Rozpoczynający się właśnie szczyt G20 w Cannes poprzedziło spotkanie kanclerz Niemiec, prezydenta Francji i premiera Grecji.
Po raz pierwszy w historii kraj unii został zagrożony tym, że gdy nie podporządkuje się przyjętemu programowi uzdrowienia własnej gospodarki, to wkrótce znajdzie się poza wspólnotą europejską.
Merkel i Sarkozy zapewnili też, że Grecja nie otrzyma ani jednego centa pomocy, jeśli nie przyjmie postanowień podjętych przed tygodniem, a nakładających na ten kraj gigantyczny reżim oszczędnościowy. Niemcy i Francja jasno określiły, że ewentualne referendum greckie ma odpowiedzieć na pytanie, czy Hellenowie chcą nadal budować wspólną Europę w ramach strefy euro, a nie być plebiscytem nad skalą koniecznych cięć budżetowych w Atenach.
Odpowiedź Greków w sprawie referendum spodziewana jest nie w połowie przyszłego miesiąca, albo na początku przyszłego roku, co proponował premier Papandreu, ale teraz, a dokładnie 4 grudnia.
Europa była niegdyś matką demokracji. Ateńska demokracja uchodziła za szczyt wolności. I jeśli dziś w imię jakichś francusko – niemieckich idei zabrania się Grekom narodowej konsultacji, to wydaje się, że świat cofa się o kilka tysięcy lat.
To tyle na początek. Dalej będzie tylko gorzej.
Głównym aktorem na festiwalu G20 będzie prezydent Chin Hu Jintao. Już w ubiegłym tygodniu jeden z doradców bankowych stwierdził w wywiadzie dla Financial Times, że jego kraj gotów jest zainwestować w Europie od 50 do 100 miliardów dolarów. Pekin nie zdementował tych informacji. Dodał tylko, iż oczekuje z Europy „kilku dodatkowych detali technicznych” potrzebnych do zajęcia oficjalnego stanowiska w sprawie pomocy Europie w dobie kryzysu. Ale już w maju tego roku Pekin deklarował chęć zakupu europejskich akcji portugalskiego funduszu stabilizacyjnego, a w styczniu Chiny kupiły akcje funduszu stabilizacyjnego Irlandii. Wielką aktywność inwestorów chińskich można też obserwować w Hiszpanii, no i oczywiście w Grecji. Warszawa jedna przeciwstawia się do tej pory temu, co w Europie od dawna nazywane jest „żółtą zarazą”. Niestety, po doświadczeniach przy budowie polskich autostrad Chińczycy będą potrzebowali wieków, aby otrząsnąć się po „polskim szoku”.
Według Financial Times Chiny całkiem serio myślą o uruchomieniu gigantycznej góry 3,2 biliona dolarów swojej rezerwy budżetowej, aby wspomóc kraje strefy euro. Potwierdził to w sposób niedwuznaczny rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych Kraju Środka mówiąc o konieczności ustanowienia chińsko - europejskich relacji na zasadzie wzajemnych korzyści.
Chińskie deklaracje budzą jednak mieszane uczucia na Starym Kontynencie. Każdy rozsądny Europejczyk zastanawia się dziś bowiem, jaką cenę zapłacą Azji przyszłe pokolenia, jeśli dziś Europa nie będzie w stanie oprzeć się przemożnej sile pieniądza.
Chiński prezydent Hu Jintao zobaczy się w Cannes po raz trzeci z prezydentem Francji Nicolas Sarkozy. Ich spotkania w listopadzie ubiegłego roku, a następnie w marcu i sierpniu, stworzyły niezwykle solidną bazę wzajemnych kontaktów ekonomicznych, handlowych i kulturalnych.
- Dziś Chińczycy i Francuzi mają planetarne ambicje w wielu dziedzinach takich jak rozwój siłowni nuklearnych, w aeronautyce, rozwoju szybkich kolei, czy wymianie studentów - powiedział dziś chiński prezydent w wywiadzie dla Le Figaro.
Kolejnym europejskim partnerem najludniejszej na Ziemi nacji będą zapewne Niemcy z ich przodujacymi na świecie technologiami. Dalej może przemysł precyzyjny Austrii i Szwajcarii, może kraje Skandynawskie, Anglia?...
Gdzie w tej kolejce ustawić Polskę ? Daleko, oj daleko…
Zwróćmy natomiast uwagę na fakt, że wczoraj statek kosmiczny wprowadzony na orbitę przez Chiny połączył się ze stacją, która już od pewnego czasu krąży w kosmosie. Niedawno Chiny ogłosiły gigantyczny program budowy czystych ekologicznie samochodów. Rozmach tego przedsięwzięcia zaskoczył nawet Stany Zjednoczone.
Chiny chcą więc za wszelką cenę uzmysłowić światu, że musi się z nimi liczyć. W tym kontekście słowo Polska z polityką zagraniczną Radka już z moich ust nie padnie. Wstyd, po prostu wstyd.
Prezydent Hu Jintao chce wyjechać z Cannes w przekonaniu, że Europa nie będzie stosować protekcjonizmu w wymianie gospodarczej z Chinami. Polska może więc liczyć na zakup chińskich towarów z drugiej ręki, na przykład od Francuzów, czy Niemców. Będzie to radioaktywny czosnek, chemicznie aktywne zabawki dla dzieci, ubrania, marmury, kamienie nagrobne... Bo w zamian Stary Kontynent mógłby liczyć na chińską pomoc przy wyjściu z kłopotów finansowych.
Pekin zaproponuje także znoszenie nierówności w rozwoju ekonomicznym pomiędzy Północą i Południem. Chińczycy zaproponują to tak z dobrego serca? Nigdy. Chodzi im przecież głównie o upłynnianie gigantycznej nadprodukcji, która przy taniej sile roboczej kosztuje ich grosze.
Wszystkie te czynniki grają oczywiście na korzyść Chin. No bo oczywiście w tak dostojnym gronie nie znajdzie się nikt odważny, kto zapyta o prawa człowieka w Chinach, czy kwestie Tybetu.
Czy jednak znajdzie się w Cannes ktoś mocny, ktoś, kto przedstawi bardziej sensowne propozycje? Jak zwykle nieobliczalni mogą być Rosjanie. Być może Obama wzniesie się ponad swoje tradycyjne pustosłowie i zaproponuje coś oryginalnego?
W stawce 20 najbogatszych nie będzie niestety Polski, bo nikt w Polsce takich aspiracji, poza marnie słyszanym głosem Kaczyńskiego nie zgłasza. Za to nasz prezydent zajęty jest bez reszty produkcją kotylionów na święto 11 listopada, a premier odpoczywa nadal po trudach wyborów parlamentarnych. Mąż stanu Radek w trakcie polskiego przewodnictwa w unii rozdaje krawaty i puszcza tradycyjne bączki.
Inne tematy w dziale Rozmaitości