Kiedy ksiądz może legalnie złamać celibat? Gdy skończy 65 lat i przyniesie pisemną zgodę obojga rodziców. Ten niewybredny i mało śmieszny żart przypomniał mi się, gdy usłyszałem w telewizorze, że Uniwersytet Łódzki od studentów różnej płci, którzy nie mając obrączek na palcach, chcą zamieszkać w tzw. pokoju małżeńskim, domaga się zaświadczenia na piśmie, że zgadzają się na to ich rodzice.
- Masz ci los, uniwerek postanowił wspomóc Kościół w trosce o moralność - pomyślałem pobłażliwie. - A to ci samozwańczy strażnik moralności ...
Ale po niedługim czasie usłyszałem informację jeszcze raz i się w nią dokładniej wsłuchałem. I włos mi się zjeżył na głowie.
- No co za cymbał ze mnie - powiedziałem na głos, aż się obejrzało kilka osób, zainteresowanych nagłym przypływem mojej szczerości.
Zauważyłem, że telewizyjny reporter nie krył swego oburzenia, że jakaś uczelnia będąca właścicielem mieszkań, w ogóle się interesuje, kto z kim mieszka, skoro chodzi o dorosłych ludzi. Nie omieszkał wskazać, że innych właścicieli akademików to nie obchodzi i mieszając komentarz z informacją stwierdzić, że tam jest "normalnie". Niestety, nie sprecyzował, co rozumie pod tym słowem, a szkoda.
Od razu mi się przypomniało, jak kiedyś, jako student (nie zawsze byłem księdzem, a nawet klerykiem) szukałem pokoju i od każdej przemiłej staruszki, z którą negocjowałem warunki stancji, słyszałem "I żadnych wizyt dziewczyn". Wizyt! Dokładnie tak. A z tego, co dowiaduję się tu i ówdzie, podobne warunki słyszą amatorzy stancji niejednokrotnie również w dzisiejszej Polsce. Może tym zajęliby się strzegący "normalności" reporterzy telewizji? Toż to jawne łamanie praw dorosłych ludzi! W demokratycznym kraju! Z tym trzeba coś zrobić! Ustawę wydać, że właściciele stancji nie mają prawa ingerować w życie intymne lokatorów albo co?
Gdy pokonałem wspomnienia i jako tako wróciłem do używania rozumu, uświadomiłem sobie, że chociaż łódzka Alma Mater na pozór robi to, co do niej należy, czyli chce, aby w pokojach małżeńskich nie mieszkali przypadkowi ludzie, to w istocie zamiast działać na rzecz zachowania elementarnych zasad i odrobiny przyzwoitości, robi coś dokładnie przeciwnego. Sytuacja jest troszkę taka, jak wtedy, gdy właścicielka domu publicznego w przedwojennej Polsce widząc w drzwiach gimnazjalistów pytała ich "A zgodę od mamy i taty macie?".
Dałbym dużo, aby poznać zawiły tok myśli tego, kto wpadł na pomysł, aby od studentów pragnących w akademikach żyć na kocią łapę domagać się z całą powagą zgody rodziców. Ale też chętnie dowiedziałbym się, dlaczego czymś "normalnym" jest dziś w Polsce na państwowych uczelniach udostępnianie pokoi "małżeńskich" ludziom, którzy wcale małżeństwami nie są i być może nigdy nie będą. Zdaje się, że akademiki nadal w jakiejś części są finansowane z pieniędzy publicznych, prawda? Czyli z moich podatków ułatwia się uzyskanie locum ludziom, którzy nijak swojego związku nie sformalizowali, a łączy ich póki co tylko wspólny pokój, jedno łóżko i chęć przezwyciężenia samotności...
Natknąłem sie właśnie w internecie na wiadomość, że we Włoszech wśród młodych mężczyzn szerzy się przeniesiona z Francji moda na wynajmowanie studentkom pokoju za seks. Ciekawe co będzie, jak przeczytają ją dysponenci polskich akademików.
Inne tematy w dziale Polityka