Moja kochana K. zaniemogła nieco i wystąpiła potrzeba skorzystania z nocnej pomocy lekarskiej. Internistka w dyżurującej przychodni to jednak nie lekarz - natychmiast kazała jechać na ostry dyżur.
Padło na szpital Bielański. Ruszyliśmy w podróż (25 km). Na miejscu o 22.50 dowiedzielismy się, że u lekarza jest właśnie osoba zarejestrowana o 18.10.
Ruch w rejestracji świadczył, że tempo wzrostu liczby oczekujących jest wyższe od tempa przerobu chorych przez lekarza. Naiwna byłaby więc wiara, że wystarczy odczekać 5 godzin i 40 minut, że o 4.30 K. będzie przyjęta. Byłaby to zapewne raczej siódma rano.
Zrezygnowaliśmy, by wrócić do pustej przychodni i znów przerwać drzemkę pani doktor, która tym razem łaskawie udzieliła wstępnej pomocy.
"Ostry dyżur" to w Warszawie usługa fikcyjna. Szczególnie w Bielańskim. W tym stuleciu miałem z nim do czynienia trzykrotnie - i trzykrotnie bez efektu. Raz zrezygnowałem po 5 godzinach, innym razem wystarczyła zapowiedź "minimum sześciu godzin czekania", trzeci raz był tej nocy.
Odkąd pamiętam, polska służba zdrowia jest taka sama. Za PRL i w RP. Dlatego jestem gotów zaakceptować każdą radykalną reformę. Gorzej nie będzie.
Inne tematy w dziale Polityka