Piotr Smolanski Piotr Smolanski
12769
BLOG

Strzelnica

Piotr Smolanski Piotr Smolanski Gospodarka Obserwuj notkę 10

Strzelnica stała sobie na uboczu. Nie zarabiała dobrze, nie zarabiała źle. Ostatnio ruch był kiepski, dlatego właściciel ucieszył się kiedy do strzelnicy podeszło trzech klientów.

Jedna kolejka za dolara, można maksymalnie wygrać misia za 20 dolarów. W tym celu należy pięć razy trafić.


Trzej klienci zapłacili za swoje kolejki, lecz nie oddali strzałów. Byli zajęci szacowaniem. Po ożywionej dyskusji wyszło im, że ich prawdopodobieństwo prawdopodobnie prawdopodobne to około 50% szansy wygrania nagrody. Nie podali metodologii tego szacunku, ale przyjęli go za linię bazową. Jako że jak na razie stracili po dolarze aby uzyskać 50% szansy wygrania 20 dolarów, swoją wartość uznali za 50% szansę na 19 dolarów, co w tych kalkulacjach uśredniło się do obecnej “bezpiecznej” wartości 9.5 dolara. Zainwestowanie dolara i uzyskanie wartości 9.5 dolara zostało uznane za doskonałą inwestycję, więc trzej klienci wydali sobie nawzajem certyfikaty Złotej Jakości Inwestycyjnej.


Następnie jeden z nich oddał strzał i trafił.


Jako że prawdopodobieństwo wygranej wzrosło o (według niego) ⅕, oszacował on swoją nową wartość na 60% z 19 dolarów, czyli 11.4 dolara, co dało wzrost o 1.4 dolara na przestrzeni minuty, czyli 14 dolarów na dziesięć minut, 84 dolary na godzinę, 2016 dolarów dziennie, 735.840 dolarów rocznie. Teraz mówimy już o poważnych pieniądzach i chociaż były in spe, to tylko prymityw by się tym przejmował, bo na matematykę nie masz pan wała i nie badź pan trąba. W związku z tym wyemitował ów klient papiery wartościowe na swoim notesie. Reszta klientów która nie oddała jeszcze strzału i dlatego szacowała swoją wartość niżej odpowiedziała emitując własne papiery wartościowe, które w celu dywersyfikacji kupił najlepiej sobie radzący klient za własne papiery. Dwaj pozostali oczywiście kupili jego papiery za swoje papiery, skutkiem czego pierwszy posiadał po połowie każdego pozostałego, zaś pozostali posiadali po 40% pierwszego, z 20% wciąż należącymi do niego. I na tym może by się sprawa zakończyła, ale jeden z nich wpadł na pomysł zatrudnienia profesjonalnego strzelca wyborowego.


Właściciel strzelnicy zapytał czy ktoś planuje strzelać, ale został zignorowany. Toczyły się tu poważne interesy, nie na poziomie jakiejś zasranej strzelnicy.


Otóż profesjonalny strzelec według szacunków jednego z klientów wziąłby 200 dolarów, ale trafiłby w pięć celów z 95% pewności, co wprawdzie powodowało pewną ekspozycję (180 dolarów), ale doświadczalna delta przyrostu skoczyłaby wówczas drastycznie a dług da się łatwo zaksięgować i pokryć z przyszłych zysków. 95% pewności oszacował klient na przyrost wartości do 90% z 19 dolarów, czyli 17.1 dolara. Jak łatwo policzyć w minutę za pomocą samego tego pomysłu wartość przdsięwzięcia wzrosła o 7.6 dolara co daje przyrost o 3.994.560$ w skali roku. To spowodowało wzrost wartości papierów wyemitowanych przez tego klienta. Jako że po jego połowie posiadali pozostali klienci, będące w ich posiadaniu papiery odpowiednio wzrosły na wartości, więc wzrosła też ich wartość. To spowodowało wzrost wartości pomysłowego klienta który przecież posiadał papiery idące gwałtownie w górę. Jako że znaleźli się przez to na granicy zbyt widocznej rekurencji, po krótkiej lecz burzliwej naradzie ustalili że klient który raz trafił jest teraz wart miliard, klient który chciał zatrudnić strzelca jest wart 2 miliardy, klient który nic nie zrobił jest wart 0.8 miliarda. Ten ostatni był teraz uważany za poważnego inwestora, nie idącego na pochopne ryzyko i powoli i pewnie zwiększającego swoją wartość. Narysowano wykresy i przyszedł czas na zatrudnienie księgowych, ale ciężko ich było zatrudnić za kartki wyrwane z notesu.


Właściciel strzelnicy zapytał czy ktoś planuje strzelać, ale teraz wokół trzech klientów był już mały tłumek i nikt go nie usłyszał. Tłumowi zaprezentowano wykresy, złożoną matematykę i historię inwestycyjną, z której niezbicie wynikało że kto teraz zainwestuje w trzech klientów, ten stracić nie może. Gapie sięgnęli po portfele.


Dwie godziny później tłum liczył kilkadziesiąt tysięcy ludzi a ciężarówki bankowe dowoziły pieniądze. Pojawiły się kolejne papiery wartościowe, częściowo emitowane przez co sprytniejszych inwestorów w inwestorów. Właścicielowi strzelnicy kazano iść precz razem z jego strzelnicą bo przeszkadza w interesach.


W tym czasie niektórzy inwestorzy notowali już wzrosty roczne rzędu 70%, brakowało notesów do zapisywania nowych weksli, ciężarówki dowoziły po milion dolarów na minutę, z czego 995 tysięcy natychmiast szło na bonusy dla głównych graczy i obracaczy. Wszyscy uważali to za świetny interes, bowiem byli to ludzie Tworzący Wartość, geniusze powodujący nieustanną bonanzę wzrostu, Kapitanowie Przemysłu, Finansowi Magicy, Napędzacze Wzrostu. Zadowoleni i otoczeni dymem z cygar wręczali sobie nawzajem medale.


System był doskonały i nikt na nim nie tracił. Zainteresowały się nim fundusze powiernicze, fundusze emerytalne oraz rząd. Do obiegu weszły grube miliardy a potem biliony i pieniądze dowożone już były nie ciężarówkami, lecz pociągami. W okolicy zbudowano stację kolejową i lotnisko. Pieniędzy było tyle że po opłaceniu bonusów dla kilkunasty tysięcy głównych graczy wciąż wystarczało na dalsze emisje papierów wartościowych i wciąganie kolejnych graczy.


Nie wiadomo jak długo by to trwało gdyby ktoś nierozgarnięty nie zadał nagle kilku pytań.

- Moment, czy nie strzelono tylko raz?

- Czy wartość samego materialnego misia nie wynosi tylko 20 dolarów?

- Czy nie jest tak, że nikt misia nie widział na oczy?

- Gdzie jest w ogóle strzelnica? W Chinach? Czemu tam?

- Jaka jest realna podstawa emisji pierwszych papierów wartościowych? Coś co możnaby zobaczyć albo czego możnaby dotknąć?



Zapadła cisza. Powoli, powoli ludzie przyglądali się ściskanym w rękach przepoconym, zabazgrolonym kartkom. Duża część miała w kieszeni kwit z banku wskazujący poinwestycyjny stan konta: 0$. Ale te przepocone kartki w dłoniach były warte fortunę. Prawda? Prawda?! Nikt jeszcze nie panikował, bo panika naprawdę nie była w niczyim interesie. Obwieszeni złotymi medalami trzej klienci przechadzali się między ludźmi poklepując ich po ramionach, mówiąc o korekcie, o czkawce giełdy, zapewniając że jeśli wszyscy po prostu wznowią aktywność jakby te pytania nigdy nie padły, to wszyscy znowu będą zarabiać. Wierzono im, bo co innego zrobić? No co? Więc giełda wznowiła aktywność, ale z szarpnięciami, z czkawkami, z refluksami a tu i tam widziano ludzi wymykających się w zaułki póki dostawali jeszcze za papiery wartościowe garść gotówki od spóźnionych nowych graczy.





To postawiło rząd w okropnym położeniu. Co zrobić? Trzeba to wesprzeć! Jeśli rząd nie włoży w ten system pieniędzy, to rozpadnie się on w drebiezgi, a to zniszczy główne obecnie źródło dochodu kraju. Przecież zysk który się tu mielił był tak gigantyczny że od dawna nikt inny niczego już nie robił, to tu Wytwarzana Była Wartość. Strzelnica? Jaka, kurwa, strzelnica?! My tu rozmawiamy o poważnych sprawach! Jak mantrę powtarzano “zbyt wielcy aby upaść”, upadek trzech pierwszych klientów spowodowałby upadek powstałej tu giełdy czego nie chciał zupełnie nikt.


Z jękiem i zgrzytem ruszyły maszyny drukarskie. Do domów Wielkiej Trójki jechały sznury tirów pękające od banknotów.

Jestem Quellistą, wierzącym w słowo Adama Smitha i chronienie najsłabszych przed skutkami owego słowa. To chyba czyni mnie centrystą. Niech i tak będzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka