17 maja w notce „Donek zmienia gumę” pisałem na tych łamach o zamierzonej przez Donalda Tuska r e w i t a l i z a c j i Unii Europejskiej. Premier mówił o tym w Katowicach. Polska w czasie swojej 6-miesięcznej prezydencji ma zamiar zmienić związek państw Europy na obraz i podobieństwo polskiego premiera. Gdzie Donald Tusk znalazł tak ambitne inspiracje? Przecież nie mógł tego wymyślić facet, który będąc przywódcą sprawującej władzę partii, w kraju w którym jest premierem, nie potrafi wpłynąć na wybudowanie jednej nitki autostrady, jednej linii kolejowej, jednego stadionu, jednej linii metra. Za to teraz chce w ciągu 6 miesięcy z r e w i t a l i z o w a ć połowę kontynentu!!!
Traf chciał, że właśnie dziś w pociągu wróciłem do lektury książki Adama Zamoyskiego „1812 Napoleon’s fatal march on Moscow” wydanej nakładem Harper Perennial w 2004 roku. Sięgnąłem po tę właśnie lekturę, bo wydawało mi się, że oprócz marzeń Tuska o karierze Karola Wielkiego (przypominam, że Tusk dostał medal jego imienia w 2010 roku) zdradza on szczególną słabość do piłki oraz cesarza Francuzów. I rzeczywiście, na stronie 9, jest coś na rzeczy w może trochę niezręcznym, bo własnym tłumaczeniu cytowanej lektury:
- Społeczeństwo Europy potrzebuje r e w i t a l i z a c j i. Dlatego musimy uczynić z Europy jedność. Będzie to jedność ze wspólnym europejskim sądem, wspólną monetą, wspólnym bogactwem, jednakowym dla wszystkich systemem miar i wspólnym systemem prawa. Muszę stworzyć z Europy jeden naród i jedną stolicę. Zmuszę władców Europy do zbudowania w naszej stolicy wspaniałych pałaców.
Kto to powiedział? Tusk na spotkaniu przywódców Europy Środkowej i Wschodniej? Nie. To Napoleon I, cesarz Francuzów na długo przed fatalnym marszem na wschód.
W dzisiejszej „Rzeczpospolitej” czytam znów artykuł Joanny Lichockiej o aspiracjach prezydenta Komorowskiego, który swoje przemówienia stylizuje na modłę Naczelnika Państwa Polskiego. Czyni to ponoć za namową Tomasza Nałęcza. Sam Nałęcz jak pamiętamy, potrafi zagrać każdą rolę. Był i wicemarszałkiem sejmu i szefem sztabu wyborczego kandydata na prezydenta Marka Borowskiego. Ostatecznie poparł Włodzimierza Cimoszewicza, który wycofał się z wyścigu o fotel na skutek perfidnej gry PO. Wtedy zdaje się Nałęcz sam zgłosił swoją kandydaturę. Nałęcz miał więc ogromne parcie na pałac. Teraz z Komorowskiego postanowił ulepić Piłsudskiego. Lichocka podaje przykłady tych gierek w których Komorowski może nieźle zagrać co najwyżej rolę gajowego strzelającego gafy.
Pierwszym obywatelom polskiej polityki brak więc wyraźnie ich własnego wymiaru. Stąd to małpowanie i papużenie od którego tylko pusty śmiech.
Staram się jednak zrozumieć i premiera i prezydenta RP. Zmarnowali oni zapewne w PRL-u cenny czas w którym zdobywa się salonowe ostrogi. Po zmianie reżimu zasiadali w sejmie i wydawało im się, że są na salonach podczas, gdy siedzieli w grajdołku. Nie starczyło im wyobraźni, ani determinacji, aby nad sobą popracować. Zamiast uczyć się języków grali w piłkę, albo polowali. A dziś dowcipami z podwórka chcą zdobywać europejskie salony.
Inną drogę pokazał im Obama. Ten potomek czarnych niewolników błysnął wczoraj cudownym dowcipem. Przy rzadkiej jak wiemy w Anglii, słonecznej pogodzie, zaczął swoje przemówienie tak:
- Widzę, że witacie mnie typową, angielską pogodą...
To było swobodne, zrozumiałe dla wszystkich a zarazem subtelne, a nie ciężkie i niestrawne jak bigos gajowego.
Inne tematy w dziale Rozmaitości