Marek Darmas Marek Darmas
395
BLOG

POD KONTROLĄ PREZYDENTA I PANA BOGA

Marek Darmas Marek Darmas Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 

              To była teoria jednego z tych teoretyków marksizmu i leninizmu, że wymiar sprawiedliwości musi również być przejawem walki klas. Milicja, prokuratura i sądy musiały zatem bronić interesów robotników i chłopów oraz ich przewodniej siły, Polskiej Zjednoczonej partii Robotniczej. Oznaczało to, że w procesie karnym, cywilnym lub administracyjnym nie chodziło o prawdę obiektywną, ale o jej socjalistyczną interpretację.
 
Lwowsko - krakowska szkoła prawna, długo jeszcze, szczególnie w prawie karnym, nawet w PRL zachowała jednak jasny sens normy prawnej. Była więc norma prawna jasna, krótka i zwięzła jak przykazanie Boże. Kodeks karny z 1932 roku uchodzący za jedną z najlepszych na świecie instytucji w tej dziedzinie mówił: „kto zabija człowieka podlega karze śmierci”. Czy można było jaśniej wyrazić konieczność ochrony najwyższej wartości człowieka? Nawet w prawie cywilnym, które przecież w sposób szczególny musiało chronić interesy ludu pracującego miast i wsi, odważono się na jasną normę: „kto wyrządził drugiemu szkodę zobowiązany jest do jej naprawienia”.
 
            Oczywiście prawniczy komunizm nie mógł pozwolić sobie na proste aplikowanie jasnych norm przedwojennej, burżuazyjnej Polski.
 
W latach 1945 – 1989 polskie uczelnie wypuszczały sformatowanych absolwentów teoretycznie przygotowanych do aplikowania w praktyce socjalistycznych norm wymiaru sprawiedliwości. Szczególnie ponurą sławą w latach 1948 – 1953 cieszyła się szkoła imienia Teodora Duracza. Szkoliła ona nowe kadry stalinowskich oprawców, którzy zbrodni dokonywali w majestacie prawa. Kierowano do tej szkoły zaufanych partyjnych działaczy, którzy po 6-miesięcznych kursach otrzymywali sędziowskie lub prokuratorskie nominacje. Oddano do ich dyspozycji tak zwany mały kodeks karny, czyli dekret o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa. Była to najbardziej drakońska w Europie ustawa karna. Przewidywała ona karę śmierci aż w 13 przypadkach: za udział w organizacji lub grupie o charakterze zbrojnym, posiadanie broni, sabotaż gospodarczy, „sprzedajność obcym”, czy szpiegostwo. Sędzią – katem był jak wiadomo przybrany brat Adama Michnika. Kary długoletniego więzienia wymierzano za…”rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji”. Za taką informację sądy ze szczególnym poczuciem humoru uważały… opowiadanie dowcipów.
 
  
 
            Wyznawcami zasad socjalistycznej sprawiedliwości byli i Władysław Gomułka, i towarzysz Gierek i generał Jaruzelski. Każdy z nich w majestacie tego prawa tolerował zbrodnie wymiaru sprawiedliwości.
 
Relatywizm i doraźność w stosowaniu norm prawnych demoralizowała zwłaszcza ludzi bezpośrednio związanych z organami wymiaru sprawiedliwości. Stąd po zmianie reżimu politycznego w Polsce w 1989 roku mieliśmy do czynienia z policjantami, prokuratorami, a nawet sędziami powiązanymi ze światem przestępczym. Raz sprzeniewierzony zasadom pracownik wymiaru sprawiedliwości stawał się bowiem podatny na wszelkie wpływy. Świadczą o tym szczegóły dotyczące zamordowania komendanta głównego policji, prezesa NIK, ministra sportu. Tak jak w sprawie Olewnika, nawet w koszmarnych sprawach przestępczości kryminalnej mamy dziś do czynienia z niespotykanym powiązaniem regionalnego biznesu z mafią, policją i polityką.
 
Widząc to całe zło polskiego wymiaru sprawiedliwości, świat polityki udziela sędziom i prokuratorom całkowitej ochrony nie tylko w postaci immunitetów, ale niczym nieskrępowanej kontroli w doborze kadr i jej ochrony przed jakąkolwiek ingerencją z zewnątrz. Korporacjonizm staje się regułą. Sędziowie ograniczają swoją wiedzę o życiu do akt sprawy. Durne prawo uchwalane przez rozpolitykowane gremia aplikowane bywa a la lettre. Prawo znowu staje się instrumentem w rękach partii będącej przy władzy. Szczytem prawnego politykierstwa i politycznego zakłamania jest postawa prezydenta Kwaśniewskiego w tzw. aferze starachowickiej. Jagiełlo, poseł SLD uprzedził swoich partyjnych kolegów radnych w Starachowicach, iż otrzymał wiadomość od ministra spraw wewnętrznych i administracji Zbigniewa Sobotki, że planowane są zatrzymania miejscowych gangsterów. Sobotko uzyskał tę informację od generała policji Antoniego Kowalczyka. Sześć lat temu Sąd Okręgowy w Kielcach skazał za udział w tej aferze między innymi Zbigniewa Sobotkę na trzy i pół roku pozbawienia wolności. Prezydent Kwaśniewski w ostatnich dniach swojego urzędowania zastosował w stosunku do swojego kumpla prawo łaski. Jeśli prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej tak jak w tym przypadku, sam uwikłany w niejasne układy, dokonuje królewskiego aktu łaski w stosunku do uczestnika przestępczego związku, to czegóż można się spodziewać po wymiarze sprawiedliwości w Polsce?
 
Prezydent Kwaśniewski zasłynął też z wydania Andrzejowi Gołocie, mizernemu bokserowi i wielkiemu ladaco, listu żelaznego pozwalającego człowiekowi ściganemu przez wymiar sprawiedliwości swobodnie poruszać się po kraju bez ryzyka utraty wolności.
 
I tak dochodzimy do kontekstu procesu, w którym Czesław Kiszczak uniewinniony jest od ciążących na nim zarzutów o wydanie rozkazu strzelania do górników z kopalni „Wujek”, czy skandalicznego, ciągnącego się 16 lat procesu mającego na celu ustalić udział Jaruzelskiego w wydarzeniach z 1970 roku. Sądy, które orzekają w tych sprawach to spadkobiercy socjalistycznego wymiaru sprawiedliwości. W nowej rzeczywistości wyposażono go tylko w dodatkową niezależność.
 
Stąd rozstrzygnięcia polskich sądów podlegają na ziemi tylko kontroli pana prezydenta, a tam w górze, Pana Boga. Na pociechę zostają jedynie jeszcze międzynarodowe trybunały, które przywracają czasem prawidłowy sens słowu sprawiedliwość, które w Polakach budzi już tylko smutny uśmiech i wzruszenie ramion.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości