Klub Hybrydy w centrum stolicy był przepełniony. W ostatni week end kilkunastu polityków, naukowców i publicystów, w ramach Stowarzyszenia Twórców dla Rzeczypospolitej dyskutowało bowiem tutaj, czy słusznie opozycja nazwała Polskę "hybrydą".
Chociaż większą karierę zrobiło słowo może zamienne - „kondominium” użyte przez Kaczyńskiego.
Może i słusznie.
W końcu Nowe Hebrydy były posiadłością Wielkiej Brytanii i Francji.
Niektórzy mówią, że to podobnie jak w polityce PO, która czyni dziś Polskę kondominium Niemiec lub Rosji.
Fakt, że sytuacja geopolityczna naszego kraju nie jest idealna. Tym właśnie próbowano tłumaczyć większość naszych nieszczęść przez ostatnich 200 lat.
Jak mówił Antoni Macierewicz, sejmy przegłosowywały przecież w Polsce rozbiory, bo wydawać się mogło, że utrzymanie jedności Rzeczpospolitej jest niemożliwością. Dlatego Hugo Kołłątaj błagał króla, żeby przystąpił do Targowicy, czyli spisku zawiązanego przez carycę Katarzynę, bo w tym upatrywał jedyny sposób ratunku Najjaśniejszej. Jego "Kuźnica", jak "Wyborcza", skupiała prężny zespół publicystów krytykujących ułomności dawnej Rzeczypospolitej, nie przystającej do zmieniającej się Europy.
Podobną „inicjatywę” zgłosił 1 września 2009 roku Władimir Putin. Zapowiedział on budowę, wspólnie z Niemcami, Wielkiej Europy.
- Przywódca Rosji zaproponował w wywiadzie udzielonym Michnikowi na łamach „Gazety Wyborczej”, że Polska może przyłączyć się do tej inicjatywy - powiedział Macierewicz.
Elity Platformy Obywatelskiej widziały w tej inicjatywie szansę.
A tymczasem Lech Kaczyński proponował wówczas zupełnie inną koncepcję Europy. Chodziło mu o stworzenie bliskiego sojuszu krajów Europy Środkowej od Bałtyku, aż po Morze Czarne. Byłby ten sojusz przeciwwagą dla rosyjsko – niemieckiej dominacji.
Oczywiście proces tworzenia zalążków tego sojuszu napotykał na ogromne kłopoty. Na szczęście dla jego przeciwników, skończyły się one 10 kwietnia 2010 roku...
Zbliżenie Rosji i Niemiec nie napotyka już więc na żadne przeszkody.
Rosyjsko – niemiecki sojusz oparty jest na zasadzie komplementarności: Niemcy dysponują doskonałymi technologiami przy bardzo dużym niedostatku surowców; Rosja dysponuje całą gamą surowców naturalnych, cierpi za to na deficyt technologii.
Polska nie może być geograficzną przeszkodą w wymianie pomiędzy obu tymi krajami.
Jak twierdzi prof. Bogdan Musiał, w Niemczech i w Rosji dokonał się gigantyczny proces historycznych przewartościowań. Znajduje on wyraz w tak zwanej polityce historycznej. Na zachód od Odry panuje przekonanie o istnieniu przed siedemdziesięciu laty jakiegoś bliżej nieokreślonego narodu Nazistów. Wywołali oni wojnę, która przyniosła fatalne skutki dla Europy. Oczywiście Niemcy chcieli zrobić porządek z tymi Nazistami. Nie zdążyli jednak. I wtedy, spod Moskwy, przyszła Armia Czerwona, która wykurzyła Nazistów, a na gruzach Berlina zatknęła czerwone sztandary.
- Zostaliśmy wyzwoleni, zanim zdążyliśmy wyzwolić się sami – twierdzą dziś Niemcy.
No i wreszcie wiemy, jak w Europie zapanował pokój i powszechna szczęśliwość.
Dziś tylko Polacy twierdzą jeszcze, że było inaczej.
Skoro więc w Polsce fałszuje się historię, to nie warto z nami rozmawiać. Dlatego Rosja i Niemcy muszą omijać Polskę budując np. gazociąg na dnie Bałtyku.
- Lech Kaczyński starał się opisywać owe hegemonistyczne tendencje Rosji i Niemiec – mówiła Anna Fatyga. Reszta uznawała że głośne mówienie o tych sprawach jest dalekie od politycznej poprawności.
Świat uznał więc, że Rosja i Niemcy mają prawo do takiego kształtowania swoich stosunków, jakie uważają za stosowne. Historyczne lekcje sprzed ponad 70-ciu lat nie są popularne ani w Anglii, ani we Francji, ani w USA.
W Ameryce, od początku prezydentury Obamy mówi się o konieczności resetowania polityki względem Rosji.
Dlatego na pogrzebie prezydenta Kaczyńskiego nie było światowych przywódców. Tylko prezydent Miedwiediew fetowany przez marszałka Komorowskiego i, co uznać należy za symboliczne, Julia Tymoszenko w czarnym welonie.
- Za czasów rządów PO Polska nie ma własnej polityki zagranicznej – mówił na spotkaniu eurodeputowany, prof. Ryszard Legutko.
Mając przez dwa i pół roku przewodniczącego parlamentu europejskiego, piastując przez sześć miesięcy prezydenturę w Unii, nie potrafiliśmy przeforsować ani jednego polskiego interesu. Ba, język polskiej dyplomacji przestał już opisywać zjawiska zachodzące na świecie.
Rząd Tuska mówił np. o „nowym otwarciu w polityce wobec Rosji”. Co to miało oznaczać? Nikt nie ma o tym pojęcia.
Sikorski zapowiadał pakt na rzecz Europy Wschodniej. Czy ktokolwiek wiedział, o co w tym wszystkim chodzi?
W MSZ mówi się, że wobec Moskwy „nie należy pobrzękiwać szabelką”. Co właściwie opisuje taka figura stylistyczna?.
- Kondominium to stan umysłu, a nie stan faktyczny – mówił na spotkaniu Stowarzyszenia Twórców dla Rzeczypospolitej Piotr Naimski, prezes Klubu Atlantyckiego, doradca do spraw bezpieczeństwa w gabinecie politycznym Buzka.
Polska jest średniej wielkości krajem Europy z którym należy się liczyć. Polska jest obszarem zasobnym w węgiel, siarkę, źródła geotermalne, prawdopodobnie w gaz. Kraje nie posiadające takich atutów takie jak Finlandia, Estonia, czy Węgry potrafią prowadzić swoją politykę zagraniczną w ramach lub niezależnie od stowarzyszeniowych zobowiązań.
Zdaniem Wiktora Rossa, byłego radcy handlowego RP w Moskwie, obecną ekipę rządzącą w Polsce charakteryzuje mentalna podległość, która zamyka możliwość debaty na temat normalnych, dwustronnych stosunków z Rosją. Ludzie odpowiedzialni za politykę zagraniczną uznają, że jesteśmy skazani na życie u stóp wielkiego sąsiada i nie możemy pozwolić sobie na marzenia o wolności.
Identyczny kompleks charakteryzuje politykę zagraniczną Polski względem Niemiec.
Mówił o tym mecenas Stefan Hambura. Cytował wypowiedź Cezarego Grabarczyka, która zrobiła ponoć furorę w prasie niemieckiej. Pytany bowiem o to w jaki sposób zabezpieczone zostaną interesy polskiego portu w Świnoujściu po wybudowaniu podmorskiego gazociągu z Rosji do Niemiec, polski minister infrastruktury miał oświadczyć, że o interesy polskie zadba na pewno…kanclerz Merkel.
Hambura był zniesmaczony faktem, że polski minister spraw zagranicznych wygłaszał hołdownicze deklaracje berlińskie w języku angielskim. Adwokat, występujący w obronie praw mniejszości polskiej w Niemczech był zdegustowany, gdy spotkał się z ostracyzmem przedstawicieli Polskiej Akademii Nauk w Berlinie, którzy nie chcieli udostępnić mu materiałów dotyczących zajęcia majątków ludności polskiej zamieszkałej Rzeszę w okresie wojny.
O stopniu polskiej uniżoności względem Niemców świadczy to, że w trakcie ubiegłorocznej wizyty w Berlinie, nasz nieoceniony prezydent dziękował narodowi niemieckiemu za…wysyłanie do Polski... paczek... w stanie wojennym.
Dziennikarz i publicysta Marek Magierowski nazywa polską politykę zagraniczną tchórzostwem i niekompetencją. Podobną tezę zaprezentował jego kolega redaktor Piotr Semka, który twierdzi, że konflikt wewnętrzny nie pozwala Polsce na prowadzenie własnej polityki zagranicznej. Przypomniał on, że jeszcze 10 lat temu Wałęsa nie ośmielał się myśleć o przystąpieniu Polski do NATO proponując stworzenie jakiegoś bloku obronnego, który na własny użytek nazywał on NATO-bis, z gwarancjami…Rosji. Po opuszczeniu przez armię sowiecką terytorium Polski Wałęsa proponował przekształcić rosyjskie bazy wojskowe w Polsce na laboratoria kontaktów handlowo – gospodarczych. W ostatniej chwili rządowi jana Olszewskiego udało się zapobiec podpisaniu kompromitującego poroumienia w tej sprawie.
Miarą polskich kompleksów jest też dopuszczenie przez rząd Tuska w trakcie ostatniego spisu demograficznego możliwości deklarowania narodowości śląskiej. A stało się tak mimo rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że taka narodowość w Polsce nie istnieje.
Natomiast niezwykle łatwo polskim lekarzom, informatykom, czy pielęgniarkom uzyskać teraz obywatelstwo niemieckie. Między innymi dzięki temu, po raz pierwszy od lat Niemcy moga odnotować pozytywne wskaźniki gdy chodzi o przyrost naturalny.
Odnotujmy wreszcie na koniec głos Bronisława Wildsteina, który przeciwstawiał polską narodową niemoc z wysiłkami Węgier, które usiłują przeciwstawić własną politykę zagraniczną europejskiemu dyktatowi. Zdaniem publicysty, europejska poprawność z trudem akceptuje odmienność naszych bratanków. Dlatego zarzuca się im katolicyzm, nacjonalizm, merkantylizm, tłumienie swobody prasy i sto innych grzechów. Wildstein żartował, że gdyby w Polsce doszło do zmiany dotychczasowego status quo, to zarzuty te mogłyby pasować doskonale do rządów PiS.
Tak się złożyło, że tydzień przed spotkaniem Stowarzyszenia Twórców dla Rzeczypospolitej uczestniczyłem w konferencji Radka Sikorskiego na Uniwersytecie Warszawskim. Zainteresowanych odsyłam do mojej relacji "Europa po poprawkach" z 11 stycznia br. Sikorski przyznał, że Polska już odnosi krociowe zyski z przynależności do unii, co powinno ograniczyć nasze apetyty do swobody podróżowania, funduszy wsparcia, osiedlania się i miejsca pracy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości