Mistrz pługa Mistrz pługa
2271
BLOG

Elita elity nie zrozumie

Mistrz pługa Mistrz pługa Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 54

Początkowo tytuł miał być nieco inny, a mianowicie ‘Elita motłochu nie zrozumie’, jednak od razu z niego zrezygnowałem. Byłby to banał i bardzo nisko zawieszona poprzeczka.

(Dlatego pozostałem przy ‘Elita elity nie zrozumie’)

Cóż bowiem miałoby być dziwnego, że elita nie rozumie plebsu? Gdyby rozumiała, miałaby u plebsu admirację i poczucie, że elita jest taka ludzka, taka jako ten … plebs. Fuj!

Drugą metodą wywoływania u plebsu miru, zaznaczmy znacznie bardziej popularną wśród elit, jest taki odlot elity od plebsu, najlepiej w stratosferę, by plebs jedynie mógł zadzierać wysoko głowy i z rozdziawionymi gębami ukazującymi wszelkie defekty uzębienia, wpatrywać się bezsilnie w lewitujące jaśniepaństwo. Oczywiście przymykając oczy z których toczyłby łzy perliste, nie wiadomo, ze szczęścia to, że taką piękną ma elitę, czy od oślepienia słońcem.

Rozważania takie miałyby więc taką wartość poznawczą, co refleksje dlaczego szybujący pod chmurami orzeł ma nóg dwie, a świnia taplająca się w błocie cztery.

Wartą zastanowienia jest jednak dlaczego elita nie rozumie elity. To już jest problem warty rozpoznania gdyż prowadzi do wniosków praktycznych.

Że brak tej perspektywy, widzę zarówno po działaniach elity jak i części plebsu, tej zapatrzonej z podziwem w górę.

Tłumaczenia jak i cała dyskusja zmierza przez to w kierunku kompletnie bezsensownym, co mam zamiar poniżej udowodnić.

Jak wiadomo walczymy dzielnie na froncie epidemiologicznym, siedzimy od wiosny zeszłego roku w okopach. W błocie już po kolana bo wody wciąż przybywa z każdą kolejną falą deszczy. Wokół biegają szczury, nastrój robi się coraz gorszy bo cigarety nie dochodzą na front, a generalicja z oszczędności karmi nas już tylko chlebem z tanim dżemem. Oficery wymuszają posłuch coraz to nowymi karami. Z niepokojem przy tym patrząc na zachęcające do buntu ulotki, zrzucane przez odwiecznego wroga z przelatujących nad frontem aeroplanów. I w tych okolicznościach na ocalały wśród powszechnych dookoła ruin i lejów po codziennych ostrzałach ciężkich haubic kawałek równego terenu, dokładnie tam gdzie zdołały wyrosnąć stokrotki pewnego pięknego dnia przyjeżdża błyszczącym automobilem jaśniepaństwo zaprzyjaźnione z generalicją zrobić sobie piknik.

Wysiadają, zajadają, kierowca w uniformie, już bez gogli ale za to w białych rękawiczkach serwuje pasażerom wino z butelki owiniętej równie białą serwetą. Chłopcy którzy z krzykiem wysypali się z automobilu to rwą stokrotki garściami, to depczą je z zapałem puszczając bańki mydlane i na jutowym sznurku latawiec z kokardami w imperialnych kolorach.

Prości zchamiali siedzeniem w okopach szeregowcy najpierw gwizdżą, by potem wykrzyczeć seksualne propozycje, a przy braku jej reakcji i wulgarne wyzwiska do eleganckiej damy przewodniczącej towarzystwu z automobila. Ogłupiali sierżanci klnąc i spluwając z wściekłości, leją ich pięściami po hełmach, a wystawiających z okopu głowy ciekawskich ściągają za portki z powrotem w błoto. Oficery szeptem nerwowo dyskutują pochyleni nad próbującym połączyć się ze sztabem zawzięcie kręcącym korbką telefonu polowego kapitanem.

Dama ubrana w elegancką suknię ignoruje gwizdy, a na obsceniczne propozycje obraca się tyłem. Kierowca wyjmuje z kufra patefon i próbuje zagłuszyć przekleństwa. Kapitanowi nie udało się dodzwonić do sztabu. Wychodzi z okopu początkowo pochylony niepewnie. Gdy anonsuje się, dama mierzy go wzrokiem z wyraźnym wstrętem patrząc na jego zabłocone buty po czym od niechcenia wyjmuje z obszytej cekinami portmonety jakieś złożoną kartkę. Kapitan czyta ją z uwagą po czym głośno, gdy milknie patefon, tak by słyszano go w okopach mówi, że pozwolenie z generalicji jest w porządku. Salutuje i już wyprostowany wraca do okopu niepewnie wymachując szpicrutą.

Gdy piknik się kończy i towarzystwo odjeżdża zostawiając za sobą siwy obłok dymu z rury wydechowej mieszający się żółtym kurzem, w okopie rozpoczyna się wielka dyskusja. Jedni mówią, że glejt to był prawdziwy, inni że dama sama go sobie napisała. Kapitan słucha tego z zadowoleniem podkręcając wąsa.

Jest zadowolony, że podlegli mu ludzie dyskutują o głupotach zamiast się zastanowić skądże to piękna pani wiedziała, że moździerze i haubice wroga nie rozerwą błyszczącego automobila wraz z pasażerami na strzępy, dekorując ku uciesze żołnierzy ostałe kikuty gałęzi okaleczonych drzew flakami damy i jej pięknych dzieci w marynarskich uniformach.

Wie, że tak jak i w innych zadziwiających swoją głupotą poczynaniach generalicji czy skandalach z kwatermistrzostwem ludzkie bydło w okopie pogada sobie, poprzeklina ale on i tym razem może spokojnie zasnąć w oficerskiej ziemiance, bo jeszcze nikt tam się nocą nie wedrze i go nie udusi.

Tak właśnie wygląda dyskusja na temat ostatnich występów pani Emilewicz.

A problem polega na tym, że jako elita nie rozumie ona najwyraźniej stanowiska elity z której się wywodzi.

Obecną sytuację można dość łatwo określić opisując końce osi na której umieścić można chyba wszystkie opinie i stanowiska.

Jeden jej koniec to przekonanie, że rząd znęca się nad nami wszystkimi, gdyż jest agentem sił ciemności, a kto wie czy nie wprost jaszczurów z planety Nubiru. Drugim, szlachetna idea, że cokolwiek rząd robi, robi to bezinteresownie, z czystej do nas wszystkich miłości.

Łatwo się jest domyślić która teoria jest tym co chce nam przedstawić elita.

Moja opinia na ten temat nie ma kompletnie znaczenia. Skupmy się na tym co myśli elita.

Założyliśmy, że elita myśli szlachetnie. Niegrzecznie byłoby posądzać ją o dwulicowość. Elita myśli więc pięknie, bo piękno przystoi elicie, tak jak kalosze plebsowi.

Skoro już wiemy, że wszystkie restrykcje są na nas nałożone z ojcowskiej miłości, to możemy swoimi ograniczonymi umysłami pokusić się by zrozumieć ich sens.

Otóż zamknięcie stoków i zgonienie z nich narciarzy i saneczkarzy było aktem miłości. Ojcowską troską by nieświadome tak jak dorosły dziecko nie zrobiło sobie krzywdy. O jakiej krzywdzie mówimy? No nie o błahej przecież, ale o śmierci! Z tej perspektywy postępowanie rządu nie jest wyrywaniem skrzydełek motylkom ale czymś nie tylko prawym jak i sprawiedliwym.

Podobnie jest w przypadku zwolnienia z zakazów sportowców wyczynowych i zawodowych. Wcale nie są wyłączeni z obostrzeń dlatego, jak się wydaje wszelkiej maści foliarzom, że chodzi o jakiś przywilej. To nie przywilej, to konieczność!

Sport wyczynowy opiera się w głównej mierze na reżimie. Ups, może to nie jest dobre słowo. Nie idźmy w tym kierunku. Wróć!

Sport wyczynowy opiera się w głównej mierze na rygorze i tej, no, eee, re…, eeee, regularności.

No właśnie.

Bez tego ani rusz. Osoba niezdyscyplinowana i nieskłonna do poświęceń nie osiągnie niczego w sporcie.

POŚWIĘCENIE, pot, ból i łzy to niezbędne składniki sportowego triumfu. To droga przez mękę, w skrócie pewnego rodzaju służba.

Rząd świadom zagrożeń musiał pozwolić prawdziwym sportowcom uprawiać sport w tych niebezpiecznych czasach nie dlatego, że ich lubi, tylko dlatego, że nie może ich skazać na przedwczesną sportową emeryturę.

Prawdziwi i nie niedzielni sportowcy musza uprawiać swoje sporty choćby wokół nich ścieliły się ofiary, bo jest to jedyna droga do sukcesu. Jak ktoś nie wierzy to niech sobie obejrzy wysoko oceniany film „Gallipolli”. Czy sprinter który trafił do okopów przerzucił się w tych warunkach na szachy?

Poważni sportowcy mogą nie chcieć ćwiczyć ale muszą zebrać swoje cztery litery i wziąć się do roboty, czy to słońce, czy to deszcz. Czy to długi weekend, czy to ferie, czy to w końcu wirus.

Wyczynowy narciarz nie dlatego szosuje po stokach w czasach zarazy, że może, ale dlatego, że musi. On się też naraża i z tą świadomością nakłada narty. Z fatalizmem patrzy na stok i pogodzony z losem zjeżdża, bo tak jak żołnierz strzela, tak narciarz jeździ na nartach. NIE DLA PRZYJEMNOŚCI. On nie chce jeździć na tych cholernych nartach, bo w domu na niego czeka narzeczona przy napalonym kominku, ale musi. Musi, bo inaczej nie będzie już narciarzem tylko jakimś za przeproszeniem cywilem. Równie dobrze zawieszając narty na kołkach może sobie kupić zgrzewkę piwa, czipsów i zasiadłszy przed telewizorem zapuścić się w otyłość.

Sportowiec wyczynowy uprawia obecnie sport nie dla przyjemności, ale dlatego, że jest do tego zmuszony. Podejmuje zatem RYZYKO by nie zmarnować wieloletnich wysiłków i pracy.

Tak przynajmniej wynika z perspektywy elity tłumaczącej, że obostrzenia są konieczne.

Jakie więc sens ma tłumaczenie pani Emilewicz, że synowie mają legitymacje związku narciarskiego?

Czy oni trenują na olimpiadę? Najbliższą czy tę kolejną?

Wysyłając dzieci na stok naraża je. W imię czego?

Oszalała?

Podobnie bezsensowne są argumenty w stylu: jak ktoś zazdrości to niech też się zapisze do związku, zrobi sobie papiery i też będzie sobie MÓGŁ jeździć.

Będzie MÓGŁ? W formie nagrody? Dla przyjemności?

Czyli co z resztą? Nie może jeździć bo była niegrzeczna? Ma karę?

Tak należy chyba rozumieć postępowanie elity.

Aby w pełni zrozumieć idiotyzm takiego tłumaczenia wystarczy na chwile hipotetycznie założyć, że premierem został w alternatywnej rzeczywistości Adam Małysz. I jako głowa rządu karze nam robić dokładnie to samo co w tej rzeczywistości w której utknęliśmy.

Po czym zakłada narty i idzie sobie pojeździć. Bo MU WOLNO, bo ma papiery i jest członkiem jakiegoś tam związku narciarzy. Bo był prawdziwym sportowcem. Szanowanym proszę Państwa, z medalami.

Czy aby faktycznie powinien?

Ja bym mu to odradzał, a jakby było trzeba to i połamał narty, żeby go zatrzymać w domu. Nie dlatego, że jego jazda łamała by prawo, ale dlatego że karierę sportowca już zakończył i nie powinien się narażać. A jeśli to wszystko faktycznie jest wielkim oszustwem, to powinien trzymać pozory, a nie beztrosko pląsać. Bo rozwścieczone pospólstwo zmienia się w motłoch, a tej sztuczki elita akurat nie powinna próbować.

Widać więc jasno, że pani Emilewicz kompletnie nie rozumie oficjalnego stanowiska elity. Gorzej, ona jawnie okazuje się sabotażystką pracującą na rzecz foliarzy!

Mało Wam, nie wierzycie?

Przecież sama mówiła, że wszystko jest w porządku, bo miała pozwolenie ze sztabu na piknik, to znaczy komplet legitymacji. A w dyskusjach uczeni juryści roztrząsają teraz czy to możliwe, by w rodzinie w której każdy od małego rwie się do nart akurat tak się złożyło, że jedna z pociech najwyraźniej wiedząc, że za parę lat pojawi się kolejna, postanowiła na nią ze swoją wrodzoną pasją poczekać (casus kolejnych numerów legitymacji).

A jakie to ma tak naprawdę znaczenie?

Przecież wszystko jest lege artis, bo zatrzymali się u ciotki, która jest wdową i nie wzięła od nich pieniędzy, bo już od dawna nie prowadzi wynajmu pokoju. Więc z czym do elity? Na drzewo hołoto!

Problem nie polega na tym czy zapłaciła ciotce za gościnę, czy został od tego odprowadzony VAT, czy nie złamano ograniczeń w goszczeniu, czy mieli maseczki w trakcie spotkań.

Ciotka wdowa rozumiem jest starszą osobą. Starsze osoby są zagrożone w kontakcie z dziećmi, które mogą je zabić samą swoją obecnością. Czyż nie dlatego uczniowie trzymani są z dala od swoich nauczycieli?

CZY NIE DLATEGO NIE MIELIŚMY SIĘ SPOTYKAĆ Z RODZINAMI W ŚWIĘTA 3 TYGODNIE WCZEŚNIEJ?

Coś się jakoś bardzo zmieniło w ciągu tych 3 tygodni?

Dziadkowie nie spotykali się z wnukami jak za jakiejś najciemniejszej okupacji, a Wy jaśniepaństwo spotykacie się z cioteczną babką. Nawet nie babcią, tylko krewnymi drugiego stopnia?!

Czy my się spotkaliśmy z kuzynami albo wujostwem?

No to jak, jesteśmy chyba jakimiś debilami skoro Was traktowaliśmy poważnie?

A Wy się tłumaczycie, że wszystko było zgodnie z przepisami, bo na kartce jest prawdziwy podpis generała i pieczątka sztabu? Dlatego Wasze dzieci mogą puszczać sobie latawce na pikniku?

I tak, nikt z nas może nie pójdzie nocą do ziemianki zadusić kapitana. Śpij sobie wąsata pierdoło spokojnie. My siedzimy z tymi szczurami i jemy spleśniały chleb z dżemem już prawie rok to jeszcze chwilę wytrzymamy. Ale przy najbliższym szturmie, jak już wyjdziemy z okopów, to dziwnym trafem wy wszyscy, oficery z durnymi sierżantami włącznie, tak się dziwnie stanie, że będziecie podziurawieni jak sita. Po wszystkim nikt i tak nie będzie sprawdzał przestrzelin. Z której strony był wloty, a z której wyloty. Będą ważniejsze sprawy.

Jesteście bezpieczni tylko tak długo jak długo nas trzymacie w tym okopie.

Dobra rada na przyszłość: już teraz załóżcie sobie, że kolejne wybory wygracie, owszem, ale tylko przy pomocy fałszerstwa. Dajcie sobie spokój z jakimiś przebiegłymi strategiami. To bez sensu. Lepiej zatrudnijcie fałszerzy i dla pewności przeprowadźcie je w okopie. No i nie zapomnijcie przysłać więcej sierżantów do pilnowania motłochu!

Zaszliście już za daleko a alternatywa jest taka, że przy niej canceling culture jaki się odbywa właśnie wiadomo gdzie to będzie właściwie wariant pozytywny.

Kto by się niby miał za wami ująć? My, publiczność zajęta odganianiem szczurów i suszeniem skarpet? Poważnie? To jest wasz plan B???

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo