryszard Legutko.
Ale nic takiego nie nastąpiło. Elity, politycy, dziennikarze dorożkarski język PO przyjęli za dobra monetę i oznakę dobrego wykształcenia. No bo rekordy chamstwa bił Łodzianin z tytułem doktora nauk biologicznych lub filozof z Lublina, spec od apercepcji u Kanta i specjalista od gumowych gadżetów.
- Igrzyskom tym towarzyszyła elitarna grupa prezydentów – mówił dalej profesor Legutko.
Pod presją takich autorytetów realizowano PO-wską wizję państwa w którym wyrzuca się z pracy i poniewiera dziennikarzami, a władze państwowe tropią nieprawomyślne książki i tępią ich autorów. Takich zjawisk nie było w Polsce od czasu upadku komunizmu.
- Nawet moja uczelnia, czcigodny Uniwersytet Jagielloński miał być przedmiotem kontroli z powodu pewnej pracy magisterskiej – mówił Legutko.
To powinno wywołać reakcję sprzeciwu i oburzenie. Ale nic z tego. Nawet same władze uczelni godziły się z gwałceniem wolności słowa i murów. Bo dwa razy w ponad 600-letniej historii uniwersytet zaznał gwałtu: w czasie okupacji hitlerowskiej i w czasie rozruchów w marcu 1968 roku. Analogie nasuwają się więc dziś same.
Profesor Legutko nazwał Polskę pod rządami Platformy Obywatelskiej państwem zróżnicowanym kłamliwie. I taka jest dziś nasza ojczyzna. Choć nie powinniśmy się temu dziwić. W 2005 roku, jeszcze jako wicemarszałek sejmu Donald Tusk deklarował:
- Czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie. W tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą. Nie to powinienem robić. Nie za to biorę pieniądze.
Donald Tusk zmienił retorykę dwa lata później, gdy prosił swoich partyjnych kolegów: proszę ludzi PO, nie odpowiadajcie tym samym. Uwierzcie, że tylko dobrem można zwyciężyć zło. Jesteście w służbie miłości, dobra i prawdy.
Jego zmienność nie akcentuje się w ciągu lat. Tusk zmienia zdanie, albo jak kto woli kłamie z miesiąca na miesiąc. W sierpniu 2010 roku zapewniał, że nikt nie kwestionuje potrzeby upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej. Jego zdaniem Warszawa nie miałaby nic przeciwko temu, żeby w pobliżu pałacu, w wyniku otwartego konkursu możliwie szybko przeprowadzonego, powstała tablica czy postument. Ale już we wrześniu 2010 premier mówił, że nie ma poczucia deficytu w upamiętnieniu ofiar katastrofy. Zdradził, że nie ma planu rozpisania konkursu na pomnik przed pałacem.
W 2009 roku Tusk ze 100-procentową pewnością mówił, że w Polsce nie będzie podwyżki podatków. Czy mówił prawdę, przekonaliśmy się dziś, w 2011 roku. Mówił także, jaki los spotka ministra skarbu, jeśli do końca sierpnia 2009 roku nie uda się sprzedać stoczni inwestorowi zagranicznemu. Jest rok 2011. Mamy tego samego premiera, tego samego ministra i tę samą stocznię.
Ten człowiek kłamie jak z nut: w niedzielę ogłosimy precyzyjny kalendarz dojścia do podatku liniowego. Jego wejście w życie nastąpi w 2010, a w najgorszym wypadku w 2011 roku. W 2011, a najpóźniej w 2012 roku wprowadzimy w Polsce euro... W przyszłym roku szkolnym każdy uczeń dostanie od nas komputer…
- Przedstawiciele mojego rządu – ogłaszał Tusk – każdego miesiąca, powtarzam – każdego miesiąca, informować będą sejm i opinię publiczną o decyzjach likwidujących przywileje władz.
W swojej dalekosiężności premier zagalopował się pewnego dnia tak daleko, że zapewniał, iż język migowy zyska w Polsce status języka urzędowego.
Profesor Ryszard Legutko zadał sobie pytanie: czy ludzie wierzą w te kłamstwa i mistyfikacje. I odpowiedział sobie, że tak, że część społeczeństwa daje się nabrać. Ale przecież znaczna część ludzi, w tym dziennikarze, publicyści, intelektualiści wiedzą, że to wszystko, co mówi ustami premiera PO to kłamstwo i mistyfikacja. A mimo to kłamstwo i mistyfikacja nie są wskazywane, nie są kwestionowane, nie są napiętnowane. Profesor obserwuje też zjawisko społecznej rezygnacji z trudu oddzielania prawdy od fałszu. Bo ludzie traktują wystąpienia premiera i przedstawicieli jego rządu jak widowisko. Natomiast sami politycy traktują łgarstwo jako swoistą grę ze społeczeństwem. Stąd te PR-y, marketing, przykrywki, wrzutki. Łgarstwo stało się polityczną metodą, a przestało być grzechem z którego należy się spowiadać. Część publiczności nawet z przyjemnością bierze w tym spektaklu udział. Podziwia na przykład premiera, który wydaje się dobrze zagrał np. z tym EURO. No bo będzie spektakl. Albo ten Chlebowski. No fajny facet. Tylko dlaczego się tak pocił? Przecież mógł wziąć prysznic, iść do kosmetyczki i wystąpić w telewizji jak twardziel. I to był jego błąd. I słusznie poniósł za to karę, przynajmniej czasowo. I dobrze mu, bo następnym razem będzie wiedział jak i co.
Profesor kończy smutną refleksją o państwie demoralizującym i zdemoralizowanym. Im dłużej żyć będziemy w klimacie kłamstwa i mistyfikacji, tym bardziej będzie to dla państwa zabójcze. Pociecha tylko w tym, że:
- Wszystkich można oszukiwać przez pewien czas,
- Niektórych można oszukiwać cały czas,
- Ale nie da się wszystkich oszukiwać cały czas.
68 lat po sejmie radomskim przyjęto w Polsce 21 najważniejszych zasad ustrojowych Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, na które każdorazowo wybrany władca Polski musiał przysięgać. Ostatni Artykuł Henrykowski był przypomnieniem i ostrzeżeniem dla władzy królewskiej: „A jeślibyśmy co przeciw prawom, wolnościom, artykułom, kondycjom wykroczyli, albo czego nie wypełnili, tedy obywatele koronni obojga narodu od posłuszeństwa i wiary nam powinnej wolne czynimy i panowania”.
Inne tematy w dziale Rozmaitości