Gdy po południu przeczytałem o prośbie PiSu do Platformy o "użyczenie" spotu wyborczego PO z 2007 - wzruszyłem ramionami. Pomysł jak pomysł, wydawał mi się dowodzić braku pomysłów na kampanię. Potem ujrzałem w tvn24 zarówno ów "historyczny" spot, jak i wystąpienie Jacka Kurskiego. I widzę rzecz zupełnie innymi oczami. Nie - dopiero teraz rzecz widzę.
Kurski przypisuje spotowi zbyt duże znaczenie. Nie, PO nie wygrała wyborów tym spotem, bo IMHO PO w ogóle nie wygrała wyborów w 2007, lecz PiS je przegrał, a ktoś wygrać musiał. Nie o to jednak chodzi. Przypomnienie słodkich obietnic Tuska - na tle dzisiejszego kryzysu, jakkolwiek PO ma z nim mało wspólnego - robi wrażenie. Jeszcze większe zaś wywarł na mnie Kurski, recytując z pamięci całego "offa", czyli tekst czytany przez lektora w tle spotu.
Złośliwość? Pewnie, ale złośliwościami utkane są kampanie wyborcze u nas i gdzie indziej. Złośliwość świetnie mieszcząca się w obyczajach, które uważam za dopuszczalne. Krótko: jeden z najlepszych pomysłów wyborczych PiSu w tegorocznej kampanii. Może najlepszy. Coś mi mówi, że w odróżnieniu od jutrzejszego orędzia prezydenta w Sejmie, choć nie wiem, skąd to przeczucie.
A odpowiedź... Jeśli Percival Schuttenbach naprawdę reprezentuje PO - już myślałem, że poczucie humoru zwyciężyło - gdy przeczytałem o 5 mln zł dla twórców. PO nie kupiła spotu z prawami autorskimi? Kiepski żart.
Dziś także: Prezydent o 1989.
Inne tematy w dziale Polityka