Pierwszy akt kapitulacji Tuska nastąpił 10 kwietnia 2011 roku w ramionach premiera Federacji Rosyjskiej na lotnisku w Smoleńsku.
Późniejszy przebieg wypadków był już tylko konsekwencją ludzkiej słabości faceta, który znalazł się w objęciach niedźwiedzia:
oddanie śledztwa rosyjskiej komisji,
pozostawienie wszelkich dowodów katastrofy w rękach śledczych Federacji Rosyjskiej,
wiara w zapewnienia Kopacz, że teren katastrofy został dokładnie sprawdzony, czy nie pozostawiono na nim istotnych dowodów,
bezgraniczne zaufanie (nie bardzo wiadomo komu), że dokonano prawidłowej identyfikacji ofiar, i że sekcje zwłok zostały wykonane zgodnie ze sztuką medycyny sądowej,
raport Millera, na który czekają ofiary i czeka społeczeństwo, a który nie jest ogłaszany z powodu kalkulacji Tuska, który moment politycznie będzie dla tego raportu najstosowniejszy,
wreszcie obwieszczenie „niezależnej” prokuratury, że wątek zamachu należy w przypadku tej katastrofy stanowczo wykluczyć.
Z tych kilku linijek rysuje się dla następnych rządów nie związanych z Platformą Obywatelską oczywista potrzeba oskarżenia przed Trybunałem Stanu osób odpowiedzialnych za zaniechanie działań koniecznych do ustalenia przyczyn katastrofy w której zginęło dwóch prezydentów Rzeczypospolitej Polski oraz 94 towarzyszących im osób.
Donald Tusk może wygrać następne wybory, a miecz nadal będzie wisiał nad jego głową. Za rok, za dwa, za pięć, winni zaniedbań, które doprowadziły do katastrofy pod Smoleńskiem, będą znani. A jeśli nie, to minie to pokolenie, miną dziesiątki lat, a sprawa Smoleńska i rola Donalda Tuska oraz jego ministrów będzie nadal przedmiotem historycznego śledztwa.
Skłania mnie do tej refleksji dzisiejsze oświadczenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która uznała za zakończoną sprawę pomocy prawnej USA w kwestiach dotyczących katastrofy smoleńskiej.
Ponoć już w marcu 2011 roku – o czym szeroka opinia publiczna nie została poinformowana – Departament Sprawiedliwości USA miał poinformować stronę polską, że wszelkie materiały będące w dyspozycji amerykańskich organów wymiaru sprawiedliwości, zostały przekazane RP.
Nie wiadomo, gdzie przekazano te materiały. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie musiała bowiem zwrócić się do kilku agend rządu Tuska z pytaniem, kto byłby władny przekazać uzyskane od Ameryki materiały uprawnionym w Polsce organom ścigania. Adresatem tego pytania była między innymi Kancelaria Prezesa Rady Ministrów RP Donalda Tuska. Dopiero po tym piśmie prokuratura wojskowa otrzymała od „jednej z instytucji państwowych” „pakiet dokumentów, które dołączono do akt śledztwa”.
Dzisiejszy komunikat prokuratury wojskowej jest swoistym wotum nieufności dla rządu RP i Donalda Tuska. Okazuje się bowiem, że amerykańskie informacje dotyczące katastrofy smoleńskiej błądziły gdzieś w rządowych agendach, zamiast trafić do „niezależnej”, jak ciągle podkreśla Tusk, prokuratury.
W jakim stanie trafił ten materiał do polskich śledczych? Jakie wnioski wysunie z niego „niezależna” polska prokuratura?
Dodam, że próbkę „niezależności” polskiej prokuratury mieliśmy już kilka miesięcy temu, gdy prokurator generalny wykluczył ex cathedra hipotezę zamachu. Chciałbym w tym miejscu być dobrze zrozumianym: nie wierzę w zamach. Ale na Miłość Boską: prokurator generalny mojego kraju, bez zbadania wraku samolotu, bez zarządzenia ekshumacji wobec zarzutów rodzin co do wątpliwości identyfikacji ofiar, nie może wykluczać hipotezy zamachu! To wbrew logice!
Polska Tuska ogłosiła kapitulację w sprawie przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu na terytorium Federacji Rosyjskiej.
I historia bardzo ciężko oceni wszystkich tych, którzy w tej sprawie są winni. Ich dzieci, ich wnuki, ich prawnuki, nie będą mogli spać spokojnie. Nawet, gdy Platforma wygra jeszcze raz dziesięć wyborów z rzędu.
Pamiętajcie o tym dzisiejsi włatcy...
Inne tematy w dziale Rozmaitości