Onet (
http://wiadomosci.onet.pl/1766781,11,item.html): Napieralski powiada, że w Sejmie nie powinno być krzyży.
Cóż, nie zajmowałem sie Napieralskim wcześniej, więc nie wiem czy to przypadłość nowego szefa SLD, czy też przyjęta strategia ugrupowania - jeśli już nie ma w co uderzać, aby przypodobać się wyborcom (bo i do gejparad ludzie przywykli na tyle, że nie opłaca się tam pokazywać, ani się profesjonalizmem nie bardzo można chwalić, praw robotników bronić...), najlepiej będzie "na antyklerykalizm". Taka namiastka programu. Jest to na szczęście strategia zgubna, skuteczna może wobec części "żelaznego elektoratu", podejrzewam jednak, że poza wąską grupą takie zachowania psa z kulawą nogą nie przyciągną.
Wątpię, żeby wiara we wszechwładzę kleru była na tyle powszechna, aby tzw. większość traktowała podobne zagrywki poważnie.
Czy muszę tłumaczyć że rozdział Kośicoła od państwa niekoniecznie musi oznaczać brak symboli religijnych? Dla mnie w zupełności wystarczy, że premier nie musi być biskupem. Że kardynał nie podpisuje rozporządzeń.
A krzyż w ważnym miejscu w kraju takim jak Polska, którego dziedzictwo wywodzi się między innymi z tej konkretnej, katolickiej religii, jest jak najbardziej akceptowalny.
Jest jeszcze jedna interesująca sprawa. W informacji onetu czytamy, że wg Napieralskiego "kwestie związane z ideologią są prywatną sprawą i nie zamierza o nich mówić publicznie". I takie rzeczy na temat ideologii mówi... szef partii!
A co począć z tym, że kolejny eseldowski polityk się wygłupia? Ano, mamy przynajmniej się z czego pośmiać.