Nie mieszkam w Gabonie. Zwykle bronię czci wszelkich narodów, ale nie mogę zgodzić się z tezą, że
Jarosław Kaczyński obraził ów kraj. Hipoteza o napaści byłaby nie na miejscu w ustach przedstawiciela rządu. U lidera opozycji jest do przyjęcia, choć na miejscu szefa PiSu umiałbym znaleźć lepsze porównanie. Była to, owszem, wypowiedź lekko kontrowersyjna. Nie mogę zatem nikomu odbierać prawa krytykowania słów Kaczyńskiego. Nie odbieram dziennikarzom przywileju drążenia sprawy i stawiania byłemu premierowi nawet podchwytliwych pytań. Ale, na Boga, nie takich! -
Co pan wie o Gabonie? - zapytał przed chwilą reporter tvn24 na konferencji prezesa. Kaczyńskiemu zabrakło refleksu - postanowił odpowiedzieć merytorycznie, co zresztą nie bardzo mu się udało. Widocznie zbyt usilnie wbijano mu w głowę podczas niedawnej "zmiany wizerunku", że nie wolno atakować dziennikarzy, zwłaszcza personalnie. Otóż czasem można i warto - nie jadem, lecz cienką ironią, na którą pytanie o Gabon zasługiwało jak mało które. Przy okazji słowo o głównym przekazie konferencji: niedzielny szczyt UE był zaiste czystym plenum KC, bez treści i bez efektów. Nie sądzę, by był to powód do krytyki Donalda Tuska, bo Unia kompletnie nie wie, co robić - znalazła się w zaułku, z którego w tym roku nie wyprowadzą jej ani Czechy, ani Szwecja, ani Berlin i Paryż, ani tym bardziej Polska. Skoro jednak Tusk ogłosił sukces, można to było zręcznie i łagodnie wykpić. Kaczyński wolał bronić bajkowych żądań Węgier - nie z bajek Brzechwy, lecz braci Grimm, bo skończyć musiałyby się tragicznie.
Inne tematy w dziale Polityka