ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka
43
BLOG

To i owo na biskupa

ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka Polityka Obserwuj notkę 12
Nie kryję, że pierwsza złośliwa myśl, jaka mnie naszła po lekturze w sobotniej Rzeczpospolitej tekstu o przeszłości szefa polskich luteranów, brzmiała: "Zabrakło katolickich biskupów i księży do zlustrowania czy co?". A potem ogarnął mnie smutek. Bo nic mnie tak nie smuci, jak powtarzające się w pewnych sytuacjach schematy postaw i zachowań. Dopiero co słyszeliśmy wybitnego astronoma, który przyznając się do współpracy z peerelowskimi służbami specjalnymi (co i tak jest pewnym odejściem od schematu, bo zwykle mamy do czynienia z przyznawaniem się do kontaktów, a nie do współpracy), zapewniał "nikomu nie szkodziłem". Wcześniej przy rożnych medialnych lustracjach tę mantrę powtórzyło już w Polsce mnóstwo ludzi, którzy dali się esbekom wciągnąć w ich podłe gry. No i sytuacja się powtórzyła. Tym razem nie katolicki, lecz luterański duchowny zapewnia "nikomu nie szkodziłem".

Myślę, że wszyscy, którzy złapani na rozmaitych formach kolaborowania z aparatem ucisku totalitarnego państwa, zapewniają, iż nikomu krzywdy nie zrobili, głęboko chcą w to wierzyć. I nie dziwię się. Też na ich miejscu bym chciał. Przecież człowiek, który idzie na kompromis - w jakiejkolwiek sprawie - zakłada, że czyni to dla osiągnięcia jakiegoś dobra. Zakłada, że wybiera mniejsze zło. Czyli stosuje - dopuszczaną przez Kościół - zasadę podwójnego skutku (principium de duplici effectu). Problem jednak w tym, że stosowanie tej zasady wcale nie jest proste i jest ryzykowne. Zasada podwójnego skutku nie ogranicza się tylko - jak wielu sobie wyobraża - do tego, że wolno uczynić coś złego, jeśli alternatywą jest tylko coś jeszcze bardziej złego. Zasada podwójnego skutku dopuszcza uczynienie coś złego, ale równocześnie z działania musi wynikać coś dobrego. Zresztą stosowanie tej zasady opatrzone jest szczegółowymi warunkami, w które nie chcę się tu rozdrabniać (może przy innej okazji).

Moim zdaniem często ci, którzy odwołując się do niej szli na kompromis z komunistycznymi specsłużbami, sami siebie okłamywali. Decydowali się na wybór zła w imię dobra, którego nie było, które sobie wymyślili, wyimaginowali.

A wracając do pierwszej myśli tego postu. Chyba jednak spektakl pod tytułem "lustracja polskich biskupów katolickich" jeszcze się nie skończył. Właśnie uwerturę do następnej odsłony wykonał Krzysztof Wyszkowski. Bo jak inaczej rozumieć jego wypowiedź po piątkowym wyroku nakazującym Lechowi Wałęsie zapłacenie Wyszkowskiemu 7,5 tysiąca? Co innego miał na myśli Krzysztof Wyszkowski, gdy ironizował na temat miasta, w którym za autorytety uznawani są "Lech Wałęsa, Edwin Myszk i abp Tadeusz Gocłowski"? Przecież wiadomo, kim okazał się Myszk, wiadomo za kogo Wyszkowski uważa Wałęsę, więc jeśli na trzeciego do tej listy dorzucił byłego metropolitę gdańskiego, to chyba miał na myśli jednoznaczny przekaz?

Ciekawe, kto ze znanych lustratorów medialnych nad tym tematem pracuje. Poczekamy, zobaczymy.

Ciekawe też, co wtedy zrobi aktualny metropolita gdański... I pewien dziennik, który tak bardzo broni niedoszłego metropolitę warszawskiego.

Na niedzielę: Ten drugi

Dziennikarz, który został księdzem

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka