Początek listopada to czas refleksji nad życiem i śmiercią. Jak podały media, w tych dniach dziewięćdziesiąt procent Polaków odwiedzi groby swoich bliskich. Któryś z dziennikarzy wykrył, że to jedyne święto, którego nie wykorzystujemy na zagraniczne wycieczki. Za to, aby dotrzeć na mogiłę kogoś bliskiego podejmujemy nawet bardzo odległe wyprawy.
Oddajemy cześć świętym, wspominamy zmarłych z rodziny, znajomych. Składamy na grobach kwiaty, zapalamy świece. Płomień świecy jest nie tylko znakiem pamięci, modlitwy, ale także znakiem wiary w życie wieczne.
I zdaje się, że z tą wiarą zaczyna się w naszej Ojczyźnie dziać coś niedobrego. „O utworzenie ogrodów pamięci, w których rodziny zmarłych mogłyby rozsypywać prochy najbliższych, walczą przedsiębiorcy pogrzebowi. To ważne, bo obecne przepisy dyskryminują wolę zmarłych” - informuje właśnie teraz jeden z dzienników. I oczywiście uzupełnia swoją sensację przykładami, jak to z narażeniem się na kary aresztu i grzywny ten i ów cichaczem rozsypywał w lesie albo do Wisły prochy swych bliskich, aby spełnić ich ostatnią wolę. Niektórzy posuwają się nawet do oszustw i urządzają pogrzeby pustej urny, a spopielonych krewnych rozsypują ze słoiczka. Znalazł się też w zarządzie pewnego cmentarza ludzki człowiek, który rozsypywał prochy zmarłych, ale przestał, bo „wystraszył się sankcji”.
No i proszę, mamy kolejny przejaw dyskryminacji mniejszości. W Polsce nie wolno rozsypywać skremowanych prochów ludzkich gdzie się chce. „W Europie Zachodniej sprawa jest unormowana prawnie. Prochy można rozsypywać” - mówi gazecie prezes Regionalnego Stowarzyszenia Zwolenników Kremacji w Lublinie.
Znów okazujemy się katolickim zaściankiem. Bo oczywiście - jak łatwo się domyślić czytając artykuł - zakaz rozsypywania prochów ludzkich gdzie popadnie, to wynik sprzeciwu Kościoła, który wcale się nie przejmuje, że zaczyna brakować miejsc na cmentarzach. Nie wspominając o tym, że rozsypanie prochów w ogrodzie pamięci jest najtańszym rozwiązaniem, bo kosztowałoby tylko 100 zł. Dla porównania, za pochówek w grobie urnowym trzeba zapłacić ok. 700 złotych, a w kolumbarium - 1,7 tys. złotych. Aż dziw, że zatroskany o kieszeń krewnych dziennik nie podał, jak to drogo wypada pogrzeb z pochowaniem w zwykłym grobie.
Kościół długo stanowczo sprzeciwiał się kremacji ciała ludzkiego. Teraz ją dopuszcza, jeśli nie jest dokonywana z pobudek przeciwnych wierze chrześcijańskiej.
Czy katolicy, którzy nie chcą mieć grobu i krewni, ze wszystkich sił usiłujący spełnić ich życzenie, wierzą w życie wieczne? Nie wiem.
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
Na piątek: Haki i drogowskazy
Inne tematy w dziale Polityka