18 czerwca skończyłby 61 lat. Nie znałem go zbyt dobrze, choć znałem go od dawna. W 1981 był ważną postacią w NSZZ "Solidarność", choć nie starał się być w centrum zainteresowania. Zajmował się prawem pracy - sferą, o której komuniści mówili bez przerwy, ale w której do ustępstw skłonni nie byli. Bez Lecha Kaczyńskiego te rozmowy byłyby skazane na klęskę.
Paradoksalnie nigdy nie widziałem filmu "O dwóch takich...". Trzynastoletni bliźniacy chyba nie marzyli wtedy o wpływie na losy kraju. Niewiele wiem o współpracy Lecha Kaczyńskiego z Biurem Interwencji KSS KOR i z WZZ Wybrzeża. Starczy jednak, by nie mieć wątpliwości, iż miał dość odwagi, by zademonstrować, że stoi po dobrej stronie. W stanie wojennym także, w pracy w TKK, a potem KKW "S".
Szkoda, że niewiele opowiadał o walce, jaką wraz z innymi toczył przy "stoliku związkowym" OS o warunki relegalizacji lub ponownej legalizacji "S". Wkrótce został postacią publiczną. Senator, poseł, prezydencki minister, prezes NIK, minister sprawiedliwości, prezydent Warszawy, wreszcie Prezydent RP. Był człowiekiem, popełniał też błędy, był ich świadom. Po tym poznaje się ludzi.
Inne tematy w dziale Polityka