Marek Darmas Marek Darmas
309
BLOG

GŁUPIE GADANIE FACETA W TURBANIE

Marek Darmas Marek Darmas Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 

Ubrany w turban artysta, ulubieniec TVN i Lisa, zabrał głos w wp.pl dzieląc się z Pauliną Piekarską swoimi przemyśleniami o hipokryzji tych, którzy uważają, że w Internecie wszystko mają za darmo. Wieczorową porą artysta w turbanie płakał w TOK FM.
 
Zbigniew Hołdys, bo to on kryje się zwykle pod turbanem, spodziewa się, że gdy Polska nie przystąpi do ACTA, to naszemu krajowi grozić będzie bojkot. Objawi się on tym, że zagraniczne witryny będą przed nami zamknięte. Świat zamknie się też na znak protestu przed Polską. No i będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Przypuszczam, że Hołdys jest tutaj adwokatem we własnej sprawie, gdyż przedstawia się go w TVN, u Lisa, czy na spotkaniu z Tuskiem jako „znanego muzyka i kompozytora”.
Ja dalibóg twórczości Hołdysa nie znam.
Natomiast, gdy jest on tym za którego się podaje to, podstawowym aktem prawnym chroniącym jego własność intelektualną jest ( i tu zrzynam z Wikipedii) ustawa o prawach autorskich prawach pokrewnych z 4 lutego 1994 r.
Już w art. 1 ustawa ( i tu zrzynam już z Lexa) stypuluje, że chroni ona utwory: plastyków, fotografików, lutników, architektów, urbanistów, autorów scenicznych, choreografów, muzyków, programistów komputerowych, a nawet twórców pantomimy, i Bóg jeden wie jeszcze czego i kogo.
Ustęp 3 art. 1 tej ustawy jest kuriozum. Uznaje on bowiem za przedmiot prawa utwory tych wszystkich panów i pań nawet, choćby dzieła ich miały postać nieukończoną.
Załóżmy więc,  ze artysta w turbanie zaśpiewa w mojej obecności fragment swojego genialnego „ tralalalala”, a ja, niecny gwałciciel własności intelektualnej, uwiecznię to dzieło za pomocą telefonu komórkowego i odtworzę je sobie w obecności mojego syna i jego kolegów. Usłyszy więc to znajomy syna, który zna twórczość Hołdysa i poinformuje o tym artystę.
Zgodnie z art. 79 powołanej wyżej ustawy Hołdys może zażądać ode mnie, abym przestał odtwarzać jego „tralalalala” i naprawił wyrządzoną mu szkodę na zasadach ogólnych – mówi ustawa. Hołdys uzyska więc satysfakcję poprzez zapłatę sumy pieniężnej w wysokości dwukrotności lub nawet trzykrotności „stosownego wynagrodzenia”, które byłoby należne tytułem udzielenia przez uprawnionego zgody na korzystanie z nieukończonego utworu „tralalalala”.
Okrutny Hołdys może się za mój czyn domagać także jednokrotnego lub wielokrotnego ogłoszenia w prasie oświadczenia, że bezwstydnie wykorzystałem jego nieukończone dzieło.
Gdyby artysta w turbanie chciał, to mógłby jeszcze zażądać, abym wpłacił na Fundusz Pomocy Twórczości jakąś okrągłą sumkę.
Mało tego, gdyby Hołdys tylko chciał, to sąd nakaże zniszczyć mój telefon komórkowy, który posłużył mi do naruszenia jego praw autorskich. Gdybym telefon z nagraniem słynnego „tralalalala” podłączył do mojego komputera i na nim odtwarzał nieukończony utwórHodysa, to w ciągu 3 dni sąd mógłby na wniosek Hołdysa skonfiskować mi także laptopa.
Oto jak bezbronna jest w Polsce własność intelektualna nawet in statu nascendi.
Ale idźmy dalej.
Gdyby artysta Hołdys był wynalazcą, to chronić go będzie ustawa z 30 czerwca 2000 prawo własności przemysłowej.
- Wynalazek – stwierdza w jednym ze swoich orzeczeń sąd administracyjny – polega na znalezieniu nowego sposobu wykorzystania materii, a jego rezultatem musi być wytwór materialny o nowej budowie lub składzie, albo nowy sposób technicznego oddziaływania na materię. Przy czym sfera techniki nie może wykraczać poza domenę nauk przyrodniczych.
Cytowałem jedno z najbardziej prostych zdań Lexa z prawa o własności przemysłowej. Ustawa rozróżnia bowiem wynalazki zwykłe i wynalazki tajne; daje definicję wynalazku patentowego i wynalazku licencyjnego; grupuje przepisy szczególne dotyczące wynalazków biotechnicznych; zawiera rozdział dotyczący wzorów użytkowych i wzorów przemysłowych, wreszcie wprowadza znaki towarowe i oznaczenia geograficzne. I tak przez  327 artykułów!!! Zalecam jednak dokładną lekturę całości, gdyż art. 303 nie pozostawia nam żadnych złudzeń:
 
kto bowiem przypisuje sobie autorstwo albo wprowadza w błąd inną osobę co do autorstwa cudzego projektu wynalazczego zapłaci grzywnę, jego wolność zostanie mu ograniczona, albo zostanie tej wolności pozbawiony na dwa lata.
 
17 artykułów ustawy chroni od 2001 roku polskie bazy danych i kara grzywną tego, kto korzysta ze zbioru bez zgody właściciela. Wreszcie tajemnicę przedsiębiorstwa chroni ustawa o nieuczciwej konkurencji. Kara ona grzywną, a nawet bezwzględnym pozbawieniem wolności tego, kto we własnej działalności gospodarczej wykorzystuje informacje stanowiące tajemnicę przedsiębiorstwa.
 
Wszystkie wymienione akty prawne mają odniesienie do obowiązującego prawa unijnego.
 
Ale Hołdysowi nie dość krwi. Hołdys który jeszcze nie tak dawno twierdził, że Polska nie jest demokratycznym krajem, a Tuska porównał  do Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego razem wziętych, chce dziś, wzorem amerykańskich kapitalistów, rękami naszego kochanego przywódcy, wyciągać gorące tantiemy dla twórców, inżynierów artystów odstawiających pantomimę i innych lutników.
 
Ktoś mi kiedyś mówił, że wyprodukowanie płyty z nagraniem „tralalalala” Hołdysa kosztuje w hurcie circa parę groszy. Ale gdy chcesz kupić płytę człowieka w turbanie w empiku, to płacisz stówę, jak za Mozarta, czy  Beethovena. Hołdysowi chodzi więc o to, (i dlatego pewnie dziś od rana biegał z gazety do radia), żeby stworzyć międzynarodową policję, która mnie, pirata, nieokrzesanego nędznika, który kulturę ma za nic, będzie ścigać za ściąganie, przegrywanie i słuchanie  jego twórczości.
 
Bo zahukanym twórcom nie chce się samym włóczyć po sądach, aby na podstawie aktualnie obowiązującego prawa ścigać wszelkiej maści piratów, plagiatorów i złodziei.
 
Czy nie lepiej w roli żandarma postawić całe państwo Tuska, Obamy, ba cały świat i diabli wiedzą jeszcze kogo, żeby bronić artystów? A więc i Dody i Nergala i... 
 
A nasze Słońce Boliwii ze swoim Grasiem, Bonim, Zdrojewskim, i kim tam jeszcze, gotowe jest przecież w każdej następnej kampanii nieba twórcom przychylając pójść na wojnę i z dzikim ludem, i z tymi, którzy podszywają się pod salony…
 
O co więc tak naprawdę w tym wszystkim chodzi?
 
No właśnie.
 
I o to w tym wszystkim chodzi.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości