Zaczęła się dość poważna dyskusja o tym, co powiedzą sobie polski prezydent i przywódca nadal jeszcze światowego mocarstwa. Ze strony Komorowskigo należy spodziewać się może większej powściągliwości w słowach. Być może tym razem uda się uniknąć śmieszności, do jakiej doszło w grudniu ubiegłego roku podczas wizyty prezydenta RP w Waszyngtonie.
Dla Obamy wizyta w Polsce będzie tylko przystankiem przed głównym celem, jakim jest szczyt państw Unii.
Nie powinniśmy jednak mieć złudzeń: ani Europa, ani tym bardziej Polska, nie stanowią dziś dla Stanów Zjednoczonych żadnego strategicznego celu. Mimo słabości USA i buńczucznych zapowiedzi Unii, jeszcze w ciągu najbliższych dziesięcioleci Europa nie będzie w stanie nawiązać równorzędnej rywalizacji z Ameryką. Tak więc obecny europejsko – amerykański szczyt będzie tylko propagandową pokazówką w stylu uwielbianym przez Donalda Tuska.
Od blisko 100 lat Amerykanie starają się zapomnieć o swoich europejskich korzeniach i robią to coraz bardziej skutecznie. Pochodzenie aktualnego prezydenta tego kraju świadczy najlepiej o tym, że prawdziwych Amerykanów można jeszcze znaleźć tylko w rezerwatach oraz w Irlandii, Anglii, może w Italii i Hiszpanii, ale coraz częściej w Afryce, Azji, czy Meksyku.
Składając wizytę w Polsce Obama poczuje się tak jak w Arizonie, wśród prawdziwych Amerykanów z plemienia Hopi, czy Apaczów. A jeśli spotka się z Wałęsą, to pomyśli zapewne o Geronimo, dzielnym wodzu Apaczów, który w 1858 roku wszedł na ścieżkę wojenną po tragicznej śmierci żony i dzieci z rąk żołnierzy meksykańskich. Biografia tego Indianina starczyć by mogła na dziesięć życiorysów Wałęsy. Ale cel obu panów taki sam: wyzwolenia spod jarzma. Tak może rzec Obama, prezydent wszystkich Amerykanów.
Innym stanem zbliżonym pod względem obszaru do terytorium Polski jest Nowy Meksyk. To Kraina Oczarowania, a jej symbolem jest kalifornijska kukawka i drzewo pinion. W polskim skansenie możemy pokazać Obamie podobne okazy.
Amerykanie dość chętnie umierali za Europę w I wojnie światowej. Ale na II światową już nie za bardzo mieli ochotę. Mówi się, że Perl Harbor mogła być prowokacją, aby zmusić amerykańskie społeczeństwo do zaakceptowania udziału boys w europejskim konflikcie.
Po ostatnich wyborach prezydenckich, nowa administracja Białego Domu dała Polsce jednoznaczny sygnał dotyczący możliwości większego militarnego zaangażowania USA na wschód od Nysy Łużyckiej i Odry. Ostatnimi amerykańskimi przyczółkami na kontynencie pozostaną Niemcy i Anglia. A i to nie wiadomo na jak długo jeszcze.
W błyskach fleszy i w atmosferze pustych deklaracji Tusk i Komorowski czują się, jak ryby w wodzie. Dlatego dwudniowa wizyta Obamy w Polsce będzie dla nich niemal narodowym świętem. Ale nie zmieni to strategii Stanów Zjednoczonych, ani nie wzmocni naszej Rzeczypospolitej.
Inne tematy w dziale Rozmaitości