- Co to jest? - moja kochana K. odwróciła głowę od swego wypaśnego laptopa, by zerknąć na mój 5-calowy telewizor LCD. - Jakieś żarty?
Nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć, bo sam nie zdążyłem jeszcze wyrobić sobie odpowiednio uzasadnionej opinii. Zerkałem na ekranik i z pewnym trudem łowiłem słowa, bo moja kochana K. słuchała na swym wypaśnym laptopie swej ulubionej muzyki, więc telewizor szeptał na poziomie głośności 28, w skali od 0 do 63.
- Krzysiek, to jest kabaret? No powiedz, to kabaret? - K. nie chciała zrezygnować z prób szybkiego zdefiniowania sytuacji. Cóż miałem zrobić? Pokiwałem głową. Koty natychmiast straciły zainteresowanie i udały się w rejon balkonu.
Nie był to jednak program rozrywkowy, ani nawet film fabularny. Była to bezpośrednia relacja z Torunia, ze spotkania Lecha Wałęsy z młodzieżą tamtejszego Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika. Pod hasłem "Dziedzictwo Solidarności". Główny aktor był zaś - jak na siebie - w całkiem niezłej formie, a w każdym razie głupoty gadał dwa razy rzadziej niż przeciętnie w ostatniej dekadzie.
Inne tematy w dziale Polityka