Miesiąc przed astronomicznym kalendarzem, Donald Tusk ogłosił w Polsce nadejście lata. Na konferencji prasowej popatrzył na jakąś roznegliżowaną dziennikarską siksę. Najpierw stracił język w gębie. Później zaśmiał się tym śmiechem za który nie tak dawno sam chciał karać kastracją. No i wreszcie ogłosił, że lato-ć ci u nas w pełni, i że już wakacje...
Donald Tusk jest na wakacjach całe życie. A od czterech lat na pewno.
Od najwcześniejszych swoich lat opozycja w Polsce nie mogła pracować, bo jej przedstawiciele byli klasowymi wrogami, niegodnymi bratania się z klasą robotniczą, a nawet chłopstwem.
Tusk studiował więc historię, później organizował grupy samokształceniowe, a jeszcze później w firmie „Świetliki” mył szyby.
Znalazł swoje miejsce w „Nocnej zmianie” – sztuczce zmontowanej przez Wałęsę, aby odwołać rząd Olszewskiego. Później zmontował własną sztuczkę pod nazwą PO.
Nie pozwolił w niej grać innym niż on aktorom.
Wykończył nawet krakowską trupę aktorów.
I został premierem z Sopotu.
Według Wikipedii, jego syn, to dziennikarz „Gazety Wyborczej”. A jego córka, to stella „Tańca z gwiazdami”.
Jego hobby to piłka nożna.
A jego zabawka, to Polska.
Wakacje w Polsce trwają w tym roku od końca kwietnia, czyli od Wielkiej Nocy i zgodnie z wolą premiera Donka trwać będą do końca polskiej prezydencji, czyli do końca roku.
W maju mieliśmy 1 Maja.
Dzień później święto flagi, a zaraz potem nam się święcił 3 Maja.
Udało się też upchnąć w tym czasie święto świętego Karola Wojtyły.
Tydzień później 8 lub 9 maja można było sobie świętować Dzień Zwycięstwa, albo zakończenie II Wojny Światowej.
Prezydent RP z nadania Tuska, rząd PO pod egidą Tuska i prezydent Warszawy, zastępczyni Tuska, zachęcali 2.000.000 mieszkańców stolicy, aby w dniu wizyty amerykańskiego prezydenta dać sobie spokój z wypełnianiem zawodowych obowiązków. Apel miał ułatwić robotę gorylom Obamy, Komorowskiego i Tuska.
Lud stolicy posłuchał rad przywódców i stolica wyludniła się pod koniec maja.
Na początku czerwca Pałac Prezydenta czcił przywrócenie demokracji. I ktoś niezwykle bystry spostrzegł, że dzień ten, to Dzień Imienin Wielkiego Elektryka. Więc z Pałacu zabrzmiała pieśń „sto lat”.
I cieszył się naród, i cieszył się prezydent, i cieszył się elektryk...
Dwa dni później Pałac Prezydenta nagradzał zasłużonych dla demokracji. I odznaczona działaczka Ochojska stwierdziła, że dzień ten jest nadzwyczajny nie tylko dlatego, że ona otrzymała odznaczenie, ale ponieważ to Dzień Imienin Prezydenta Komorowskiego.
Więc w pałacu (przepraszam..), Pałacu zabrzmiało tradycyjne „sto lat”...
Rzeczypospolita Platformy Obywatelskiej bawi się w najlepsze, zbliżając się nieuchronnie do katastrofy.
Tak jak przewidziałem to na tych łamach kilka miesięcy temu, do końca 2011 świętować będziemy polskie przewodnictwo w Unii Europejskiej. Będzie to trampolina, mająca na celu wynieść najmarniejszego z polskich premierów i liderów partyjnych do kolejnych 4 lat rządów słowa nad czynami.
To mają być rządy „tańca z gwiazdami” nad bezrobociem i brakiem perspektyw...
To mają być rządy kłamstw takich, jak 3 tysiące kilometrów autostrad pod rządami Grabarczyka...
To mają być nadal nie spełnione obietnice laptopów dla każdego ucznia...
To ma być polska strefa euro w 2010 roku...
To mają być mistrzostwa Europy2012 w piłce nożnej z siecią autostrad, hoteli, szybką koleją...
To ma być inaczej, niż za rządów PiS...
A zegar zadłużenia Polski umieszczony w centrum Warszawy przez Leszka Balcerowicza cyka... A Donal Tusk jest ze swoimi obietnicami bardziej roznegliżowany, niż ta dziennikarka na jego konferencji.
Bo żaden jego obietniczy guzik nie jest zapięty na ostatnią dziurkę...
Inne tematy w dziale Rozmaitości