Gdybyśmy nie musieli go płacić, moglibyśmy zaangażować te pieniądze np. w inwestycje, które teraz są rozłożone na dwa lata - rozpacza w dzisiejszym "Pulsie Biznesu" skarbnik Krakowa Lesław Fijał. Ma na myśli janosikowe. Kraków musi w tym roku oddać "biednym" 64 mln zł, czyli 85 zł na mieszkańca. Kwota ostatnio rośnie co roku o 11-12 mln zł.
Kraków jest na trzecim miejscu. Wicelider, Poznań odda 77 mln czyli 139 zł na mieszkańca, co roku przyrasta mu także kilkanaście milionów. W przyszłym roku wszyscy zapłacą nieco mniej, bo podstawą obliczeń będzie stosunkowo słaby pod względem wpływów podatkowych rok 2009.
Warszawa jest w innej galaktyce. Do zapłaty ma w tym roku 966 mln zł czyli 564 zł od łebka. Od połowy dekady każdy rok przynosił stolicy wzrost janosikowego o ponad 100 mln zł - więcej niż łączna kwota należności z jakiegokolwiek innego miasta. Janosikowe za pół dekady to akurat centralny odcinek drugiej linii metra.
Tak, to jest genialnie skonstruowany podatek. Niby powszechny, ale z jednym de facto płatnikiem. Wśród województw mazowieckie (w tym roku odda, tak jak Warszawa, prawie miliard) jest płatnikiem jedynym. Likwidacja janosikowego nie opłaca się nikomu poza stolicą, bo wszędzie indziej to co najwyżej koszt kilku lub kilkunastu kładek dla pieszych. Jedna średnia inwestycja budżetu państwa pokryje straty.
Nie ma na świecie drugiego państwa, które tak gnoi własną stolicę.
Inne tematy w dziale Polityka