Wczoraj u Lisa wizytę złożył prezydencki minister Sławomir Nowak, obecnie polityk PO, a wcześniej szef młodzieżówki Unii Wolności, czyli polityk wykreowany na modłę Adama Michnika, co zresztą widać, słychać i czuć.
Lis odważnie zapytał go o największe sukcesy PO, ale tylko te, które udało się szczęśliwie zakończyć. Jak wiadomo, na to samo pytanie wcześniej odpowiedź wydukał premier Donald Tusk w postaci osławionych orlików. Nb. wróbelki ćwierkają, że w wielu gminach dzięki budowie orlików przedsiębiorcy sprzymierzeni z PO znacznie się wzbogacili i nie omieszkali podzielić się bogactwem z działaczami PO. Moźe to prawda, może nie. Tylko kto to ma sprawdzić? Julia Pitera?
Sławomir Nowak wił się jak piskorz, ale w końcu przebił Tuska po wielokroć. Wskazał bowiem dwa pełne sukcesy rządu PO. Pierwszy to otwarcie okien i usunięcie dusznej atmosfery po rządach PiS (dokładnie tak powiedział), a drugi to prawdziwy szacunek dla Polski na arenie międzynarodowej.
Jeśli polska polityka odbywa się w piaskownicy, to Nowak pasuje do niej, jak ulał. Jeśli jednak politykę traktować poważnie, to Nowaka trzeba wręcz przeciwnie.
Jeśli idzie bowiem o pierwszy "sukces", to po pierwsze jest absolutnie subiektywny. Na przykład ja nigdy nie czułem dusznej atmosfery w latach 2005-2007. Owszem, odnotowałem, bo nie szło inaczej, medialny jazgot czerwonoróżowego środowiska Agory i ITI. Tyle że równie dobrze o usunięciu duchoty mogą mówić przestępcy po zabójstwie szefa policji.
Jeśli zaś idzie o drugi "sukces", to szczęście Nowaka polega na tym, że Lis nie dopytał o szczegóły tego "sukcesu". Czyżby Nowak miał na myśli ładne pogrzeby ofiar katastrofy smoleńskiej? A może szło mu o to, że Polska z urzędu sprawuje tzw. prezydencję, dzięki której wiemy, że nic nie znaczymy w Europie, a polskiego ministra finansów wypraszają z ważnej narady? Nie wiadomo.
Konkludując, polityk PO znany z tego, że jest znany powiedział, że największym sukcesem Polski są sukcesy PO.
Komentarze