Zwrócił moją uwagę niedawno jeden artykuł z Dużego Formatu (dodatek do Wyborczej):
Pozwoliłam się uwieść
Opowiada o kobiecie, która zdecydowała sie zostać "konsekrowaną dziewicą". Wybór ten zakłada m. in. życie w czystości.
No i bez faceta.
Najciekawsze były komentarze internautów. Przejrzałem je, może niezbyt uważnie, bo było tego towaru dużo. Generalnie podział był pomiędzy tych, co decyzję szanują albo nawet i popierają, a tych co podejrzewają u bohaterki tekstu chorobę psychiczną, jakieś zaburzenia, zarzucają hipokryzję, szukają "winy" u rodziców itp.
Właśnie ta druga częśc mnie zainteresowała.
Postępowe poglądy zakładają bowiem, że seks to nic takiego, po prostu jedna z przyjemności, na jakie człowiek może sobie pozwolić, tak samo jak na zjedzenie cukierka czy lizaka, jak na pójście do kina czy oglądanie telewizji.
Tym samym rezygnacja z takiej przyjemności - tak sobie kombinuję - to w zasadzie nic takiego. Ostatecznie wielu ludzi rezygnuje np. z jedzenia słodyczy, mięsa, słodzenia herbaty... I żaden postępowiec nie robi z tego zagadnienia. Tymczasem krytyka decyzji pani Ani to raczej ataki na przemian z wyrazami współczucia. Jak najbardziej poważnie wypowiadane.
W ten sposób pojawiła się w mojej głowie wątpliwość: No to jak to jest w końcu z tym seksem? Dorosła, zdrowa na umyśle kobieta, zrezygnowała z kilku przyjemnośi. Czyżby coś jednak było na rzeczy, że się tak Szanowni Państwo angażujecie emocjonalnie? Gdyby chodziło o odchudzanie, to też by tyle komentarzy było?