Siedzę u przyjaciół na Bednarskiej i pożeram kurczaka. Zdarza mi się ostatnio - bezrobotny musi sobie jakoś radzić i czasem posępić. Maciek gotuje extra, jego dziewczynę znam od dawna. W zasadzie miał to dziś być obiad urodzinowy na cześć 14-lecia mego syna (upłynęło w piątek), ale Młody się obraził i nie przyszedł, jak to Młody.
Żarcie tradycyjnie poprzedził spór o to, czy żarcie ma być po prostu ciepłe, czy parzące. Gdyśmy już jedli, rozdarł się alarm piecyka. Gospodarz, widząc moje zdziwione spojrzenie, wyjaśnił, że piecyk jest głupi i nie wie, że kurczak już wyjęty.
Tu stanęła mi przed oczami historyjka z końca ubiegłego stulecia. Około 1996 chyba na rynku pojawiły się nowe mikrofale bodajże Whirlpoola z serii "Szósty zmysł". Kumpel hipergadżeciarz natychmiast taką kupił i zaprosił mnie z mą ówczesną żoną, by nowość zademonstrować. Polegać to miało na tym, że gadżet sam rozpoznaje, co doń wsadzono, i decyduje, co z tym zrobić.
Kumpel włożył do mikrofali kawał fileta z kurczaka wprost z zamrażarki, zamknął drzwiczki, a na wyświetlaczu pojawił się napis "Thinking...". Kumpel opowiadał jeszcze o zaletach nowego sprzętu, o wygodzie płynącej z jego posiadania, a że oratorem był niezłym, nie poddawał się, choć coraz częściej zerkał, czy wreszcie można już zademonstrować nam efekt.
Jednak po 10 minutach na wyświetlaczu mikrofali nadal widniało "Thinking...". Polski brojler przerósł szósty zmysł Whirlpoola.
Opowiadając to dziś u Maćka nagle uświadomiłem sobie, że ten kurczak - to tegoroczna kampania wyborcza, a mikrofalą mógłby być sztab każdego z kandydatów.
Inne tematy w dziale Polityka
