Salon24pl nie popisuje się aktualnością informacji nawet w sprawach dotyczących przedsięwzięć nad którymi objął patronat. Toleruje też sprawozdania z objętytch tym patronatem spotkań nawet wówczas, gdy autor przez połowę sprawozdania opowiada nie o wystąpieniach znakomitych prelegentów, ale o kwadransach własnych spóźnień i ilościach wypitej w trakcie kongresu kawy. Stąd może moja odwaga konfrontacji raz jeszcze mojej relacji zamieszczonej z tego spotkania na tych łamach wczoraj. Uzasadnieniem tego autoplagiatu jest także zainteresowanie Czytelników tym niezwykłym spotkaniem. Tytuł swojej relacji zmieniłem.
Arkady Kubickiego w Warszawie były w założeniach twórcy zwieńczeniem zamkowego tarasu widokowego schodzącego do Wisły. Pod tymi ażurowymi sklepieniami odbyła się w sobotę część organizowanego przez PiS kongresu „Polska Wielki Projekt”. Przed południem debatowano na temat polskiej racji stanu. I choć relację z kongresu salon24.pl przeprowadził na żywo, to z uwagi na wagę problemu i rangę uczestników, moim zdaniem warto wrócić do tego wydarzenia.
Profesor Zdzisław Krasnodębski mówił o polskich zmaganiach z modernizacją kształtowanych pod wpływem narodowej traumy XVIII-wiecznych doświadczeń. Były one skutkiem swoistej narodowej zgody. Król poparł przecież Targowicę, polskie sejmy zgodziły się na rozbiory, a polscy ministrowie pobierali gaże u obcych mocodawców. W rezultacie, w ciągu ostatnich trzech setek lat Polska była krajem samostanowiącym o swoim losie nie dłużej, niż 40 lat. Król pruski nazywał Polaków Irokezami Europy, a w Stanach Zjednoczonych polski chłop traktowany był w XIX wieku jak niewolnik z czarnego lądu. Co gorsza, w kraju panowała moda na Polaka - wiecznego tułacza, który wędruje po świecie za chlebem. Polski romantyzm nadawał cierpieniom emigrantów nimb świętości. Nawet dużo później, w latach 70-ych XX wieku żyliśmy w Polsce z tym kompleksem ubogich krewnych zachodniego świata. Gdy mieliśmy w kieszeni kilka dolarów, mogliśmy uważać się za bogaczy znad Wisły. A ten, kto posiadał paszport, uchodził za wyzwoleńca. Polska nie była przygotowana na solidarnościową rewolucję. Pisano u nas wtedy wiele o upadku kapitalizmu, a nikt nie spekulował na temat możliwości upadku socjalizmu. W 1980 roku na Uniwersytecie Warszawskim wybrano na przewodniczącego „Solidarności” nie profesora, ani nawet magistra, ale robotnika z uniwersyteckich warsztatów. Polski minimalizm sprawia, że zachodni model myślenia jeszcze do dziś nie zadomowił się nad Wisłą. Po 21 latach imitacyjnej modernizacji, dystans Polski do najbogatszych krajów Europy nadal pozostaje ogromny. Dlaczego? Brakuje w Polsce męża opatrznościowego, który byłby w stanie wprowadzić konieczne reformy, polskie elity są ograniczone w swojej światłości, a lud zawsze w końcu okazuje się niewystarczająco mądry. Polskie elity od tygodnia zajmują się kibolami, a nie modernizacją kraju. Rządowi na myśl nie przyjdzie program modernizacji kraju. Państwo zakłada program samoograniczenia swoich wpływów. Już dwa lata temu, Aleksander Smolar snuł teorie zaniku państwa. Skoro więc nie ma państwa, to nie ma i racji stanu. Tymczasem aby istnieć we współczesnym świecie, Polska musi mieć swój wielki projekt. Nie może on być kalką jakiejś europejskiej modernizacji. Aby zmodernizować kraj Polacy muszą chcieć być Polakami, a nie Irlandczykami, czy Niemcami. W konsekwencji należy ograniczyć wpływy tych, którzy Polakami nie chcą być. Musi istnieć w Polsce drugi obieg medialny, gdyż obecnie wolność prasy jest w Polsce iluzoryczna. Musi nastąpić ożywienie polskiej prowincji. W miastach można już spotkać zalążki modernistycznego myślenia. Jest ono obce z dala od wielkomiejskich ośrodków. Profesor podaje przykład polskiej codzienności: chciał niedawno jechać z wykładem z Gdańska do Białegostoku. Było to możliwe, ale przez Warszawę. Nie ma pociągu relacji Gdańsk – Białystok! Racja stanu musi znajdować solidne oparcie w niezależnej gospodarce. Polska nie będzie krajem suwerennym bez solidnych, narodowych podstaw ekonomicznych. Należy przywrócić świętość polskim symbolom narodowym.
* * *
Pani profesor Jadwiga STANISZKIS zastanawiała się nad fenomenem nieistnienia władzy w Polsce. Obecna dyktatura władzy może jej zapewnić jedynie reprodukcję (ponowny wybór). Niestety, oznaczałaby to właściwie dalszy proces pogłębiania się kryzysu władzy w Polsce pod rządami PO. Obecny sposób sprawowania władzy w Polsce pani profesor nazywa dyktatem mocy w którym sprawowanie władzy staje się celem samym w sobie, jest źródłem dóbr pożądanych, pozwala tworzyć medialną otoczkę dla formatowania społecznych zachowań. Nie zrozumiała tego Monika Olejnik, która w „Siódmym dniu tygodnia” z gośćmi Radia Zet, a szczególnie z panem profesorem Tomaszem Nałęczem oraz Joanną Kluzik – Rostowską naigrywała się z pani Staniszkis, nie mogąc rozgryźć dziś rano, co znaczy, że Polsce należy przywrócić autonomię ekonomiczną i co znaczą słowa profesor Staniszkis o dyktacie mocy. Profesor Nałęcz odkrył, że to chyba pojęcie z jakiejś komputerowej gry. Towarzystwo MO poprzestało na tej konstatacji, resztę czasu poświęcając właśnie kibolom, a szczególnie bandycie „Staruchowi”. Profesor Staniszkis twierdzi natomiast, że władzy tak bezwzględnie dziś sprawowanej trudno uniknąć arbitralności. Natomiast paradoksalnie, narodowym zasobem może być nawet zacofanie. Gospodarka chińska była przez laty przykładem zacofania, a odkąd postawiła na powielanie najnowocześniejszych technologii, notuje szokujący krok do przodu i wkrótce stanie się pierwszą gospodarkę świata. Zaś w Polsce przez 21 lat nie zdołaliśmy określić nawet postkomunistycznych wyzwań. To kumuluje polskie dziejowe zapóźnienie. Bo nawet postkomunistyczna Bułgaria, Rumunia, czy Gruzja posiadają większy od Polski zasób kulturowy. Wiąże się on z dłuższym przebywaniem w kręgu kultury rzymskiej. Gdy Polska przyjmowała chrzest, w kraju nad Wisłą panowały jeszcze plemienne spory, zaś orężem Rzymu był już wtedy doskonały system prawa. Gdy imperium rzymskie powoli odchodziło już od Kościoła, Polska miała dylemat z przynależnością do Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. W czasach najnowszych też nie potrafiliśmy nigdy zreformować kraju tak, aby nadążać za współczesnymi trendami. Postkomunistyczne uwłaszczenie nomenklatury, szara strefa, reprodukcja systemu i obniżanie standardów społecznych tworzą spiralę w dół do poziomu z którego nie będzie już możliwości odbicia. Działaniom władzy w Polsce towarzyszy całkowita bezkarność i arbitralność. Tusk akceptuje zepchnięcie Polski do II ligi europejskiej, a parlament nie podejmuje nawet próby dyskusji na ten temat.
* * *
- To utrwala wśród ludzi przekonanie, że w sprawach państwa nic od nas nie zależy – mówi profesor Ryszard Legutko. To niesuwerenne myślenie powinno zostać wyeliminowane w 1989 roku. Ale wtedy panowała już moda na globalizacje, wkrótce po zmianie reżimu politycznego w Polsce mieliśmy wejść do Unii Europejskiej...Uznaliśmy zatem, ze globalizacja i unia to takie wehikuły, że wystarczy w nie wsiąść i czekać. Jeśli więc będziemy grzecznymi słuchaczami mądrych wskazówek, to wjedziemy na nich do nowoczesnej cywilizacji. Ten sposób myślenia utrwalany był w społeczeństwie przez elity. W rezultacie w procesach globalizacji Polska przestała być dostrzegana, a w Europie pojawia się pytanie: Polak? To znaczy kto? Suwerenne myślenie jest więc nadal w Polsce rzadkością. Inteligencja nie określiła dziedzin, w których suwerenność powinna się przejawiać. Domeną suwerenności powinna być na pewno edukacja i energetyka. Suwerenne decyzje należy podejmować w relacjach z Unią Europejską i z Rosją. Powinniśmy podjąć spór o większe zróżnicowanie ideologiczne w Europie. W Ameryce trwa batalia o wielokulturowość. W Europie osiągnęliśmy consensus ideologiczny uznając, że powinna ona być antykatolicka. Gdy polski euro poseł buntuje się przeciwko temu, natychmiast zyskuje etykietę euro sceptyka. Nie jest nim Niemiec, Francuz, Anglik, tylko właśnie Polak...
* * *
- Dlatego polską racją stanu w Unii powinien być postulat, aby unia nie unieważniała polskiej racji stanu – twierdzi doktor Krzysztof Szczecki. Unia nie może być gwarancją polskiej racji stanu, bo polska racja stanu powstała poza Unią. Proces integracji nie może więc podważać naszej narodowej tożsamości. Staje się to szczególnie aktualne dziś, gdy Unia sama przeżywa kryzys własnych instytucji. Pan doktor nazywa ten proces poszukiwaniem międzyrządowej narodowości Unii. Gdy słabnie znaczenie komisji, a podniesiona została rola rady, to unijne rządy skupiają się praktycznie w rękach dwóch nacji: Francji i Niemiec. W ramach akcentowania swojej podmiotowości Polska powinna domagać się pakietu energetyczno – klimatycznego, określenia jasnych zasad związanych z modelem europejskiej prowincji, a więc przyszłości europejskiego rolnictwa, jasnych zasad finansowo – budżetowych, wyboru pomiędzy Rosją i USA europejskiego sojusznika. Nie wystarczy przy tym wybranie jednego z tych obszarów jako pola działania. Doktor Szczecki zaleca tu kumulację relacyjną, czyli grę wszystkimi elementami. Gdyż dotychczasowa strategia Polski polegając na pomijaniu pewnych obszarów i koncentrację wysiłków na innych, do tej pory nie przyniosła pożądanych rezultatów.
Byłem pod Arkadami Kubickiego po raz pierwszy od czasu ich rekonstrukcji bodaj w 2009 roku. Barbarzyńcy zamienili je w 1831 roku w stajnie. Stąd właśnie pisałem tę relację i stąd ten może dziwny, a może aluzyjny tytuł.
Inne tematy w dziale Rozmaitości