Wyszli, przedstawili to jako decyzję motywowaną honorem. Nie miotali gromów na swoją byłą partię, nie życzyli jej wszystkiego najgorszego. Z tego punktu widzenia postawę Marcina Libickiego i kilku innych poznańskich PiSowców mogę pochwalić. Mówili jednak poniekąd nie na temat.
Wzmianki o braku twardych dowodów, o domniemaniu niewinności - to wszystko świadczy, że zdają się mylić partię polityczną z sądem lustracyjnym. PiS nie przesądza o winie europosła, choć część opinii publicznej tak to może odebrać. PiS uznało, że dziś nie jest to dobre nazwisko na jedynkę poznańskiej eurolisty. Propaguję nieco spokojniejsze podejście do zarzutów lustracyjnej natury. Ale cóż właściwie PiS miał zrobić? W takich sytuacjach partie ostatnio dmuchają na zimne, by nie dać cienia powodu do zarzutu, że wybiórczo traktują swoje oficjalne priorytety polityczne.
Dla PiSu takim jest lustracja. PO ostatnio pilnuje twarzy partii wolnej od kumoterstwa - skasowała sen. Misiaka w sposób, który zdziwił nawet PiS. Ciekaw jestem, co teraz Platforma zrobi z ministrem skarbu, którego żona ponoć nie w pełni skutecznie pozbyła się udziałów w spółce zarabiającej na kontraktach państwowych.
Część mediów emocjonuje się arytmetyką: w PiSie zostaje 153 posłów, czyli niecała 1/3 Sejmu, co jakoby otwiera drogę do zmian w konstytucji. Powiem łagodnie: hipoteza, że Filip Libicki i Jacek Tomczak, jak zresztą wielu innych pozostających poza klubem PiSu, zagłosują np. za zmianą roli NBP - wydaje mi się głęboko naiwna.
Inne tematy w dziale Polityka