Lodówka nie działa? Sprawdź, czy jest podłączona do prądu. RTFM - stare, dobre hasło komputerowców, ma dwie wersje. Przytoczę tę cenzuralną:
Read That Funny Manual. Instrukcja, choć zabawna i głupia, bywa przydatna. Podobnie jest z prawem i ustawami - warto je znać, by mówić i pisać o czymkolwiek, ale zwłaszcza o polityce, a przede wszystkim i wyborach. Za trzy miesiące wybieramy euro(p)osłów, a w s24 już sporo dyskusji o tym, kto jaką listę pociągnie, kto i gdzie może wygrać. Najczęściej mam wrażenie, że autorzy nie znają ordynacji. Nie wiedzą przede wszystkim, że ordynacja ta przewiduje wprawdzie podział kraju na okręgi - ale jest to fikcja. W przeciwieństwie do wyborów sejmowych czy senackich, liczba europosłów danej partii (listy wyborczej) zależy
wyłącznie od liczby głosów uzyskanych w skali kraju. Żadne niuanse w okręgach na to nie wpływają. Natomiast na to,
kto konkretnie do Strasburga i Brukseli pojedzie, wpływ ma głównie...
frekwencja w poszczególnych okręgach. Im więcej głosów na listę w okręgu, tym więcej osób z tej listy okręgowej w PE. Ale, uwaga, nie kosztem rywali z okręgu, lecz kosztem partyjnych kolegów z innych okręgów! Innymi słowy - kandydatom z danej listy okręgowej bardzie opłaca się
przegrać wybory w okręgu przy wysokiej frekwencji niż je wygrać przy niskiej. Taki absurd zafundował nam SLD w 2004 twierdząc, że wzmoże to chęć do głosowania i zwiększy frekwencję. Pamiętajcie o tym tocząc boje o to, z kim Ryś Czarnecki może wygrać we Wrocławiu. Bo to wybory w jednym, ogólnokrajowym okręgu, choć ordynacja oszykuje wyborców każąc im głosować na listy okręgowe. PS. Dziś także:
Mów pan, co pan wiesz.
Inne tematy w dziale Polityka