Kultura Liberalna Kultura Liberalna
1501
BLOG

Wk***wienie rośnie

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

„Kiedy na świecie dzieją się rzeczy bardzo ważne (...) my siedzimy w trumnach. Tylko to już nie jest wyłącznie Dmowski i Piłsudski, ale trumny Jaruzelskiego, Lecha Kaczyńskiego i legenda żyjącego jeszcze Wałęsy. To wielkie płótno martyrologiczno-patriotyczne przykryło ten kraj i trzeba sobie wycinać w nim dziury, żeby spojrzeć w przyszłość. Bez sensu!”, mówi piosenkarz i pisarz.

Łukasz Pawłowski: Ty jesteś jeszcze z PRL czy już z III RP?

Paweł Sołtys: Jestem z pokolenia w rozkroku, ostatniego, które świadomie pamięta jeszcze PRL. W 1989 roku miałem 11 lat, całe wczesne dzieciństwo przypadło mi na Polskę Ludową. W rozmowach z młodszymi kolegami ze zdziwieniem łapię się na tym, że kiedy opowiadam im o czymś z poprzedniego ustroju, to dla nich jest bajka o żelaznym wilku. Ich wyobrażenie o PRL-u jest komiksowe.

Czyli jakie?

Mówią kliszami. Dla nich PRL to są te rzeczy, które dziś najczęściej pokazuje się w telewizji: ocet, milicja i polewaczki. To wszystko oczywiście było, ale gdyby było tylko to, ten system pewnie utrzymałby się przez pół roku, a nie prawie 50 lat.

Ktoś niedawno zwrócił mi uwagę, że mam już więcej lat, niż minęło od początku II wojny światowej do moich urodzin. A przecież druga wojna światowa to dla mnie zamierzchłe czasy. Dla młodych ludzi dziś rok, powiedzmy, 1985, to prehistoria. W związku z tym rozmowy na ten temat są dziwne, a niekiedy wręcz śmieszne.

W twoich opowiadaniach postacie z PRL-u są obecne, bo akcja zwykle toczy się albo przed rokiem ‘89, albo w latach 90. Ale w ogóle nie ma w nich sporu o PRL w takim natężeniu jak dziś. W opowiadaniu „Lena” ktoś mówi o sąsiedzie z klatki, że to „stary komuch”, ale z drugiej strony, sąsiad i „ma wartburga”, więc jakby co, to pomoże, bo „przecież sąsiad i człowiek, my tu wszyscy ludzie”. W innym jest Marian, były milicjant, który przy wódce „bez chamstwa” wyśmiewa Romka Szklarza i opowiada historie kryminalne z czasów PRL. Polska Ludowa jest widocznym tłem, ale ci ludzie nadal ze sobą rozmawiają.

Tak to pamiętam. Pod koniec lat 80. i na początku 90. nie przypominam sobie takiego podziału na plemiona jak dziś.

Dziś PRL dzieli nas bardziej niż wtedy?

Tak mi się wydaje. Ale moje opowiadania to nie jest historia polityczna czy społeczna, tylko tło do historyjek o ludziach. Tak się złożyło, że one dzieją się głównie w latach 90. czy w PRL-u, ale nie miałem ambicji tworzenia analizy socjologiczno-historycznej. To proza.

Chcesz powiedzieć, że te historie mogłyby mieć miejsce kiedykolwiek, na przykład dziś?

Nie mogłyby, ale raczej z przyczyn rozwoju technologicznego niż politycznego. Dziś przenieśliśmy się do zamkniętych pomieszczeń, komputerów i komórek. Ja opisuję czas do tego przeskoku technologicznego. Oczywiście, w książce są też jakieś współczesne rzeczy, ale zwykle kończą się wtedy, gdy przenieśliśmy się do cyfrowego świata, a dzieciaki zniknęły z podwórek. Dla mnie końcem świata, który znałem, nie jest – o dziwo – upadek komuny, tylko bardzo poważna zmiana technologiczna gdzieś z początku lat 2000.

Mówisz, że jesteś ostatnim pokoleniem w rozkroku między PRL a III RP. Co jeszcze łączy ludzi z twojego pokolenia?

Rozmowa o pokoleniach jest zawsze niebezpieczna. W piosence „Carlos” napisałem, że „nie mamy żadnych rad dla żadnych pokoleń, bo pokolenia to czarci chwyt”. Łatwo jest powiedzieć, że ludzie urodzeni w latach 70. mają wspólny los, ale ten „los” zupełnie inaczej wyglądał w Warszawie, a inaczej w Żaganiu, Nakle czy innych małych ośrodkach. Transformacja miała w tych miejscach zupełnie inne skutki. Zrozumiałem to, kiedy zacząłem jeździć po Polsce z koncertami. A grałem chyba wszędzie – w kilkuset miejscowościach. Kiedy rozmawiałem ze swoimi rówieśnikami, okazywało się, że nasze wspomnienia z lat 90. są bardzo różne.

W jakim sensie?

U nas po 1989 roku padła na przykład Huta Warszawa, ludzie tracili dobre prace i musieli iść do gorszych, ale nie było tak, że pół miasta lądowało na bruku. A w Nakle tak było. Upadły zakłady mięsne i nagle miasto zaczęło wymierać, ludzie zaczęli uciekać. Tam można skończyć średnią szkołę i potem pracować w ciucholandzie, policji albo uciec na studia lub do pracy do większego miasta. Takiego doświadczenia – nagłego upadku starego świata – nie miałem. Jeszcze wyraźniej widać to w miejscach, gdzie kiedyś były duże PGR-y. To jeżdżenie po Polsce dużo mi dało. Pozwoliło mi wyjść z mojej bańki.

A jaka jest twoja bańka? Ty jesteś… elitą?

Nie, nigdy się nie czułem. Sama Warszawa jest bańką. Jeśli nie jeździsz po Polsce i uważasz, że Polska jest odbiciem Warszawy, to bardzo się zdziwisz.

Co mnie ma zdziwić? To, że tych ludzi nie interesują spory, którymi my się emocjonujemy?

Więcej. O wielu konfliktach, które nam się wydają ważne, ci ludzie w ogóle nie wiedzą.

Na przykład?

Kwestie światopoglądowe, które w Warszawie się tkają. Spory o to, czy coś jest prawdziwą, czy nieprawdziwą lewicą. Dla wielu ludzi tego typu rozkminki w ogóle nie istnieją, a jeśli już, to jako powód do żartów.

Bardzo ważne sprawy – równouprawnienie kobiet, mniejszości seksualnych – nawet dla ludzi o lewicowych poglądach często są na dalekim planie. Bo na pierwszym zostają sprawy bytowe – to, że nie ma pracy albo praca jest uwłaczająca i nisko płatna.

W latach 90. było o wiele gorzej. Czy twoim zdaniem ludzie już zapomnieli, czy idealizują te czasy, mówią sobie, że chociaż było biednie, to byliśmy w tym razem i nie było takiego zróżnicowania, bo dopiero wychodziliśmy z PRL-u.

To kilka opowieści albo raczej ta sama opowieść, która jest inna w zależności od tego, kto ją opowiada. Jest opowieść o tym, że lata 90. to wydobycie się z szarości i biedy PRL-u. Pierwsze możliwości podróżowania, kolorowe półki. Pamiętam ten zachwyt.

Zbierałeś puszki po piwie?

Ja akurat nie, ale koledzy zbierali. Pamiętam, jak pod koniec lat 80. pojawiły się na ulicach Warszawy przyczepy, na których sprzedawano towary z Zachodu – papierosy, słodycze i colę w małych puszkach. Z jakiegoś powodu byłem przekonany, że ta cola jest tysiąc razy lepsza niż ta ze sklepu Społem. I ona faktycznie smakowała mi bardziej, co jest oczywiście niemożliwe. Pamiętam, jak zerwaliśmy się z lekcji, żeby pojechać na otwarcie pierwszego McDonalda. Mieliśmy po 12–13 lat i poszliśmy na wagary. To była Ameryka. Jakbyś nagle znalazł się w tych filmach, które do tej pory oglądałeś na VHS.

To jest jedna opowieść…

Druga mówi o tym, jak pada fabryka czy PGR, a ludzie, którzy żyli stosunkowo dobrze, nagle znajdują się – w ciągu roku, dwóch – w głębokiej biedzie. Pamiętam, jak w latach 90. padło hasło „homo sovieticus”. Że niby to ludzie, którzy nie umieją i nie chcą być przedsiębiorczy. Po pierwsze, wielu z nich nie miało żadnych szans, żeby być przedsiębiorczym, bo co innego jest Warszawa, a co innego jakaś mała wieś. A po drugie, skąd oni mieli się tego nauczyć, nagle, w rok? Są ludzie, którzy mają w sobie taki bigiel, ale to jest promil. Większość nie była do tego przygotowywana. Pracowali w fabrykach i ten świat się załamał. To też jest opowieść o latach 90.

I wciąż ją słyszysz, kiedy jeździsz z koncertami i rozmawiasz z młodszymi ludźmi?

Cały wywiad na kulturaliberalna.pl

Paweł Sołtys (Pablopavo)

piosenkarz, wokalista zespołów Vavamuffin i Ludziki. Pisarz. Za książkę „Mikrotyki” [2017] został uhonorowany m.in. Nagrodą Literacką im. Marka Nowakowskiego oraz Nagrodą Literacką Gdynia.

Łukasz Pawłowski

szef działu politycznego i sekretarz redakcji „Kultury Liberalnej”. Twitter: @lukpawlowski

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura