Krzysztof Leski Krzysztof Leski
235
BLOG

Reszty nie trzeba

Krzysztof Leski Krzysztof Leski Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 85

Punkt widzenia mocno zależy od punktu siedzenia. Jeszcze nie tak dawno, pisując o rosnących kosztach tzw. bezpłatnej oświaty, dodawałem zwykle: "dla wielu to znaczący wydatek". Sam znosiłem to dość dzielnie, bo też budżet domowy znosił to nieźle. Teraz jest inaczej. Z kasą już naprawdę cienko, a córa niestety poszła do liceum.

Komplet książek w podstawówce kosztował zrazu 170, potem 200, wreszcie po 230-250 zł na łebka. Łebki są dwa. Gdy córa awansowała do gimnazjum, wzrost ceny kompletu ksiązek do zrazu 300, a w zeszłym roku 400 zł jakoś strawiłem, aczkolwiek było już gorzej, bo do gimnazjum dotarł też Młody.

Ale Młody na razie kosztuje umiarkowanie. Narzeka wprawdzie, ale nosi wytarte i przykrótkie dżinsy, dość tanie t-shirty, komóry o dziwo używa bez przesady. Córa - ni to dziecko, ni to dorosły - do ciuchów wagę przywiązuje wielką, metkami się niestety fascynuje i nie zawsze jestem w stanie to powstrzymać. Telefon mogę jej doładować każdą kwotą - wyda w dwa dni. O kosmetykach - zmilczę, choć przecież naciąga mnie tylko na te pielęgnacyjne, a nie te pięknościowe. A ja, cholera, znam się na tym kiepsko, więc cenzurować nie bardzo potrafię.

Dziś (formalnie wczoraj) zameldowała, że komplet książek kosztować będzie 650-700 zł. Tzw. obóz inrtegracyjny - 370. Absolutnie niezbędna nowa torba (bo "stara", sprzed roku, już podarta) - 140. Buty jesienne, baletki zamiast kapci, głupstwa na wf, na który i tak chodzić nie chce - pewnie ze 200.

Łudzę się, że na Młodego wystarczy zgrubsza połowa tych kwot. Do tego "komitety rodzicielskie", ubezpieczenia, składki na to, tamto i owamto, kolejne komplety cyrkli i ekierek, które co roku gdzieś wcina, zestaw zeszytów - te 100-kartkowe, w twardych okładkach, tanie nie są - bloki rysunkowe, bloki papieru kolorowego, bloki papieru toaletowego, oraz ileś tam rzeczy, które mam gdzieś w tyle głowy, ale za chwilę wypłyną... Szeroko rozumiany początek roku będzie mnie kosztował ze trzy tysiące.

Ba, gdyby to było raz w roku... Kiedyś dzieci przynosiły ze szkoły do domu uwagi, dziś przynoszą notatki o kasie. Co tydzień, to coś nowego. Wycieczka do kina, wyprawa do teatru, zielona szkoła, biała szkoła, żółta szkoła, zrzutka na Zdzisia, któremu coś strasznego się stało, na panią Jadzię, która kończy karierę, pana Edzia, który ma jubileusz, opłata za odświeżanie powietrza w kiblu i składka na głodujące dzieci w Nibylandii. Wszystko, owszem, dobrowolne, ale najzupełniej obowiązkowe.

A może państwo polskie pozwoli, bym sam uczył dzieci w domu? Poproszę o trzecią część dotacji, jakie dostaje szkoła na moje dzieci. Reszty nie trzeba.

PS. Chętnie zamienię tysiąc komentarzy pod innymi postami na sto sensownych komentarzy tutaj. Uprzedzam też chcących mi wmawiać, że wydaję kasę na koty kosztem dzieci - ostatnio to liczyłem: jeden kot kosztuje nas średnio złotówkę dziennie. IMHO, opłaca się. A do szkoły koty chodzić nie muszą.

Salonowa lista prezentów Bawcie się dobrze ChęP: -3/6   ChęK: -3/6   ChęS: -3/6 . Półbojkotuję "lubczasopisma" Baby od chłopa nie odróżniacie! Protestuję przeciwko brakowi Freemana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (85)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo