http://www.czasswiecia.pl/czas_swiecia/1,88348,5402694,Blogoslawiony_z_Gacek.html
http://www.czasswiecia.pl/czas_swiecia/1,88348,5402694,Blogoslawiony_z_Gacek.html
Momotoro Momotoro
168
BLOG

Teodor Drapiewski - Sługa Boży

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

O. Drapiewski urodził się 31 stycznia 1880 roku w Gackach k/Świecia nad Wisłą w rodzinie głęboko patriotycznej polskiej. Miał bardzo utalentowane rodzeństwo. Trzech braci zostało malarzami artystami, jeden księdzem diecezjalnym. Teodor od najmłodszych lat pragnął zostać misjonarzem i dlatego jeszcze w domu rodzinnym rozpoczął naukę łaciny. W 1898 roku wstąpił do gimnazjum misyjnego w Nysie. Do zgromadzenia przyjmował go osobiście założyciel św. Arnold Janssen dnia 19 sierpnia 1901 roku.W 1903 roku rozpoczął nowicjat w St. Gabriel. Tam również otrzymał 23 lutego 1908 roku święcenia kapłańskie. Zgłosił się do duszpasterstwa polonijnego w Brazylii. W tym celu dla pogłębienia języka polskiego przełożeni skierowali go na dwa semestry na polonistykę na Uniwersytet Jagielloński w Krakowie. W kwietniu 1909 roku statkiem z Antwerpii wyruszył do Brazylii. Pracował tam piętnaście lat, potem został powołany na redaktora czasopism misyjnych do Górnej Grupy. W dalszym etapie był dwukrotnie rektorem w Bruczkowie, raz w Górnej Grupie, a wojna zastała go na urzędzie rektorskim w Rybniku. W maju 1940 roku został aresztowany za głoszenie kazań w języku polskim. Próby uwolnienia go, choćby z racji jego wieku (miał już 60 lat), czy przekazania do Generalnej Guberni, spełzły na niczym. Został wywieziony do obozu w Gusen a następnie do Dachau. Jako "inwalida" został z Dachau wywieziony do zagazowania. Jako datę jego śmierci podaje się dzień 31 sierpnia 1942 roku.
 Obóz jest wasza pierwsą szkoła misyjna. - TD
 Zgromadzeniem jesteśmy mocni i niezwyciężeni. - TD
 Jeśli zajdzie potrzeba, to potrafię również życie oddać za Ojczyznę. - TD

Ojciec Teodor Drapiewski, ur. 13 stycznia w 1880 roku w Gackach pod Drzycimem, powiat Świecie, zmarł z głodu i wyczerpania w Dachau dnia 31 sierpnia 1942 roku.
Teodor Hilary Drapiewski był siódmym spośród dziesięciorga dzieci Jana i Marianny z domu Gawrych. Rodzina żyła z niewielkiego dzierżawionego gospodarstwa. Ojciec zmarł 1889 roku. Matka-wdowa prowadziła nadal gospodarstwo rolne do 1897 roku. Następnie przeprowadziła się do Pelplina z Teodorem i dwoma młodszymi dziećmi. W Pelplinie Teodor pobierał prywatne lekcje języka łacińskiego, bo chciał być misjonarzem. Matka i rodzeństwo nalegali, żeby został księdzem diecezjalnym, jak starszy brat Franciszek, który był wikarym w Gdańsku. Ostatecznie rodzina pogodziła się z zamiarami Teodora.
W styczniu 1898 roku skierował prośbę o przyjęcie do niższego seminarium misyjnego księży werbistów w Nysie. Został przyjęty przez Założyciela zgromadzenia św. Arnolda Janssena. Dalsze studia odbywał w wyższym seminarium księży werbistów Sankt Gabriel w Mödling pod Wiedniem.
24 października 1904 r złożył pierwsze śluby zakonne. 23 grudnia 1905 przyjął niższe święcenia. Przed wieczystymi ślubami prefekt wystawił taką opinię: „Bardzo gorliwy, skromny, skupiony, chętny, uprzejmy, dyskretny, sumienny, pilny, towarzyski, ale może nieco drażliwy, trochę roztargniony. Uzdolnienia i osąd więcej niż przeciętne. Jest najlepszym Polakiem w swoim kursie, rozumie też nieco po francusku i angielsku”.
1 listopada 1907 roku złożył wieczyste śluby, 17 tegoż miesiąca otrzymał święcenia subdiakonatu, a trzy dni później święcenia diakonatu. Święcenia kapłańskie przyjął 23 lutego 1908 roku.
Prowincjałowie z Argentyny i Brazylii prosili Założyciela o jak najszybsze przysłanie polskich ojców, bo na terenie ich działalności zastawali polskie kolonie i nowe ciągle powstawały. Ojciec Założyciel planował wysłać do Ameryki Południowej o. Drapiewskiego, wcześniej jednak dał mu czas na studium historii i literatury polskiej oraz na przyglądnięcie się polskiemu duszpasterstwu w Krakowie. Pobyt w Krakowie trwał niedługo, bo wkrótce nadeszło wezwanie, żeby 23 kwietnia 1909 być już w domu macierzystym zgromadzenia w Steyl (Holandia), bo 9 maja odbędzie się pożegnanie misjonarzy. 5 maja pięciu ojców, jeden brat zakonny i jedna siostra zakonna pożegnali Steyl i wyruszyli koleją do Antwerpii, skąd statkiem „Aachen" wyprawili się do Brazylii. 8 czerwca wylądowali w Rio de Janeiro.
Pierwsze dni spędzili nowoprzybyli misjonarze w ówczesnym centralnym domu werbistów w Juiz de Fora w stanie Minas Gerais. O. Drapiewski został skierowany 28 lipca 1909 do pomocy o. Stanisławowi Trzebiatowskiemu w Kurytybie, stolicy stanu Parana, gdzie spędził dwa i pół roku. O. Trzebiatowski był zajęty głównie budową kościoła, Gazetą Polską w Brazylii i szkolnictwem. Natomiast o. Drapiewski poświęcał się na pierwszym miejscu właściwemu duszpasterstwu i skupiał coraz więcej rozproszonych po całym mieście Polaków. Współpracował w powstaniu Narodowego Związku Polaków w Brazylii.
Pod koniec grudnia 1911 roku przeniesiono o. Drapiewskiego do Ponta Grossy, do pomocy w jedynej naówczas parafii, w tym drugim co do wielkości mieście w stanie Parana, powierzonej w 1903 roku werbistom. W Ponta Grossa przebywał niecały rok. We wrześniu 1912 telegraficznie odwołano o. Drapiewskiego z Ponta Grossy i wysłano go na ratunek dziesiątkowanym przez śmierć jeszcze nawet nie osiadłym na dobre świeżo przybyłym Rodakom w Cruz Machado (1912-1920)
Ojciec Drapiewski zastąpił ojca Tomalę i stał się tu pionierem i organizatorem nie tylko duszpasterstwa w tej powstającej kolonii. Do 1914 roku był sam, odtąd miewał wikarego. W miejsce prowizorycznych kapliczek wybudował dwa kościoły: jeden w Sant’Ana, a drugi w obecnym centrum Cruz Machado. W 1913 roku sprowadził Siostry Rodziny Maryi, które otworzyły polskie szkoły w Sant’ Ana i na Sedach czyli w obecnym mieście Cruz Machado.
Ks. Jan Pitoń CM [b. rektor Polskiej Misji Katolickiej w Brazylii] tak krótko scharakteryzował działalność o. Drapiewskiego w Cruz Machado: „Pracował tu do 1920 r. prawie odizolowany od świata, pokonując tysiączne trudności przy organizowaniu parafii, walcząc z chorobami (tyfus), brakiem komunikacji oraz środków niezbędnych do życia. W tych warunkach niósł pomoc moralną dla setek rodzin różnej narodowości”. O. Piotr Hajda we wspomnieniach z okazji 25-lecia swego kapłaństwa (1935) pisał o ojcu Draoiewskim : „Z początkiem 1914 r. skierowano mnie do pomocy o. Drapiewskiemu. Mieszkał w nędznym drewnianym domeczku około 300 m od kościoła, który wybudował ... W św. Annie wybudował mały gotycki kościół i szkołę dla sióstr. Trudno sobie doprawdy wyobrazić, czego dokonał ten dobry o. Drapiewski... Tu właśnie w ciągu 5 lat działałem wśród największych ofiar i wyrzeczeń. Nie poszło to jednak na marne, mimo największych wysiłków niewiary i najnędzniejszego bytu materialnego. Nawet pewne rodziny żywiły się gotowanymi liśćmi z drzew, bez soli. W niedzielę nasze kościółki wypełniały się po brzegi. Wszyscy mężczyźni z nielicznymi wyjątkami uczęszczali do Sakramentów świętych, a niejeden częściej. Na majowe i październikowe nabożeństwa dzień w dzień chodzili ludzie tłumnie z odległości 7-8 km. Powracając zaś do domów śpiewali pieśni kościelne. Rozlegało się to daleko. Widok był imponujący. Nasze szkoły prowadzone przez siostry byty przepełnione”.
O.Drapiewski opuścił Cruz Machado w końcu lipca 1920 roku.
Z Cruz Machado przeniesiono o. Drapiewskiego do parafii Palmeira.
Początkowo mieszkał w Palmeira, a w następnym roku osiadł w Santa Barbara. Obsługiwał wymienione wyżej kolonie.
W Santa Barbara, zastał dwie szkoły, jedną Sióstr Rodziny Maryi, sprowadzonych przez werbistów 1910 roku, drugą świecką. W 1913 r. do pierwszej uczęszczało 80-90 dzieci, do drugiej 15-20. Szkoła sióstr znalazła naturalnie pełne poparcie o. Drapiewskiego.
Wdzięczną pamięć zostawił po sobie jako budowniczy nowego murowanego kościoła. Zastany drewniany kościółek chylił się już ku upadkowi. Nową budowę zaczęto 24 marca 1923 roku przy współpracy 60 polskich rodzin. W tym dniu o. Drapiewski poświęcił kamień węgielny. Po przeniesieniu o. Drapiewskiego do Kurytyby, budowę kontynuował o. Stanisław Cebula. Na poświęcenie kościoła 10 grudnia zaproszono o. Drapiewskiego jako inicjatora budowy.
W Santa Barbara pozostawił jak najlepsze wspomnienia, podobnie jak wcześniej w Cruz Machado. Dowodzą tego usilne nalegania, żeby przyjechał do Santa Barbara na pożegnanie się przed wyjazdem do Polski w 1924 roku.
W maju 1922 roku przeniesiono o. Drapiewskiego do Kurytyby na miejsce o. Trzebiatowskiego przy polskim kościele. Kurytyba liczyła w tym czasie ok. 10 tysięcy Polaków (w całej Paranie było ich ok. 120 tysięcy). Przybył tu po raz wtóry. I znowu pozostał tu tylko dwa lata jak za pierwszym razem. Wtedy był pomocnikiem, wikarym, teraz szefem, rektorem kościoła. Był to kościół rektoralny, ale potocznie mówiło się o polskiej parafii, a księdza nazywano polskim proboszczem. Pozostawił po sobie znowu jak najlepszą pamięć. Jedną z zasług tym razem było zaprowadzenie w kościele światła elektrycznego, a w duszpasterstwie bractwa Apostolstwa Modlitwy, które zorganizował w 1923 roku.
Pod jego wpływem dokonano intronizacji obrazu Serca Jezusowego w wielu rodzinach i kwitnie nabożeństwo do Serca Jezusowego. W pierwsze piątki miesiąca odprawia się specjalna Msza św., a po niej wystawienie i adoracja Najświętszego Sakramentu. Zwyczaj, który w większości parafii brazylijskich już zanikł.
O. Drapiewski brał też żywy udział w życiu Polonii kurytybskiej. Kontynuował wydawanie Gazety Polskiej w Brazylii, którą o. Trzebiatowski przejął w październiku 1912 roku i sam w niej pisywał.
Największą zasługą kulturalno-społeczną o. Drapiewskiego stało się zorganizowanie Szkoły Średniej, którą otworzono 1 marca 1923 roku.
Po powstaniu wolnej Odrodzonej Polski o. Drapiewski nalegał na pilne otwarcie domów zakonnych zgromadzenia w Polsce. Mówi teraz już o domach w liczbie mnogiej, mając na uwadze ewentualne powstanie polskiej prowincji werbistów. Na koniec prosi generała o własne przeniesienie do Polski, bo chciałby dołożyć ręki do wprowadzenia zgromadzenia w Ojczyźnie.
O. Drapiewski upominał się o sprawy polskie w zgromadzeniu, ale umiał też udzielić Polakom odpowiedniej lekcji. Antyklerykalnych świtowców zapewniał: „Jeżeli zajdzie potrzeba, to potrafię również oddać życie za Ojczyznę”. Na przyjęciu dla posła z Polski Czesława hr. Pruszyńskiego w Związku Polskim w Kurytybie 5 listopada 1922 roku powiedział w swoim przemówienie: „W skutek rozbiorów naród polski nie mógł wyrabiać u siebie jednolitych poglądów, dążności i obyczajów. Należy zerwać z przesądami... Owszem, mniej uświadomionych uświadamiajmy narodowo, braki uświadamiajmy, lecz nikogo nie odpychajmy”.
W czasie pierwszej wojny światowej również w Brazylii zbierano fundusze na pomoc dla Polaków w  kraju. Werbiści szczerze współpracowali z komitetami tej akcji.
O. Drapiewski wówczas jeszcze w skrajnie biednym Cruz Machado zbierał skromne datki na polskie dzieci w kraju. W Kurytybie kontynuował tę akcję, pomagał również werbistom w Polsce przy otwieraniu pierwszych domów zakonnych w Rybniku (1922) i w Górnej Grupie (1923). Na adres swojego brata słał zapomogi na głodujących w Rosji rewolucyjnej.
Od czasu odzyskaniu niepodległości Polski, wszystkie oficjalne, reprezentacyjne nabożeństwa polskie z udziałem władz polskich i brazylijskich odbywają się po dziś dzień w werbistowskim kościele św. Stanisława.
Wzruszającym przeżyciem patriotycznym dla całej Polonii w stanie Parana było przybycie w pierwszych dniach października 1923 roku pierwszego polskiego statku handlowego „Lwów" do portu w Paranagua.
Ten pierwszy okręt polski, to oczywisty znak i dowód, że nasza Ojczyzna jest wolna i niepodległa, że panuje aż do Morza Polskiego. Tę więc cząstkę drogiej Ojczyzny przyszliśmy powitać i ucałować jakoby świętą relikwię ... Winszuję Wam dzielni nasi marynarze, że Opatrzność Boska Was wybrała, abyście się stali bohaterami tej chwili.Winszuję i sobie tego szczęścia, że mnie Opatrzność wybrała, abym na pierwszym okręcie polskim, który żegluje pod gwiazdokrzyżem południowego nieba, odprawił dziękczynną ofiarę.
Pod koniec 1923 roku prowincjał austriacki o. Franciszek Vormann, któremu wtedy podlegali polscy werbiści, nalegał w generalacie na powrót o. Drapiewskiego do Polski. Pilnie potrzebny był redaktor do wydawania polskich czasopism. Pozwolenie przyszło na początku 1924 roku.
W dniu wyjazdu, 18 czerwca, żegnali na dworcu w Kurytybie cenionego kapłana nie tylko liczni kurutybscy „parafianie," ale delegacje z Cruz Machado i Santa Barbara.
Podróż koleją z Kurytyby do Rio de Janeiro trwała w 1924 roku dwa do trzech dni.
26 czerwca po południu musiał już być na statku, który wyruszał w podróż do Europy o godz. 17.00.Powracał do kraju przez Paryż i Sankt Augustin koło Bonn, gdzie znajduje się najważniejszy ośrodek werbistowski w Niemczech, w którym zatrzymał się trzy dni. Pod koniec lipca znalazł się w Polsce. Wrócił do wolnego kraju, który opuszczał, kiedy był w niewoli. Zastał jeszcze matkę staruszkę przy życiu. Kiedy żegnała go przed 15 laty, sądzono, że jest to pożegnanie na zawsze. Można sobie wyobrazić wzruszenie i syna i matki. Powrócił na Pomorze, skąd pochodził. Osiadł w Górnej Grupie. Zgodnie z planem przejął redakcję czasopism. Obok już istniejącego Skarbu Rodzinnego zaczął wydawać nowy miesięcznik Nasz Misjonarz. Pierwszy numer ukazał się w kwietniu 1925 roku. W następnych miesiącach aż do początku 1927 roku opisywał między innymi swoją podróż powrotną do kraju. Obok obowiązków redaktorskich był spirytuałem czyli ojcem duchownym braci zakonnych i radcą domowym. W sierpniu 1928 roku odprawił w St. Augustin 30-dniowe rekolekcje. We wrześniu 1928 roku został wiceregionałem polskiej regii księży werbistów. Rok później otrzymał nominację na rektora nowego domu misyjnego w Bruczkowie koło Borku Wielkopolskiego, gdzie erygowano niższe seminarium duchowne dla starszych powołań. Nową wspólnotę tworzyło trzech ojców oraz 27 uczniów. Rektor przejął lekcje z języka polskiego, historii, rysunków i kaligrafii. Po dwóch latach wysłano pierwszy rocznik w liczbie 21 uczniów do klasycznego gimnazjum księży werbistów w Górnej Grupie na dalszą edukację.Postanowiono jdnocześnie, by w przyszłości uczniowie w Bruczkowie również była możliwość zdobywania pełnego średniego wykształcenia,bez konieczności przenoszenia się do Górnej Grupy.
W 1931 roku w następstwie poważniejszej grypy zachorował na gruźlicę. Wysłano go wtedy na kilkumiesięczną kurację do Blatten w Szwajcarii. W 1933 roku został rektorem w Górnej Grupie. Wszyscy współbracia doceniali jego pobożność, sumienność i szczere chęci, ale uważali, że brak mu giętkości oraz że jest zbyt małostkowy. Zarzucano mu brak zaufania do innych oraz że uważał, iż sam musi zabierać głos w każdej sprawie; że przecenia godność rektora i uważa, że jest niedoceniany. W takiej sytuacji nie został wybrany na następną kadencję w Górnej Grupie, lecz 19 maja 1936 roku otrzymał powtórnie nominację na rektora w Bruczkowie. Było tu teraz już 70 uczniów. Rektor przejął znowu sporo lekcji. Bardzo dobrze współpracowało mu się z ekonomem domowym o. Józefem Huwerem. Chyba tu opracował o. Drapiewski i wydał w Górnej Grupie 1938 roku życiorys o. Karola Dworaczka.
Wiosną 1939 r. werbiści przejęli na kresach wschodnich dwie parafie: Baranowicze i Wiczówkę. O. Drapiewski poszedł do Wiczówki, ale już 24 lipca został mianowany rektorem w Rybniku, gdzie było 120 uczniów, 8 ojców i 9 braci. Zaledwie przejął urząd, wybuchła wojna. Wkroczyli Niemcy. Dom zajęło wojsko. Uczniowie już nie wrócili z wakacji. Współbracia się rozpierzchli po parafiach czy krewnych. Rektor jednak pozostał, znalazł schronienie u franciszkanów. W maju 1940 roku naraził się okupantom przez głoszenie polskich kazań. Nie przyjął volkslisty, deklarując się Polakiem. 20 maja został aresztowany. O. Karol Janoszka, pełniący obowiązki rektora, robił starania o jego uwolnienie względnie o wywiezienie więźnia do Generalnej Guberni ze względu na zaawansowany wiek, 60 lat życia. Starania nie odniosły skutku. W ostatnich dniach maja, kilka dni później niż klerycy werbistowscy z domu nowicjackiego w Chludowie koło Poznania, o. Drapiewski został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau.
Przez cztery tygodnie nie mógł w Dachau nawiązać żadnego kontaktu z werbistami przybywającymi w obozie. Musiał najpierw przejść tak zwaną kwarantannę. Obowiązywał wtedy najsurowszy zakaz opuszczenia bloku. Od rana do wieczora musiał z towarzyszami niedoli maszerować tam i z powrotem wewnątrz obozu. Kiedy go klerycy ujrzeli po raz pierwszy, miał twarz mocno opuchniętą, był prawie nie do poznania. Nigdy nie miał silnego zdrowia. Po miesiącu w obozie fizycznie był złamany, ale duchowo silny. „Obóz jest dla was pierwszą zaprawą misyjną" powiedział przy spotkaniu z klerykami. Znali go z Górnej Grupy, kiedy był ich rektorem. Darzyli go tu pełnym zaufaniem. Stał się dla nich kapłanem-przyjacielem. Nazywali go „Przyjacielem kleryków". Raz po raz modlili się razem, razem żyli nadzieją na lepsze czasy. Transportem z 2 sierpnia 1940 wywieziono go do Gusen. „Cały dzień musiał z nami - wspomina o. Brunon Kozieł pobyt w Gusen - dźwigać ciężkie kamienie na budowę krematorium . Nie słyszeliśmy nigdy słowa skargi z jego ust. W dniu 8 września - opowiada dalej o. Kozieł - zdołaliśmy zebrać się na odnowienie ślubów. Zebraliśmy się na fundamentach budującego się krematorium. 8 fratrów w drelichach więziennych odnawiało drugie śluby czasowe. W zastępstwie przełożonego generalnego przyjmował je o. Drapiewski. Mimo całej naszej nędzy i osłabionego zdrowia panował uroczysty nastrój. W przemówieniu do nas o. Drapiewski mówił: Wszyscy jesteśmy równymi synami naszego kochanego Zgromadzenia: ci którzy pracują w misjach; ci którzy w różnych naszych domach działają; i ci, którzy - jak my - za kolczastymi drutami, muszą odrabiać ciężką pańszczyznę, wszyscy żywi i umarli. Wszyscy jesteśmy wielką rodziną i w tej łączności z tą naszą Matką Zgromadzeniem jesteśmy nie do pokonania. Ktoś z nas zapytał: co teraz o. Arnold myśli o nas? Zapadła chwila milczenia, po czym o. Drapiewski powiedział: o. Arnold cieszy się z nas. On wie, czegośmy teraz dokonali i błogosławi nam z nieba. Nam wszystkim stanęły łzy w oczach. W tym poniżeniu i opuszczeniu, w tym beznadziejnym położeniu wiedzieliśmy, że nie jesteśmy opuszczeni, był z nami dobry o. Drapiewski, błogosławił nam z nieba o. Arnold”.
 Część kleryków werbistowskich wraz z o. Drapiewskim powróciła 8 grudnia 1940 roku do Dachau. Przez cały rok 1941 wiodło się o. Drapiewskiemu względnie dobrze. Był zdrowy. Ciężkie życie obozowe znosił w milczeniu i jako rzecz oczywistą. W okresie pewnego luzu w obozie nauczał chętnych języków portugalskiego i hiszpańskiego. Nieoczekiwanie w 1942 roku przyszło zaostrzenie drylu w polskiej części obozu. Razem z innymi wśród największych szykan musiał dźwigać ciężkie kotły z jedzeniem, roznosząc je po blokach. Wraz z innymi polskimi księżmi musiał podczas Wielkiego Tygodnia i Świąt Wielkanocnych od wczesnego ranka aż do wieczornego apelu maszerować bez przerwy tam i z powrotem, mimo ulewnego deszczu i silnych wiatrów. Po tych dniach udręki przyszła praca na plantacjach, bez względu na pogodę, bez dodatkowego jedzenia, jakie inni na plantacjach otrzymywali. Siły o. Drapiewskiego były na wyczerpaniu. Kiedy poprosił o lżejszą pracę, przydzielono go przeciwnie do najcięższego komando w Liebhof odległego o 3 km, do ciężkiej pracy na roli. Drogę więźniowie odbywali pieszo. Okazało się to ponad siły o. Drapiewskiego. Pewnego dnia załamał się podczas apelu. Odstawiono go do „rewiru", do szpitala obozowego do tak zwanego bloku inwalidów. Był to punkt zborny kandydatów na śmierć. Kiedy zebrano odpowiednią liczbę, organizowano transport i wywożono - prawdopodobnie do Mauthausen - do komory gazowej. Jako dzień śmierci o. Drapiewskiego podaje się 31 sierpnia 1942 roku.
 W 1923 r zapewniał świtowców Brazylii: „Jeśli zajdzie potrzeba, to potrafię również życie oddać za Ojczyznę”. 19 lat później dał dowód, że brał te słowa na serio

za: http://www.meczennicy.pelplin.pl/?a=1&id=17&tekst=17#txt

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo