Bełkotujmy Olimpiadę

Kiedy w prasie pojawiały się zdjęcia demonstracji wzdłuż trasy znicza olimpijskiego, wzruszałem tylko ramionami. Olimpiada nic mnie nie obchodzi. Zawody cyborgów, które mają ze mną tyle wspólnego co Terminator i różnice między którymi mierzy się w pikosekundach mają się do mnie nijak. Czy w tym roku wygrają prochy i biotech firmy tej czy tamtej, mam to gdzieś. Nuda. Natomiast kiedy ów bojkot zaczął się przenosić w świat mediów, polityki, czy w końcu rozmów ze znajomymi, zaczęła mnie brać irytacja.

Moment - teraz się wszyscy obudzili? Olimpiada została przyznana państwu generalnie faszystowskiemu, w którym świetnie mają się obozy koncentracyjne, w którym narzędziem dialogu z opozycją jest kabel wpięty w gniazdko, czy wiertarka i palnik, w którym kobiety zmusza się do aborcji (wiem, że dla feminazistek to akurat oznacza raj wyzwolenia i emancypacji), które słowem jest obrzydliwą zamordystyczną dyktaturą, traktującą ludobójstwo właściwie rutynowo. To wszystko wiadomo było przecież od dawna i z góry i wiedzieli o tym ci, którzy wybierali się do Pekinu. Być może po to, by obserwować zawody rozgrywane na tych samych stadionach, których używano do masowych egzekucji. A teraz nagle zamieszki i pobicia i jaki wrzask! Jaki krzyk! Biją mnichów, o rety, bijta na alarm?

A czego się, idioci jedni, spodziewaliście? Że będą im cukierki dawać? Chińczycy? Nikomu do łba nie przyszło protestować przeciw obozom koncentracyjnym, przeciw potwornemu wyzyskowi, biedzie, korupcji, przeciw morderstwom sądowym, wspieraniu krwawych dyktatur w Afryce, przeciw całemu temu oceanowi obrzydliwości którym jest Państwo Środka. I teraz taki wrzask o zamieszki w Tybecie?

Jak długo wypruwa się flaki Chińczykom, jest ok. Ale niech ktoś dotknie Tybetańczyków i dopiero wtedy jest to zbrodnia? Pieprzeni hipokryci. Ciekawi mnie, czy któryś z nich będzie konsekwentny i przestanie kupować produkty z nalepką "made in China". Czyli wszystkie.